Ratownicy medyczni powoli mają dość. "Jedziemy na skraju wytrzymałości"
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ratownicy medyczni przed wejściem do pacjenta muszą ubrać się w skafandry ochronne. Ponieważ interwencja może trwać kilka godzin, przed ich założeniem chcą załatwić potrzeby fizjologiczne. Pukają do księdza z lokalnej plebanii, do pana ochroniarza. Nikt nie chce ich wpuścić do środka.
"Obawiamy się, że po fali przyjaźni od społeczeństwa może się pojawić fala hejtu w stronę medyków: że zarażają, że nie robią wystarczająco dużo" – piszą ratownicy medyczni na facebookowym profilu "To nie z mojej karetki". Dodają, że są na skraju wytrzymałości.
Ratownicy muszą radzić sobie nie tylko z presją ze strony opinii publicznej czy pacjentów, ale również ich własnych rodzin. Czas, który powinni poświęcić na bycie w domu, z najbliższymi, poświęcają na pracę. "Byłem w tym miesiącu w domu tylko kilka razy i głównie po to, aby zrobić pranie i chwilę się przespać" – piszą medycy. "Historia tworzy się na naszych oczach. Zadbajmy o to, żeby było to pozytywne wspomnienie" – apelują.
Ratownicy medyczni o nastrojach społecznych
Ratownicy, podobnie jak lekarze czy pielęgniarki, pracują na pierwszej linii frontu w walce z koronawirusem. W swojej pracy codziennie podejmują ryzyko. Od społeczeństwa oczekują zrozumienia i życzliwości.
"Dzisiaj u pacjenta pod blokiem ubieraliśmy się w karetce w skafandry. Nauczeni doświadczeniem chcieliśmy się wysikać przed kilkugodzinnym uwięzieniem w tych ciuchach. Niestety pan ochroniarz z parkingu i ksiądz z lokalnej plebani odmówili nam wejścia. Dopiero właściciel zaprzyjaźnionej knajpy z obiadami zaprosił do środka. Dzięki Piotr" – napisali ratownicy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl