WAŻNE
TERAZ

Włoski koszmar powrócił. Finał mistrzostw świata nie dla Polaków

9 godzin pracy to było za mało. "Ciała dzieci nie wytrzymywały"

Sześciolatki przy maszynach, dzieci śpiące pośród kurzu i huku, praca bez wytchnienia. Magdalena Kopeć, autorka książki "Pastuszkowie, gazeciarze, tkaczki", opowiada o dzieciach, które w XIX wieku stanowiły fundament przemysłu – i o tym, dlaczego ich historie wciąż powinny nas oburzać.

Huta szkła - wnętrze haliHuta szkła - wnętrze hali
Źródło zdjęć: © Narodowe Archiwum Cyfrowe
Agnieszka Woźniak

Agnieszka Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski: Sześciolatka przy taśmie w fabryce – w pyle, hałasie, bez przerwy. Czy to właśnie taki obraz z przeszłości sprawił, że postanowiła pani o tym opowiedzieć?

Magdalena Kopeć, autorka książki "Pastuszkowie, gazeciarze, tkaczki. Jak zmuszano dzieci do pracy": Tak. Chciałam oddać im głos – tym, których przez lata nikt nie słuchał. Pokazać, że istniały. I że ich praca miała realny wpływ na całe społeczności. W XIX wieku praca dzieci była czymś tak oczywistym, że nie budziła kontrowersji. W zakładach bywało tak, że młodociani stanowili połowę załogi. Oficjalne dane inspekcji fabrycznej z początku XX wieku mówią o ponad 30 tysiącach dzieci w wieku 15–17 lat i ponad 3 tysiącach dzieci w wieku 12–15 lat zatrudnionych w przemyśle. A to tylko dane oficjalne. Szarej strefy nie da się nawet oszacować.

Czy dzieci w XIX wieku miały w ogóle szansę doświadczyć dzieciństwa – czy może był to tylko skrót między narodzinami a dorosłością?

Dzieciństwo nie było kategorią chronioną. To był "stan przejściowy" – dziecko już było użyteczne, ale jeszcze nie miało pełni praw. Pracowały tam, gdzie dorośli: w rodzinnych gospodarstwach, na roli, w domach, warsztatach, fabrykach. Nawet dzieci z chłopskich rodzin potrafiły maszerować kilka kilometrów do pracy, jeśli w pobliżu była fabryka. Praca zmianowa rodziców, wielogodzinne nieobecności w domu, brak urlopów macierzyńskich – wszystko to sprawiało, że dzieci musiały szybko dorosnąć.

Przebieranie ziemniaków do sadzenia
Przebieranie ziemniaków do sadzenia © Narodowe Archiwum Cyfrowe

Spróbujmy to sobie wyobrazić. Jest pani ośmioletnią dziewczynką w chłopskiej rodzinie w 1890 roku. Jak wygląda pani dzień?

Budzę się o świcie, razem z dorosłymi. Może mam szczęście i oboje rodzice żyją. Pomagam – ogarniam młodsze rodzeństwo, przynoszę wodę ze studni, rozpalam w piecu, karmię, myję. W domu nie ma bieżącej wody, więc wszystko trzeba przygotować od podstaw.

Jeśli w pobliżu jest szkoła, a rodzice chcą, żebym się uczyła (bo różnie z tym bywało), idę na lekcje, a potem znów biegnę do domu, zajmuję się inwentarzem, domem, rodzeństwem, a jeśli trwa okres zbiorów, także pracą w polu. Wieczorem – jeśli mam siłę – mogę odrobić lekcje lub uczyć się pisać pod okiem matki, ale po całym dniu roboty trudno mi się skupić. Potem pomagam ułożyć rodzeństwo do snu i wreszcie sama zasypiam na sienniku z braćmi i siostrami.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Najcenniejsza rzecz w polskiej chacie. Niewiarygodne, co w XIX w. było takim skarbem

A jeśli trafia do fabryki? Czy dzieci były choć trochę oszczędzane?

Niekoniecznie. Oczywiście nie oczekiwano od nich tyle siły, co od dorosłych, ale każde dziecko miało swoje zadania. W przemyśle włókienniczym dzieci, często dziewczynki, donosiły szpule, zawiązywały nici, pilnowały pracy maszyn. Miały drobne dłonie, więc nadawały się do precyzyjnych czynności. Często były "dziećmi do wszystkiego" – robiły to, czego akurat potrzebował ktoś starszy – inny robotnik, majster. Bez przerwy, w hałasie, pyłach, zaduchu. To była nie tylko praca fizyczna – ona wykańczała też psychicznie.

A chłopcy?

Czasem trafiali do jeszcze trudniejszych miejsc: hut, warsztatów, fabryk przemysłu metalurgicznego, kopalń. Jeśli tylko mieli siłę albo spryt, pochodzili z rodzin robotniczych, jakoś sobie radzili. Ale była to praca w piekielnym upale, wśród brudu, huku i nieustannego zagrożenia wypadkiem często bez odpowiedniego przeszkolenia i jakiejkolwiek ochrony.

 Ślusarze
Ślusarze © Narodowe Archiwum Cyfrowe

Czy buntowały się, narzekały?

Nie znały innego życia. Praca była naturalną częścią dzieciństwa. Dla wielu rodzin – ubogich i wielodzietnych – posłanie dziecka do pracy było koniecznością. Często był to dylemat: albo dziecko pracuje, albo nie jemy. I co ciekawe, wiele dzieci czuło dumę z tego, że mogą pomóc rodzinie. Ale efekty bywały dramatyczne. Dzieci chorowały z przemęczenia i wycieńczenia organizmu. Dochodziło do wypadków.

Jak w przypadku sześcioletniej Olgi Rafałówny, która spłonęła żywcem w fabryce mebli.

Tak. To tragiczna historia z fabryki mebli w Orzawie. Olga prawdopodobnie przyszła z jednym z rodziców, który zajął się swoją pracą. Może miała mu pomagać, może nie mogła zostać sama w domu. Podeszła do pieca. Nikt jej nie zauważył. Bawiła się ogniem – jej sukienka zajęła się błyskawicznie. Zmarła w potwornych męczarniach, cała poparzona. Takich historii było z pewnością dużo więcej, ale rzadko były dokumentowane.

Czy takie wypadki coś zmieniały? Czy ludzie protestowali?

Wypadki pracujących dzieci i młodocianych zdarzały się często. Pojawiały się więc głosy sprzeciwu, propozycje ograniczenia rodzaju pracy, ale i czasu spędzanego w fabrykach. Jednak przedsiębiorcy mówili: "Dzieci pracowały zawsze i było dobrze. Co to za pomysł – tylko 9 godzin pracy? Lenistwo!" Fabrykanci – zapewne sami mający dzieci – nie mieli oporów, by zatrudniać 14- i 15-letnich pracowników przez cały dzień, bez żadnej przerwy. Potrafili przy tym cynicznie oświadczyć, że "wieczorem obiad będzie im lepiej smakował". Każde prawo, które miało chronić dzieci, trzeba było "wpychać" do systemu siłą.

Trudno uwierzyć, że naprawdę tak myślano.

Bo widziano w dzieciach "małych dorosłych", a ich wartość społeczną wyznaczało to, czy i ile mogli pracować. Etos pracy wśród chłopów i robotników był nadrzędny, a warunki życiowe trudne, więc jeśli rodziców nie było stać na pełne utrzymanie domu i dzieci, wszyscy musieli pracować.

Dzieci pracowały w miejscach, w których ze współczesnego punktu widzenia, w ogóle nie powinny się znaleźć: w przędzalniach, farbiarniach, hutach. W piekielnym żarze hut nosiły szkło, w ciemnych szlifierniach zajmowały się przygotowywaniem naczyń, w drukarniach wdychały chemiczne opary. Pracowały nocami w piekarniach. Zimno, gorąco, huk, kurz, pyły. Ciała dzieci nie wytrzymywały. Piętnastolatkowie wyglądali jak dziewięciolatki. Praca ich deformowała – dosłownie.

Które kraje najszybciej coś z tym zrobiły? Jak wypadła Polska?

Najtrudniej było w Wielkiej Brytanii. Rozwinięty przemysł, ogromne zapotrzebowanie na tanią siłę roboczą. Mówi się wręcz, że "dzieci zbudowały brytyjski przemysł". Tam pojawiły się pierwsze ustawy – factory acts – ale były nieskuteczne, więc pojawiały się kolejne.

W Polsce było trudniej przez zabory. Każdy zaborca miał inne prawo. W Austrii pierwsze ograniczenia próbowano wprowadzić już w końcu XVIII wieku, ale w Prusach czy Królestwie Polskim trwało to dłużej. Dopiero w II RP ustalono dolną granicę wieku pracy na 14 lat. Choć – oczywiście – szara strefa nadal istniała. Nie było łatwo wyprzeć zakorzenione w świadomości społecznej przyzwolenie na pracę dzieci, a także przewalczyć idącego za tym interesu przemysłowców.

Orzeszkowa w jednym ze swoich publicznych wystąpień wypominała bogatszemu społeczeństwu, że ich zwierciadła, naczynia i inne dobra wychodzą spod dziecięcych rąk. Było to w XIX w. Przymykano na to oko, bo dzieci generowały zysk. Ale czy dziś nie robimy tego samego? Kupujemy T-shirty za kilka złotych, zabawki zrobione przez dzieci w Azji czy Afryce. Gdybyśmy zadali sobie pytanie: "Kto to zrobił?", być może przestalibyśmy to kupować.

Rozmawiała Agnieszka Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski

Magdalena Kopeć - "Pastuszkowie, gazeciarze, tkaczki"
Magdalena Kopeć - "Pastuszkowie, gazeciarze, tkaczki" © mat. prasowe
Źródło artykułu: WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Leśnik zdążył to nagrać. "Tylko dla ludzi o mocnych nerwach"
Leśnik zdążył to nagrać. "Tylko dla ludzi o mocnych nerwach"
Tak wystroiła się do TVN-u. Mikroszorty to dopiero początek
Tak wystroiła się do TVN-u. Mikroszorty to dopiero początek
Jej dziadkowie mieszkali w Polsce. Tak brzmi jej prawdziwe nazwisko
Jej dziadkowie mieszkali w Polsce. Tak brzmi jej prawdziwe nazwisko
Rozwiodła się po 14 latach. "Najpierw się leży na podłodze"
Rozwiodła się po 14 latach. "Najpierw się leży na podłodze"
Jesienią zaleją ulice. "Krowia" kurtka w stylu Bołądź robi furorę
Jesienią zaleją ulice. "Krowia" kurtka w stylu Bołądź robi furorę
"Puszczę go w skarpetach". O relacji z byłym mężem mówi jednoznacznie
"Puszczę go w skarpetach". O relacji z byłym mężem mówi jednoznacznie
Masturdating robi furorę. Nie tylko single są zachwyceni
Masturdating robi furorę. Nie tylko single są zachwyceni
"Monkey-barring" to przykry trend w randkowaniu. Lepiej uważaj
"Monkey-barring" to przykry trend w randkowaniu. Lepiej uważaj
Zakazane przed wizytą u ginekologa. Lekarka ostrzega
Zakazane przed wizytą u ginekologa. Lekarka ostrzega
Ustaw pokrętło w tej pozycji. Rachunki za ogrzewanie spadną w mig
Ustaw pokrętło w tej pozycji. Rachunki za ogrzewanie spadną w mig
Wydaje ten dźwięk. Jeśli słyszysz, musisz zadziałać natychmiast
Wydaje ten dźwięk. Jeśli słyszysz, musisz zadziałać natychmiast
Nie dają jej przejść na ulicy. Wiesława z "Sanatorium" zdradziła powód
Nie dają jej przejść na ulicy. Wiesława z "Sanatorium" zdradziła powód