Porywała dzieci biednym, sprzedawała je bogatym. Nigdy nie odpowiedziała za to, co robiła przez lata
Najchętniej wybierała dzieci o blond włosach i niebieskich oczach. Przez prawie 25 lat porwała 5 tysięcy maluchów. Zabierała je z biednych domów, czasem z opieki społecznej, czasem porywała prosto z ulicy. Nikt nie mógł jej powstrzymać. Historia jak z filmu? Tyle że to wydarzyło się naprawdę.
18.06.2017 | aktual.: 18.06.2017 18:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Taka miła kobieta przyszła, by zabrać córeczkę do szpitala - wspomina Alma Sipple. Opowiadała to gazecie "The Orlando Sentinel" 44 lata po tym, kiedy ostatni raz widziała swoje dziecko. Przez te wszystkie lata żyła w ogromnym poczuciu winy, w żałobie. Nie miała pojęcia, czy jej dziecko żyje.
Alma zobaczyła kiedyś w telewizji program o kobiecie, która przed laty prowadziła nielegalny handel dziećmi do adopcji. Porywała je z ulic, spod kościołów, ze szpitali. Odbierała je brutalnie rodzicom i sprzedawała za niemałe pieniądze bogatym klientom - nieświadomym tego, skąd pochodzi dany malec.
I nagle w telewizji ukazało się zdjęcie tej "miłej kobiety", która zamiast pomóc, zniszczyła życie Almy. - Zaczęłam krzyczeć! To była ta kobieta, która porwała moją Irmę - wspomina.
Historia Georginy Tann szokuje do dziś. I niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że to naprawdę się wydarzyło. W cywilizowanych Stanach Zjednoczonych. A co więcej, ta kobieta nigdy nie stanęła przed sądem.
Przerażający proceder trwał latami
Georgia Tann działała w Teksasie. Przez prawie trzy dekady zniszczyła życie setkom rodzin. Uważa się dziś, że pomiędzy 1924 a 1950 rokiem porwała ponad 5 tysięcy dzieci z biednych domów. 500 z nich zmarło na rękach pracowników społecznych - źle się nimi opiekowano, nie zabierano do lekarza i podobno także znęcano się nad nimi fizycznie.
Tann przez lata wypracowała sobie wiele metod "pozyskiwania dzieci" dla swoich bogatych klientów. Przekupywała pielęgniarki i lekarzy na oddziałach położniczych, którzy później mówili świeżo upieczonym rodzicom, że ich dzieci nie przeżyły. Wiedziała też o porodach w więzieniach i szpitalach psychiatrycznych. Jeździła tam, przekupywała przełożonych i zabierała maluchy.
Starsze dzieci porywali najczęściej jej pracownicy. Jak w koszmarnych historiach opowiadanych, by przestraszyć niegrzeczne maluchy - podjeżdżali samochodem i pakowali dzieci do środka. By zatrzeć za sobą ślady, podrabiali dokumenty adopcyjne i niszczyli wszystkie papiery, które mogły świadczyć o tym, że dane dziecko kiedykolwiek żyło.
Choć od zakończenia tego procederu minęło kilkadziesiąt lat, historie porwanych dzieci i ich rodzin wciąż szokują opinię społeczną. Lisa Wingate wydała właśnie w Stanach książkę, która jeszcze raz podejmuje ten temat. W "Before We Were Yours" opisuje przypadki dwóch rodzin - majętnych Stanffordów i biednych Fossów.
Tann mówiła swoim klientom, że dzieci, które może dla nich znaleźć, są "niezapisanymi kartkami". Pisarka przyznaje w rozmowie z "New York Post": - Najbardziej mnie przerażało, że te dzieci wcale nie były tymi "niezapisanymi kartkami". To byli ludzie. Miały geny, rodziców, zdolności… To były czyjeś dzieci.
Dziecko pod choinkę
Georgia pochodziła z zamożnej rodziny. Niczego jej nie brakowało. Urodziła się w 1891 roku w Hickory, w stanie Mississippi. Jej tata był prokuratorem. Jednym z jego obowiązków było zajmowanie się bezdomnymi dziećmi, które trafiały do stanowych placówek. Starszy brat Georgii - Rob Roy Tann - był jednym z takich dzieci. Został adoptowany przez jej rodzinę niedługo po jej narodzinach.
Tann marzyła o tym, by pójść w ślady ojca i studiować prawo. Ten powiedział jej, że to "zbyt męski zawód" jak dla kobiety. Zmuszona była studiować muzykę. Dopiero po latach znalazła sobie pracę w rodzącym się zawodzie opiekuna społecznego. Był 1916 rok.
Pracowała dla Mississippi Children’s Home-Finding Society - był to ośrodek, który pomagał małżeństwom w adoptowaniu dzieci. To właśnie tam po raz pierwszy zakosztowała władzy, której kilka lat później będzie tak bardzo nadużywać. Zaczęła umieszczać dzieci w bogatych domach bez zgody obu biologicznych rodziców.
Wtedy prawo nie było tak surowe jak dziś, a przepisy dotyczące adopcji tak skomplikowane. Tann miała praktycznie wolną rękę. Nie była jednak uważna. Znalazło się małżeństwo, które pozwało ją za to, że doprowadziła do adopcji bez ich zgody. Musiała się więc na jakiś czas wycofać. Spakowała się i przeniosła do Teksasu.
Od 1924 roku pracowała dla Tennessee Children’s Home Society. Tu zaczęła na dobre swoją działalność. Ale zaczęło się niewinnie. W gazetach umieszczała plakaty reklamujące swój ośrodek adopcyjny. Hasło brzmiało: "Chciałbyś dostać prawdziwy, żywy świąteczny prezent?". Tak jakby dzieci były tylko lalkami, które można znaleźć pod choinką.
Kto zasługuje na to, by być rodzicem
Wkrótce Georgia stała się bardzo wpływową osobą. Nie bez pomocy. E.H "Boss" Crump, skorumpowany polityk z Memphis, jako jedyny wiedział, co tak naprawdę robi na co dzień Tann. Porywaczka i polityk mieli układ idealny. Ona płaciła mu pokaźne sumy za przymykanie oka na nielegalną działalność i zapewniała polityczne wsparcie ze strony swoich klientów. On natomiast przekonywał policję, że doniesienia o rzekomych porwaniach dzieci to tylko plotki. Podobno także sam pomagał w uprowadzeniach.
Co więcej, drugim najbardziej zaufanym współpracownikiem Tann była Camille Kelley z miejscowego sądu rodzinnego. Podobnie jak Georgia uważała, że robi to dla dobra dzieci. Kelley pozbawiała dane małżeństwo praw rodzicielskich i przekładała je na porywaczkę. Oczyszczała drogę do przyszłej adopcji.
Tann była przekonana, że są dwa typy ludzi: biedni, których uważała za z góry niekompetentnych rodziców, i ci bogaci - rodzice idealni.
Największe pieniądze przychodziły z adopcji międzystanowych. Klienci z Nowego Jorku czy Los Angeles byli w stanie zapłacić nawet 5 tys. dolarów za dziecko. Większość tej sumy trafiała do kieszeni Tann, która mogła sobie pozwolić nawet na wynajęcie prywatnego szofera.
Klientów nie brakowało. Jak podaje "New York Post", aktorka Joan Crawford adoptowała w ten sposób bliźniaczki Cathy i Cynthię w 1947 roku. Wpływowi June Allyson i Dick Powell dzięki agencji zostali rodzicami kilkuletniej Pameli. Dawny gubernator Nowego Jorku także był jednym z klientów Tann. Przyszły wrestler Ric Flair był z kolei jednym z tych porwanych dzieci.
Zniszczyła życie setkom rodzin
Po kilkunastu latach znaleźli się rodzice, którzy zaczęli podważać metody Georgii. Ona jednak doskonale wiedziała, że nie wiele mogli jej zrobić. Po pierwsze bez dokumentów nie można było udowodnić, że dane dziecko miało wcześniej inną rodzinę. Po drugie - politycy zasłaniali Tann przed policją. I w końcu po trzecie - bali się, że stracą tak bardzo upragnione dzieci. Kończyło się na plotkach.
Georgia Tann była nie do tknięcia.
Pod lat 40. XX wieku zdiagnozowano u niej raka macicy. Działalność agencji zaczęła słabnąć, podobnie zresztą jak polityczna kariera Crumpa. Niedługo później prezydentem Memphis został Gordon Browning, zagorzały przeciwnik Crumpa. Chciał zrobić wszystko, by upokorzyć swojego rywala. W ostatnich latach życia Tann wszczęto przeciwko niej dochodzenie.
Udowodniono, że przekupiła kilku polityków. I tyle. Przez lata nikt nie udowodnił tego, że porywała dzieci i stworzyła prawdziwy czarny rynek adopcji.
Georgia Tann miała 59 lat, gdy rak odebrał jej życie. Zmarła w swoim domu na przedmieściach. Nie odpowiedziała nigdy za przestępstwa, jakich dokonała. Nie zostawiła też pieniędzy na ośrodek, do którego trafiały porwane przez nią dzieci. Niedługo później placówkę zamknięto.
Rok po śmierci Tann jej przerażająca działalność wyszła na jaw. Wszystkie gazety w kraju rozpisywało się o "diable z Teksasu". Nie udało się jednak odnaleźć wszystkich porwanych dzieci. Rozsiane były po całym kraju i bez dokumentów. Trudno było o ich powrót do domu i biologicznych rodziców.
Krótko po śmierci Tann na emeryturę przeszła sędzia Camille Kelley. Chroniona przez Crumpa, uniknęła więzienia. W 1955 roku zmarła na zawał. Crump z kolei zmarł rok później. Kierowcy z Memphis uhonorowali jego pamięć, nazywając jego imieniem bulwar pomiędzy Route 55 i Route 78.
A co z pamięcią o Georgii Tann? W 1993 roku powstał film telewizyjny "Skradzione dzieci", jest też książka "The Baby Thief" (Złodziejka dzieci).
Ironia losu sprawiła, że jej działalność przyczyniła się do popularyzacji adopcji. Wcześniej rodzice, którzy nie mogli spłodzić potomka, nie uzyskiwali od nikogo pomocy. Bali się adopcji, nie mieli pojęcia, co będą myśleć o nich inni. Jednocześnie to właśnie Tann jako pierwsza rozpowszechniła praktykę sekretnych adopcji - wyczyszczone dane dzieci, niemożność dowiedzenia się, kto jest biologicznym rodzicem. Praktyki, które stosowała Tann, są dziś powielane w wielu stanach.
- Gdyby ktoś wymyślił sobie taką historię, z łatwością można byłoby to skomentować słowami: "Eh, to by się przecież nigdy nie wydarzyło. Nie w tym kraju". Jak widać stało się. I trwało przez wiele, wiele lat - przyznaje dziś Wingate.