"Rajdy" na e‑lekcje trwają w najlepsze. Polska oświata wciąż nie potrafi rozwiązać problemu
– Co za upokorzenie, później z nerwów aż się popłakałam – mówi nauczycielka, której na lekcję wtargnął nieproszony gość i udostępnił uczniom film pornograficzny. Wideokonferencje stały się pożywką dla internetowych trolli, a nauczyciele wciąż przeżywają katusze. Nie wiedzą, że wystarczy kilka kliknięć, by pozbyć się problemu.
29.04.2020 | aktual.: 29.04.2020 20:20
Im dłużej uczniowie uczą się zdalnie, tym bardziej widać, że nasz system edukacji nie jest przygotowany do takiej formy nauki. Od kilku tygodni nauczyciele mierzą się z tzw. rajdowaniem lekcji. Problem jest już powszechnie znany i piętnowany, jednak pomimo tego każdego dnia internetowi trolle mają pożywkę na e-lekcjach.
"Rajdowanie" lekcji online
Nauczyciele nie kryją przerażenia i poczucia upokorzenia, dlatego żaden z nich nie zgodził się na wypowiedź pod nazwiskiem. Cierpią nie tylko pedagodzy, ale i wielu uczniów, zwłaszcza tych młodszych. Wizyta nieproszonego gościa, który wyzywa, obraża i przeszkadza, jest dodatkowym źródłem frustracji, bo po wszystkim to właśnie oni – uczniowie – obrywają rykoszetem.
Rajdowaniem lekcji określa się uniemożliwienie prowadzenia zajęć. Osoby trzecie bez zgody nauczyciela dołączają do e-lekcji i zaczynają swój "pokaz" umiejętności. Niektórzy nagrywają swoje poczynania, aby później móc pochwalić się przed innymi internautami. Chociaż nauczyciele proszą, żeby zgłaszać administracji serwisów filmiki kompromitujące polską oświatę, to na YouTubie codziennie pojawiają się nowe treści. Przypomina to walkę z wiatrakami.
Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Sezon 2 odc. 1. Historie inspirujących kobiet
Mariusz, anglista z Konina, mówi wprost. – Wczoraj, podczas lekcji z 7 klasą, stałem się ofiarą cyberprzemocy. W trakcie korzystania z aplikacji Zoom osoby trzecie zaczęły podszywać się pod moich uczniów i obrażać zarówno mnie, jak i resztę klasy – opowiada.
Nauczyciel miał problem z rozwiązaniem problemu i zapanował chaos. – Chciałem dociec, który profil należy do intruza, ale trudno było to zrobić, gdy nagle na lekcji jest dwóch Tomków. Jak stwierdzić, który jest prawdziwy, a który nie? Zarówno jeden, jak i drugi zapewniał o swojej prawdomówności – wspomina.
W końcu lekcja skończyła się, a nauczyciel zgłosił sprawę wicedyrektorce. – Powiedziała, że chce uczestniczyć w kolejnej mojej lekcji i tyle. Nigdzie tego nie zgłosiła – mówi, jednocześnie dodając, że czuje się niekomfortowo i obawia się, co będzie na najbliższej lekcji.
Nauczyciele w nerwach
Z kolei Magdalena, nauczycielka ze szkoły podstawowej w Krakowie, przyznaje, że kilkakrotnie stała się ofiarą trolli. – Nagle, w środku lekcji, osoba z nieznanym mi nickiem zaczęła mnie przekrzykiwać i podważać moją wiedzę. Pytałam dzieci, czy to ktoś z nich, ale one zaprzeczały. Za każdym razem byłam zmuszona skończyć wcześniej zajęcia, bo nie dało się normalnie ich poprowadzić – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Matematyczka wyznaje, że miarka przebrała się w ubiegłym tygodniu. – Kolejny raz ktoś wdarł się na zajęcia i tym razem udostępnił na ekranie film pornograficzny. Byłam przerażona i natychmiast kazałam dzieciom wyłączyć komputery. Ręce mi się trzęsły, gdy rozłączałam czat – wspomina. – Co za upokorzenie, później z nerwów aż się popłakałam – dodaje.
Kobieta zgłosiła sprawę dyrektorowi, a ten zorganizował internetową naradę. W jej trakcie ustalono, że na jakiś czas nauczyciele zrezygnują z transmitowania zajęć na żywo i będą przesyłać uczniom materiały do samodzielnego przerobienia.
– Szczerze mówiąc, to kiepskie rozwiązanie. Dzieci co chwilę piszą do mnie. Tego nie rozumieją, tamto źle im wychodzi, więc muszę poświęcić jeszcze więcej czasu, aby każdemu indywidualnie wszystko wytłumaczyć – twierdzi krakowska matematyczka i dodaje, że dyrektor szkoły obiecał poszukać informatyka, który pomoże rozwiązać problem.
