Wielka Księżna Anastazja. Jej imię znaczy zmartwychwstanie
Przez lata sądzono, że jako jedynej udało jej się uratować z masakry carskiej rodziny. Pogłoski o jej ucieczce z miejsca uwięzienia krążyły po całym świecie. Uwiarygodniały je wieści o kolejnych podających się za nią kobietach.
18.06.2017 09:36
Najbardziej znana z "cudownie ocalonych", Anna Anderson, była do niej łudząco podobna i ujawniła fakty znane tylko (jak sądzono) najbliższej rodzinie Romanowów. Właśnie to ostatnie przesądziło, że wielu przebywających na emigracji członków rodu przyznało, że kobieta jest rzeczywiście Wielką Księżną Anastazją Nikołajewną Romanową, najmłodszą, urodzoną 18 czerwca 1901 roku, córką cara Mikołaja II.
Jej imię okazało się prorocze. Wywodzi się ono od starogreckiego słowa anastasis, co po polsku można przetłumaczyć na "powstanie", "zmartwychwstanie".
Mimo wysokiego urodzenia wychowywana była surowo
Rodzice nazywali ją Anaszką i szwybzykiem. Ten ostatni przydomek, oznaczający w języku rosyjskim chochlika, nie był jej nadany bez powodu. Od dzieciństwa była żywa i czupurna. W rodzinie znano ją jako buntowniczkę i żartownisię. Lubiła płatać figle i żarty. Bywała też złośliwa i uparta.
Te niezbyt pozytywne cechy charakteru łączyła jednak z dobrym sercem. Kochała zwłaszcza brata, Aleksego oraz ojca. Tylko ten ostatni potrafił ją zresztą okiełznać, gdy na przykład wchodziła na drzewa i odmawiała zejścia. "Zrobię to, gdy nakaże mi papa" – stwierdzała.
Mimo wysokiego urodzenia w dzieciństwie jej nie rozpieszczano. Dziewczynki spały na prostych i twardych łóżkach, bez poduszek. Dzień zaczynały od zimnych kąpieli, a potem ubierały się w bardzo skromne sukienki. Nie były też wolne od obowiązków. Pracowały razem ze służbą, ścieliły łóżka i sprzątały swoje pokoje. Cesarz i cesarzowa dbali także o to, by nie wywyższały się i szanowały prostych ludzi. Bardzo często odwiedzały więc mieszkania służących i bawiły się z ich dziećmi.
Surowe wychowanie nie oznaczało oziębłości. Mikołaj II i jego żona byli czułymi rodzicami. Dzieci czuły, że rodzice bardzo ich kochają.
Koniec sielskich lat
Gdy wybuchła I wojna światowa, która przyniosła zagładę dynastii Romanowów, Anastazja skończyła trzynaście lat. Choć miała lekką skłonność do tycia, zachwycała urodą. Wszyscy zwracali uwagę na jej ogromne błękitne oczy i rudo-blond włosy. Gości cara podbijała także wielkim urokiem osobistym.
Sielskie życie zakończyło się w momencie wybuchu pierwszej rewolucji rosyjskiej, w lutym 1917 roku. Po abdykacji, Mikołaja II internowano wraz z bliskimi w rodzinnej rezydencji w Carskim Siole, a po kilku miesiącach przewieziono do Tobolska. Tam zastał ich przewrót październikowy. Początkowo dość znośne warunki szybko zmieniły się na bardzo restrykcyjne.
Bolszewicy uznali, że Tobolsk nie jest wystarczająco "bezpieczny" dla cara i jego rodziny i przewieźli wszystkich do Jekaterynburga, do domu kupca Ipatiewa. Tam też, w piwnicy, zamordowali całą rodzinę, w nocy z 16 na 17 lipca 1918 roku.
Ciała zamordowanych wrzucono do zamkniętego szybu znajdującej się w pobliżu kopalni. Dla pewności, że nikt ich nie rozpozna, zwłoki wcześniej porąbano siekierami i oblano kwasem.
"Drugie życie" Anastazji
Gdy kilka dni później teren zajęli białogwardziści, od razu przystąpili do poszukiwań rodziny Romanowów. Śledczym udało się wydobyć niektóre szczątki, nie natrafili oni jednak na kości Aleksego i Anastazji.
Właśnie to spowodowało pojawianie się kolejnych oszustów, którzy podawali się za cudownie ocalone dzieci cara Mikołaja II. O ile kariery "Aleksych" dość szybko się jednak się kończyły, to zamieszanie wokół Anastazji trwało dziesiątki lat.
17 lutego 1920 roku w Berlinie wyłowiono z rzeki niedoszłą samobójczynię. Po miesiącach milczenia w szpitalu psychiatrycznym, młoda kobieta przedstawiła się: "Nazywam się Anastazja Nikołajewna Romanowa, jestem cudownie uratowaną córką cara Mikołaja II". Lekarze początkowo zbyli to oświadczenie, ale część z nich zwróciła uwagę na niezwykłe podobieństwo pacjentki do carówny. Kobieta miała nawet identycznie zniekształconą lewą stopę. Doktor Otto Reche, specjalista od anatomii patologicznej, po porównaniu zdjęć Anastazji i Anny Anderson (jak ją nazwano w szpitalu) uznał, że "takie podobieństwo możliwe jest tylko wówczas, gdy mamy do czynienia z twarzą jednego i tego samego człowieka lub bliźniąt jednojajowych".
Wieść o "ocalałej Anastazji" dotarła do przebywających na emigracji ocalałych z pożogi rewolucyjnej Romanowów. Poddali oni kobietę testowi opracowanemu przez jednego z kuzynów Anastazji. Zawierał on pytania, na które potrafiłaby odpowiedzieć tylko prawdziwa córka Mikołaja II. Niedoszła samobójczyni przeszła tę próbę śpiewająco.
"Carówna" okazała się polską robotnicą
Część rodziny uznała wówczas prawowite pochodzenie "krewniaczki". Większość jednak, w tym nestorka rodu cesarzowa Maria Fiodorowna, żona Aleksandra III i matka Mikołaja II, nie mogła się z tym pogodzić.
Wynajęty przez nich detektyw dotarł aż do Gdańska, gdzie ustalił, że podająca się za Anastazję dziewczyna to w rzeczywistości Franciszka Szankowska, robotnica zatrudniona niegdyś w jednej z tutejszych fabryk.
"Córka" Mikołaja II jednak nie rezygnowała z praw należnych członkini carskiej rodziny. Rozpoczął się długoletni proces, który zakończył się dopiero w 1970 roku, uznaniem Anny Anderson za oszustkę. Kobieta nie potrzebowała już wówczas udziału w carskich precjozach – od dwóch lat była żoną milionera Johna Manahana.
Spór o Anastazję zakończył się ostatecznie w 1984 roku, gdy Anderson zmarła. Przeprowadzone po jej śmierci badania DNA wykluczyły jej pokrewieństwo z rodziną Romanowów. Tajemnica jednak pozostała. Do dzisiaj na przykład nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób prosta robotnica zdobyła tak szeroką wiedzę na temat carskiej rodziny. To właśnie ta tajemnica uczyniła z postaci jedną z ikon współczesnej popkultury.