Ratownik ma podejrzenia, co się stało. Zna sprawę Seweryna

Gabriel Seweryn nie żyje
Gabriel Seweryn nie żyje
Źródło zdjęć: © AKPA
oprac. DFR

09.12.2023 13:02, aktual.: 09.12.2023 14:23

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Zdaniem części komentatorów, Gabriel Seweryn zmarł, ponieważ nie pomogła mu załoga karetki. Pogotowie odpowiada jednak, że były bohater "Królowych życia" miał zachowywać się agresywnie. Mikołaj Tyczyński, ratownik z dziesięcioletnim stażem, komentuje, jak jego koledzy po fachu powinni zachować się w takiej sytuacji.

Gabriel Seweryn, były bohater programu "Królowe życia", zmarł 28 listopada w szpitalu, gdzie trafił z bólem klatki piersiowej. W sieci pojawiło się nagranie, na którym Seweryn, przerażony, prosi o pomoc. - Mnie to dusi, ja naprawdę umrę. Pogotowie cyrki odstawia. Chcę, żeby ludzie widzieli, jakie mam problemy. Szykanują mnie - mówił, trzymał się też za klatkę piersiową. Ostatecznie mężczyzna pojechał do szpitala taksówką.

Szymon Czyżewski, rzecznik pogotowia ratunkowego w Legnicy wyjaśniał, że "ratownicy próbowali podejmować czynności medyczne". - Niestety nie było to możliwe, bo poszkodowany mężczyzna był agresywny, podobnie jak towarzyszące mu osoby - tłumaczył. Dodał, że "z uwagi na bezpośrednie zagrożenie życia i zdrowia ratowników" i kierowane pod ich adresem groźby karalne została wezwana policja.

Gabriel Seweryn był agresywny? "Najważniejsze jest bezpieczeństwo ratownika"

- W tej sprawie znam wyłącznie ustalenia służb. Nie było mnie tam i nie mogę ocenić słuszności działań kierownika zespołu ratownictwa medycznego, a to on ponosi odpowiedzialność za decyzje. Możemy rozmawiać ogólnie o pracy ratowników medycznych w oparciu o ten przypadek - podkreślił Mikołaj Tyczyński, ratownik z dziesięcioletnim stażem, w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Podkreślił, że istnieje "święta, żelazna zasada" w ratownictwie medycznym czy przy okazji pierwszej pomocy. - Mówi ona: bezwzględnie najważniejsze jest bezpieczeństwo ratownika. Jeśli jest jakikolwiek cień, najmniejsze podejrzenie, że może być inaczej, to jest tylko jedna prawidłowa decyzja - wycofanie się. To obowiązuje na całym świecie. Niezrobienie tego w sytuacji niebezpiecznej to błąd krytyczny - tłumaczył Tyczyński.

Ratownik wyjaśnił, że "jeżeli pada choć jedno wulgarne słowo, najmniejsza groźba sugerująca zagrożenie", należy wycofać się, niezależnie od tego, w jakim stanie jest pacjent. - Wtedy wzywamy policję, aby w jej asyście prowadzić czynności ratunkowe - dodał.

Ratownik ujawnia kulisy pracy. "Nie jesteśmy od pacyfikowania"

Według obowiązujących przepisów, zawartych chociażby w "Wytycznych Europejskiej Rady Resuscytacji", ratownik powinien zadbać najpierw o swoje bezpieczeństwo. - Nawet w książkach o pierwszej pomocy ta zasada jest na pierwszym miejscu – czytamy w "Wyborczej". - Martwy czy ranny medyk nie pomoże nikomu. Nie jesteśmy też od pacyfikowania zadym, używania środków przymusu bezpośredniego czy wymuszania zachowania zgodnego z prawem.

Mikołaj Tyczyński przywołał też własne doświadczenia z pracy. - Pracuję ponad 10 lat w zespole ratownictwa medycznego. Rzucano się na mnie z siekierą i nożem, grożono bronią palną, rzucano we mnie krzesłami i innymi przedmiotami. Aktualnie toczy się pięć spraw sądowych, w których jestem poszkodowany - opowiadał.

- Koledze, z którym pracuję, rodzina pacjenta złamała nos, inny został uderzony w twarz przez pacjentkę. Każdy pracujący w zawodzie ratownika medycznego ma na koncie takie historie. Myślę, że jakieś dwa do czterech razy w roku znajdujemy się w naprawdę ekstremalnie niebezpiecznej sytuacji - przyznał.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (194)
Zobacz także