Platforma Zoom przeżywa obecnie oblężenie na całym świecie. Zalecenie, by nie wychodzić z domu, sprawiło, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy znacząco wzrosła liczba nowych użytkowników. W grudniu 2019 roku korzystało z aplikacji 10 mln osób, a w marcu liczba przekroczyła 200 mln osób.
Założyciele w oficjalnych komunikatach przyznają, że mogą pojawiać się problemy techniczne, bo platforma nie była gotowa na obsługę tak ogromnej liczby internautów, ale jednocześnie zapewniają, że od samego początku działają funkcje blokujące dołączenie do rozmów osób postronnych.
Zdaniem Jakuba Wątora, redaktora naczelnego obszaru Technologie w Wirtualnej Polsce, angażowanie specjalisty od IT to strata czasu i pieniędzy. – Wszystkie rajdy można zablokować dwoma kliknięciami. Wystarczy w ustawieniach wideokonferencji wyciszyć mikrofony i wyłączyć ekrany uczestników. Wtedy nauczyciel sam decyduje, komu udzielić głosu i ma pełną kontrolę nad eterem i obrazem w trakcie lekcji. Dwa kliknięcia – tyle dzieli belfra od świętego spokoju na Zoomie – zapewnia.
– Instrukcje zmiany ustawień każdej z tego typu platform można znaleźć w wyszukiwarce Google. Naprawdę nie potrzeba do tego informatyka – dopowiada.
Uwaga za trolla
Na temat konsekwencji "rajdowania" swoje zdanie dorzuca Marek Kosiński, ojciec 9-letniego Mateusza. Chłopiec nie chce już brać udziału w zajęciach online, bo nauczyciele za najazdy internetowych trolli obwiniają uczniów. – Widziałem, jak to wygląda, bo syn zawołał mnie do komputera. Nauczyciel prowadzi spokojnie lekcję, aż tu nagle słychać wyzwiska, bluzgi, bekanie, głośną muzykę. Nie dziwię się, że nauczyciel robi się zdezorientowany, ale to nie jest powód, aby później wyżywać się na uczniach – podkreśla mężczyzna z województwa małopolskiego.
Syn Marka, tak jak reszta uczniów z jego klasy, dostaje uwagi za przeszkadzanie na lekcji. – Na nic zdały się ich tłumaczenia, że nie mieli z tym nic wspólnego. Nauczyciel uznał, że nikt inny nie mógł mieć możliwości dołączenia do wideorozmowy, więc z pewnością to sprawka uczniów – dodaje.
Tymczasem linki do szkolnych wideokonferencji swobodnie krążą po sieci. Zdarza się, że uczniowie sami podsyłają je osobom chełpiącym się rajdowaniem lekcji, ale również osoby trzecie mogą bez większego trudu same dołączyć do rozmowy o statusie publicznym.
– Często nauczyciele nie mają nawet poczucia, że pewne braki technologiczne powinni nadrobić dawno temu. Niestety, oglądając w sieci, jak prowadzone są lekcje, ciężko nie przyjąć, że wielu nauczycieli jeszcze nie wyszło z epoki kredy. Boleśnie się to ogląda, ale trzeba zwrócić uwagę, iż nie zawsze musi to być ich wina. Szkoły w Polsce nie są tak scyfryzowane, jak zakładano choćby 4 lata temu, gdy rząd obiecał szybki internet we wszystkich polskich szkołach do 2018 roku. Oczywiście tak się nie stało – podkreśla Jakub Wątor.
Sprawą zajęli się po części Rzecznik Praw Obywatelskich i Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. 28 kwietnia ruszyła kampania społeczna, w ramach której przygotowano specjalną aplikację i serwis do zgłaszania szkodliwych treści w sieci. Link TUTAJ.
Z kolei Ministerstwo Cyfryzacji zapewnia nas, że kwestię tzw. rajdowania lekcji traktuje priorytetowo, ale nie ukrywa, że do tej pory władze nie były przygotowane na pojawienie się takiego problemu. – Jest to zjawisko nowe, wynikające ze specyfiki nauczania zdalnego w warunkach pandemii koronawirusa. W tym miesiącu otrzymałem informację o rosnącej skali zjawiska i podjąłem działania polegające na nawiązaniu odpowiednich kontaktów w tej kwestii z przedstawicielami platform społecznościowych i komunikacyjnych – mówi w rozmowie z WP Kobieta Adam Andruszkiewicz, sekretarz stanu w Ministerstwie Cyfryzacji.
– Mam jasny komunikat zarówno dla opinii publicznej, jak i patostreamerów i wszystkich, którzy biorą udział w tym żenującym oraz szkodliwym procederze: zero tolerancji dla rajdów na e-lekcje! – stanowczo podkreśla i wyjawia, że osobiście podjął współpracę z Biurem do Walki z Cyberprzestępczością w Komendzie Głównej Policji. – Sprawcy takich zachowań mogą spodziewać się surowych konsekwencji – dodaje.
Zobacz także: Pyszny przepis na lody bananowe z czekoladą
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl