Robi paznokcie w Anglii. Mówi, ile trzeba zapłacić za manicure

Jolanta Pałka-Trześniowska pracuje jako stylistka paznokci w Carterton w południowej Anglii. W rozmowie z WP Kobieta opowiedziała m.in. czy trudno jest założyć własną działalność w tym kraju oraz ile kosztują jej usługi. Ostatnio musiała podnieść ceny ze względu na inflację.

Jolanta Pałka-Trześniowska pracuje w Anglii jako stylistka paznokci
Jolanta Pałka-Trześniowska pracuje w Anglii jako stylistka paznokci
Źródło zdjęć: © Licencjodawca

20.05.2023 14:01

Oliwia Rybiałek: Pracujesz jako stylistka paznokci w Anglii. Dlaczego akurat tam postanowiłaś otworzyć swój biznes?

Jolanta Pałka-Trześniowska: Wyjechałam za miłością. Mojemu obecnemu mężowi nadarzyła się okazja, żeby przeprowadzić się do Anglii. Na początku sporadycznie go odwiedzałam, ale kiedy zaszłam w pierwszą ciążę, zostałam tam. A paznokcie zaczęłam robić jeszcze w Polsce. To miał być tylko sposób na dorobienie, na chwilę. Ta chwila trwa już od dziewięciu lat. Przez pierwszy rok robiłam paznokcie koleżankom. Potem, gdy nabrałam pewności, zaczęłam ogłaszać się na Facebooku i miałam po kilka klientek w tygodniu. Szybko przekonałam się, że to fajna praca, dająca dobry zarobek.

Zawsze pracowałam dla siebie. Gdy urodziła się moja druga córka, miałam miesięczny epizod pracy u kogoś w salonie w Oxfordzie. Wynajmowałam też stanowisko w solarium, potem jeszcze pomieszczenie biurowe i gabinet w centrum miasteczka. Kiedy pojawił się COVID-19, zdecydowałam, że będę prowadzić tę działalność przy domu. Tutaj, jeśli chodzi o zawód stylistki paznokci, bardzo popularna jest praca w domu lub w salonikach kosmetycznych, które są tak naprawdę drewnianymi domkami ogrodowymi ("garden shed").

Trudno jest założyć w Anglii taką działalność od podstaw?

Zupełnie nie. Wszystko jest bardzo proste. Wystarczy wejść na stronę internetową tutejszego odpowiednika Urzędu Skarbowego. W przypadku samozatrudnienia trzeba wpisać dane osobowe oraz datę założenia działalności gospodarczej i w zasadzie jest już ona zarejestrowana. Dodatkowo w Anglii jest wiele luk w przepisach. Na przykład sanepid nie musi, kolokwialnie mówiąc, "klepnąć" lokalu. Dlatego wiele dziewczyn próbuje otworzyć coś na własną rękę.

Ja jestem po kursach stylizacji zarówno w Polsce, jak i w UK, ale co ciekawe, nie trzeba też mieć żadnych licencji, certyfikatów czy ukończonej szkoły zawodowej, żeby robić paznokcie. Formalne potwierdzenie kwalifikacji przydaje się natomiast w kwestii dostępności do ubezpieczeń oraz zakupu produktów. Hurtownie angielskie nie chcą sprzedawać towaru bez okazania dyplomu.

Jak wygląda twoja codzienna praca?

Robię manicure, pedicure, rzęsy i brwi. Każdy dzień jest inny. Mogę mieć trzy klientki dziennie albo pięć. Wszystko zależy od rodzaju usługi, bo niektóre zajmują po prostu więcej czasu. Zazwyczaj uruchamiam w moim grafiku internetowym jeden dzień weekendowy, ale zdarza się, że pracuję też w niedziele. Jednak klientki, które przychodzą do mnie tego dnia lub w późniejszych godzinach wieczornych, bardzo to doceniają.

A zdarzyła ci się jakaś nieprzyjemna lub nietypowa sytuacja?

Kilka lat temu nie zapłacono mi za rzęsy. Zapisała się do mnie mama z córką. To miały być dwie stylizacje. Umówiłyśmy się, że najpierw przyjdzie do mnie córka, a potem mama i zapłaci za obie usługi. Ale dostałam telefon z informacją, że córka jest bardzo niezadowolona. Kobieta odwołała wizytę i za nic nie zapłaciła. To była jedyna taka sytuacja na tyle lat pracy. Generalnie w Anglii ludzie obdarzają się wzajemnie dużą dozą zaufania i tego nie żałują.

Jeśli chodzi o niecodzienne sytuacje, to dwa razy robiłam przedłużanie paznokci mężczyznom. W pierwszym przypadku przyszedł postawny mężczyzna koło sześćdziesiątki ubrany w stylu tzw. drwala. Nie za bardzo wiedziałam, czego ode mnie oczekuje. Finalnie bardzo naturalnie przedłużyłam mu paznokcie i był zadowolony. Potem nawet do mnie pisał, że następnym razem chciałby jeszcze dłuższe, ale w końcu nie umówił się na kolejną wizytę. Drugi klient był koło trzydziestki i powiedział mi wprost, że myśli o zmianie płci, a manicure był prezentem urodzinowym.

Jakich narodowości są twoje klientki?

Tutaj może być zaskoczenie, ponieważ wcale nie przeważają Polki. Połowę stanowią Brytyjki, a druga połowa to jest miks – Polki, Litwinki, mam też kilka klientek z południowej Afryki. Może to wynika z tego, że zawsze mocno wychodziłam z reklamami w Google czy mediach społecznościowych, a nie opierałam wszystkiego na poczcie pantoflowej.

Zauważasz jakieś znaczące różnice między Angielkami a klientkami polskiego pochodzenia?

Różnice są widoczne. Nie da się ukryć, że my jesteśmy jednak narodem twardym i szorstkim. A Angielki, gdy pytam na koniec, czy wszystko w porządku, to są zaskoczone, że mają w ogóle coś do powiedzenia. Natomiast jeśli chodzi o stylizację, to Angielki są srokami – bardzo lubią brokaty, zdobienia, złote czy srebrne lakiery.

Polki są w tym względzie bardziej zachowawcze. Często się zastanawiają, czy im wypada. Ale generalnie stylizacje typu nude robi się tutaj od niedawna. Wszystko zmieniło się dwa czy trzy lata temu wraz ze spopularyzowaniem żelu (wcześniej rządził akryl) i wejściem na rynek marki, która miała w ofercie wiele bazowych odcieni pod frencha.

W jednym z tiktoków Julia Tychoniewicz powiedziała, że Polki robią paznokcie znacznie lepiej niż Amerykanki. Spotykasz się z podobną opinią w Anglii?

Faktycznie, taka opinia funkcjonuje. I nawet nie chodzi o estetykę. Paznokcie mają być przede wszystkim dobrze zrobione i wytrzymać te trzy-cztery tygodnie, a nie tylko ładnie wyglądać na zdjęciach. Miałam takie klientki, które się przeprowadziły i szukały stylistki w nowej okolicy. Sytuacja się powtarzała. Po kilku miesiącach do mnie wracały nawet kosztem ponad półgodzinnych dojazdów. Oczywiście fakt, że stylistka jest Polką, nie oznacza z góry, że będzie robiła paznokcie dobrze. Zawsze znajdą się wyjątki od reguły.

Na koniec porozmawiajmy o pieniądzach. Ile płaci się u ciebie za paznokcie?

Moje ceny zawsze były dość wysokie i nie zmieniałam ich od około trzech lat. Niestety ze względu na inflację musiałam podjąć jakieś kroki. Wyższe stawki funkcjonują u mnie od około dwóch miesięcy i mogę stwierdzić, że to wcale nie spowodowało przerzedzenia wśród klientek. Obecnie przedłużanie kosztuje 70 funtów (365 zł – przyp.red.), żel na naturalnej płytce czy uzupełnienie żelu 56 funtów (290 zł), a wzmocniona hybryda 46 funtów (240 zł). Do tego dochodzi koszt wszelkich dodatkowych zdobień.

Zważajmy jednak na to, że w Anglii koszty życia są znacznie wyższe niż w Polsce. Przykładowo w mojej okolicy za wynajem mieszkania dwupokojowego trzeba zapłacić około tysiąca funtów (5200 zł). To samo dotyczy produktów. Za lakier o pojemności 7 ml trzeba zapłacić w przeliczeniu ok. 50-60 zł.

Rozmawiała Oliwia Rybiałek, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (19)