Poświęciła swoje życie, by przytulać żołnierzy jadących na misję
Gdy w 2003 roku wybuchła wojna w Iraku, a amerykański rząd zaczął masowo wysyłać tam swoich żołnierzy, Elizabeth Laird wpadała na nietypowy pomysł. Kobieta poświęciła swoje życie, by przytulać wyjeżdżających na front. Przez 12 lat zyskała miano „Hug Lady”, a dziś to ona potrzebuje ich wsparcia.
Gdy w 2003 roku wybuchła wojna w Iraku, a amerykański rząd zaczął masowo wysyłać tam swoich żołnierzy, Elizabeth Laird wpadała na nietypowy pomysł. Kobieta poświęciła swoje życie, by przytulać wyjeżdżających na front. Przez 12 lat zyskała miano „Hug Lady”, a dziś to ona potrzebuje ich wsparcia.
Przez ponad dekadę 83-letnia dziś Elizabeth Laird przychodziła do Fort Hood w Teksasie, by uścisnąć każdego żołnierza, który jechał do Iraku. Gdy wracali, zawsze mogli liczyć na to, że staruszka będzie na nich czekać. Wielu z nich miało tylko ją. Kobieta czekała na oddział żołnierzy nawet w dniu, gdy odbywał się pogrzeb jej męża. Jak policzyli dziennikarze „Washington Post”, przez te wszystkie lata przytuliła ponad 500 tys. członków amerykańskiej armii.
Kiedy oni walczyli w Iraku, Laird toczyła własną bitwę. Lekarze stwierdzili u niej kilka lat temu raka piersi. W listopadzie tego roku trafiła na oddział intensywnej terapii. Teraz to ona potrzebowała wsparcia żołnierzy. Jej syn, Richard Dewees, wystartował z projektem na GoFundMe, gdzie wszyscy ci, którzy chcieli wspomóc rodzinę finansowo, mogli wpłacać niewielkie kwoty. Dewees wyznaczył cel kampanii na 10 tys. dolarów. Szybko wieść o chorej Hug Lady rozeszła się wśród armii. Dziś udało się im zebrać nie 10, a 80 tys. dolarów, które wystarczą na pokrycie wszystkich kosztów leczenia.
- Chcą jej podziękować za to, że zawsze ich pocieszała, dawała coś, na co mogli czekać po powrocie. Wiedzieli, że kiedy wrócą, ona będzie na nich czekać. Stała się dla nich rodziną – mówi „Washington Post” jej syn.
Pod projektem na stronie wpisują się wszyscy ci, którym udało się spotkać z seniorką.
„Elizabeth, dałaś nam cząstkę ludzkości tuż przed tym, jak mieliśmy spędzić lata w piekle”, „Kocham ją, przy odprawie miałam łzy w oczach. Martwiłam się, że moja 2-letnia córka zapomni o mnie. Elizabeth przytuliła mnie i wyszeptała mi wprost do ucha, że wszystko będzie dobrze. Tak dużo to dla mnie wtedy znaczyło. Chciałabym mieć miliony, które mogłabym jej oddać” – to tylko część z ich komentarzy.
Na wpłacaniu pieniędzy się nie skoczyło. Do jej szpitalnego pokoju ściągają żołnierze, których niegdyś przytulała. Elizabeth Laird czeka teraz chemioterapia. Jak przyznaje, za kilka dni chce wracać na swój posterunek na lotnisku i pomagać przy odprawie kolejnych oddziałów.
md/ WP Kobieta