Nauczanie zdalne. Rodzice chcą sami oceniać dzieci
Odkąd zamknięto szkoły, wielu rodziców musiało przejąć obowiązki niektórych nauczycieli. To zapoczątkowało dyskusję na temat tego, kto powinien teraz oceniać postępy uczniów. – Rola nauczycieli w części przypadków ogranicza się teraz jedynie do wysłania mailem tematu i zadań. To my wszystko im tłumaczymy – wyjaśnia ojciec ucznia czwartej klasy szkoły podstawowej.
17.04.2020 | aktual.: 17.04.2020 19:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pan Igor postanowił sam ocenić kartkówkę z matematyki swojego dziecka. I wystawił mu ocenę bardzo dobrą. Jak argumentuje, w rzeczywistości to on pełni teraz rolę nauczyciela, a co za tym idzie, powinno przysługiwać mu prawo do oceny jego wiedzy. Kiedy jednak poinformował o tym nauczycielkę, spotkał się z jej zdecydowanym sprzeciwem. Sytuację opisał w social mediach, wywołując tym ostrą dyskusję.
Zobacz także
Rodzice w roli nauczycieli
Choć część komentujących stanęła w obronie nauczycielki, zdecydowana większość rodziców, a nawet i wielu pedagogów, zgodziło się z panem Igorem. – Rola nauczycieli w części przypadków ogranicza się teraz jedynie do wysłania mailem tematu i zadań, które dzieci mają wykonać. To my wszystko tłumaczymy i wiemy, jakie dziecko robi postępy – wyjaśnia swoje zachowanie mężczyzna.
– Dla przykładu, nauczycielka matematyki mojego syna przesyła swoim uczniom jedynie krótki konspekt lekcji – temat, link do wideo z popularnej platformy streamingowej i mnóstwo zadań. I tyle. Zero większego zaangażowania. Za tłumaczenie odpowiadamy my, rodzice, bo, bądźmy szczerzy, 11-letnie dziecko nie jest w stanie samo nauczyć się ułamków, oglądając jedynie film instruktażowy z internetu – relacjonuje wzburzony ojciec.
Zobacz także: Smacznego na dobry wieczór! Odc. 2: Chlebek bananowy
Zaznacza przy tym, że rozumie konieczność przerobienia przez nauczycieli materiału wynikającego z podstawy programowej. Jego była żona również jest nauczycielką, więc wie, jak wygląda ich praca. Jak podkreśla, ona jednak bierze czynny udział w nauczaniu swoich uczniów. – Prowadzi lekcje online i cały czas utrzymuje z nimi kontakt – mówi. Najbardziej bulwersuje go postawa nauczycielki, która nie przejawia ze swojej strony żadnej inicjatywy. – Nie pyta o ich postępy, czy ewentualne problemy. Jej rola ogranicza się jedynie do wskazania kolejnego materiału, jaki dzieci mają opanować w domu – mówi.
Sam gruntownie przygotowuje się do lekcji z synem. – Przerabialiśmy teraz ułamki. Co z tego, że dla mnie są łatwe? Nie jestem pedagogiem i nie wiem, jak wytłumaczyć ten materiał dziecku. Dlatego, zanim przystąpimy do lekcji, zapoznaje się z tematem w podręczniku i też oglądam podesłane przez panią filmy instruktażowe, by w podobny sposób przekazać dziecku swoją wiedzę – tłumaczy. To właśnie z tego powodu nie potrafił ukryć wzburzenia przeprowadzonymi przez nauczycielkę kartkówkami.
Sam ocenił kartkówkę syna
– Za pierwszym razem wysłała zadania przez komunikator społecznościowy. I to takie, których dzieci nie przerabiały wcześniej, a ona nawet się nie zorientowała – wspomina. – Za drugim razem przesłała kartkówkę, którą należało wydrukować, uzupełnić i odesłać. Jaki jest sens w takim działaniu? – zastanawia się pan Igor, który sam ocenił kartkówkę syna.
I przyznaje, że był z niego dumny, bo chociaż nie jest orłem z matematyki, popełnił tylko jeden błąd. Postawił mu więc piątkę i przekazał tę informację nauczycielce. Ona w odpowiedzi poprosiła go o wysłanie kartkówki. – Dla mnie jest to absurdalne i nie miałem zamiaru jej tego wysyłać. Skoro przerzuciła na mnie swoją pracę, logiczne jest, że i ja powinienem oceniać syna – twierdzi rozczarowany ojciec.
Rozczarowana zachowaniem nauczycielki jest też pani Iwona, również matematyczka w szkole podstawowej. – Oczywiście rozumiem, że część z nauczycieli nie radzi sobie z nowymi technologiami i jest to dla nich, jak zresztą dla nas wszystkich, nowa i trudna sytuacja. Jednak forma pracy typu "przeczytaj temat i wykonaj zadania" nie nosi żadnych znamion pracy nauczyciela – tłumaczy.
Jak mówi, ona sama pracuje teraz znacznie więcej niż wcześniej. – Chcąc profesjonalnie przygotować lekcje moim uczniom, spędzam wiele godzin na przygotowywaniu materiału – opowiada. Jak mówi, nauczanie zdalne jest niełatwym zadaniem, zarówno dla uczniów, jak i nauczycieli, jednak postawa pedagogów, którzy nie angażują się w wykonywaną przez nich pracę, jest dla niej zupełnie niezrozumiała. – Cierpią na tym uczniowie – podkreśla.
– Pomysł pana Igora jest inteligentny i adekwatny do sytuacji. Mim to nie uważam, że rodzice powinni oceniać uczniów zupełnie samodzielnie, ich ocena powinna być we właściwy sposób przekazywana dyrekcji, która powinna znaleźć rozwiązanie tej trudnej sytuacji – ocenia pani Iwona.
Ocenianie dzieci przez rodziców w takim przypadku za pełni zasadne uważa z kolei dr Marzena Żylińska, metodyk i inicjatorka ruchu "Budząca się szkoła". – Logika wskazywałaby na to, że osoba, która jest przy dziecku w trakcie nauki najlepiej potrafi je ocenić. W szkole jest to nauczyciel, teraz w części przypadków ich rolę przejęli rodzice – wyjaśnia.
Przeciwnicy takiego rozwiązania twierdzą jednak, że rodzice nie potrafiliby zachować w takich sytuacjach obiektywizmu. Nie zgadza się z tym jednak ekspertka. – Mówiąc, że rodzice są nieobiektywni, należy zastanowić się nad tym, czy aby na pewno nauczyciele są zawsze obiektywni? Gdyby tak było, nie potrzebowalibyśmy egzaminów zewnętrznych, których zasadą jest anonimowość prac. W istocie żadna ocena nie jest obiektywna i ta sama praca oceniana przez kilku różnych nauczycieli, może wykorzystać cały zakres oceniania – uważa.
– Siłą rzeczy, tak samo jak nieobiektywni mogą być rodzice, tak samo nieobiektywni mogą być nauczyciele i to nie dlatego, że mają złe zamiary, ale dlatego że są tylko ludźmi – wyjaśnia. – Należy się także zastanowić, czy skoro część z nauczycieli przerzuciła obowiązek nauczania na rodziców, nie powinni oni oddać im też prawa do oceniania? – zauważa.
Niejednokrotnie okazuje się też, że rodzice są bardzo krytyczni wobec swoich dzieci i oceniają je znacznie surowiej. Co więcej, bardzo często oceniają się tak i sami uczniowie. – Sama przez lata swojej pracy zauważyłam, że często uczniowie oceniają się surowiej, niż ja bym to zrobiła – podkreśla dr Żylińska, która przez lata pracowała jako nauczyciel i kształciła przyszłych pedagogów.
Jak twierdzi, istotną rolę w tym sporze, odgrywają też relacje na linii nauczyciel – uczeń – rodzice. – Jeśli nauczyciele zadbali o dobre relacje, okazując uczniom wsparcie i zrozumienie i nie traktowali przy tym ocen jako atrybutu władzy, na to samo mogą liczyć i teraz.
Obecna sytuacja pokazuje nam, że tradycyjny model nauczania się nie sprawdza. Zdaniem specjalistki, zamiast szukać, czego uczniowie nie wiedzą, warto dać im ciekawe zadania projektowe i sprawdzać wiedzę. Ten czas zarazy, to moment, byśmy sobie wszyscy uzmysłowili, że to nie stopnie są celem edukacji.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl