Rozdzieliła ich wojna. Czułe listy przeszły do historii
Miłość to ostatnia rzecz, o której się myśli, gdy padają słowa: obóz koncentracyjny. Sylwia Winnik napisała reportaż na podstawie ponad 200 listów, a także grypsów i przekazów ustnych byłych więźniów niemieckiego obozu koncentracyjnego w Lublinie, potocznie nazywanego Majdankiem.
01.07.2022 | aktual.: 03.07.2022 12:28
Poniżej prezentujemy fragment książki "Bezmiłość" Sylwii Winnik.
"Bezmiłość" Sylwia Winnik
Kurt i Leokadia wiedzą, że polskość to większa sprawa niż śmierć czy miłość. Dlatego nie poddają się represjom. Walczą w podziemiu. A uczucie, które ich łączy, staje się tak silne, że nawet po latach Leokadia będzie wracać myślami do tych szczęśliwych wspólnych dni – choć przez wojnę, którą rozpętali Niemcy, nie trwały one długo. Ślub biorą w styczniu 1939 roku w Katowicach. W związku z prześladowaniami Kurta w Centawie przenoszą się do Bytomia, który znajduje się wówczas na terenie III Rzeszy. Tam mieszka matka Leokadii.
O tym, że wojna może wybuchnąć, plotki krążą od dawna. Mieszkańcy Śląska z niepokojem przyglądają się temu, co dzieje się w kraju i na świecie. Pierwsze wspólne lato Kurta i Leokadii jest więc naznaczone kolejną ucieczką przed gestapo. W związku z niesłabnącymi prześladowaniami około sierpnia, w sobotnie popołudnie wyjeżdżają do Katowic, do rodziny Kurta.
Na dworcu w Bytomiu Niemcy prowokują Polaków. Wyzywają, chcąc znaleźć powód do aresztowania. Tym razem Kurt i Leokadia są bezpieczni. Oboje wiedzą, że wojna wisi na włosku, ale dopiero nazajutrz usłyszą oficjalny komunikat o zamknięciu granic. Małżeńskie życie, które ledwie się zaczęło, ma być bardzo krótkie. Dookoła widzą rozbite rodziny, ale czy podejrzewają, że może spotkać ich ten sam los?
Gdy w Polsce zaczęło robić się niebezpiecznie, Kurt zaangażował się w pomoc innym ludziom. Że słabszych trzeba bronić, jest dla niego tak naturalne, jak zapisanie nut na pięciolinii. Pozostaje w ścisłym kontakcie z polskim ruchem oporu. Za pośrednictwem jednego z jego członków, Jana Szczepańskiego, przekazuje informacje o zaplanowanych przez gestapo łapankach. Świadomość ryzyka nie przeszkadza mu także zapobiegać wywózkom Polaków na roboty do Niemiec. Jest na to kilka sposobów. Wystawianie fałszywych dokumentów, zaświadczeń o wykonywaniu pracy niezbędnej i przydatnej na miejscu. Co dokładnie robi Kurt Szczudło – nie wiadomo. Wiadomo tyle, że jego działania przynoszą efekty.
Nie uchodzi to uwadze gestapo.
Tuż po wybuchu wojny z Katowic ewakuowano administrację, policję i wojsko. Na miejscu pozostali harcerze i byli powstańcy, którzy 4 września stawili opór wkraczającemu niemieckiemu wojsku. Wielu z nich jest brutalnie przesłuchiwanych i rozstrzeliwanych.
Gdy wojna wybuchła, mieszkańców Katowic opanowuje panika. Są wstrząśnięci napadem na Polskę. Ludzie uciekają w głąb kraju. Leokadia i jej szwagierka Elżbieta docierają do Świadczy koło Pilicy. Obie spodziewają się dzieci. Obie mają nadzieję, że znajdą bezpieczne schronienie, pomimo że są same. Nawet wtedy, gdy w Sosnowcu Niemcy "witają" ich bombardowaniem. Mężowie mają dopiero do nich dołączyć. Kiedy po tygodniu koczowania w ukryciu wychodzą na zewnątrz, ich oczom ukazuje się widok, którego się nie spodziewają. Wokół spalone wioski. A z oddali unosi się pieśń niemieckich żołnierzy maszerujących szosą.
– Czyli okupacja – mówią między sobą. Jedna przytaknie głową. Druga zmarszczy ze zmartwienia brwi. Mimo młodego wieku, na czole pojawią się głębokie bruzdy zmarszczek, które wywołał nadmiar cierpień i tęsknoty. Leokadia nie przestaje myśleć o tym, kiedy znów będzie z Kurtem. Na szczęście jej mąż i brat dotrą szczęśliwie do swoich żon.
W dniu, kiedy Niemcy zdobyli Warszawę, Szczudłowie podejmą decyzję o powrocie do Katowic. Poród jest blisko.
16 listopada 1939 roku w Katowicach Leokadia wydaje dziecko na świat. Chłopiec o brązowych oczach otrzymuje imiona Andrzej Jacek. Gestapo niemalże w tym samym czasie trafia na ślad Kurta. On, skazany na tułaczkę, ucieka dalej, w głąb Generalnego Gubernatorstwa, do Opoczna. Musi się ukryć przed gestapo. Wszystko jest nie tak, jak należy. Małżonkowie nie widzą się już kilka miesięcy. Trudno znieść rozłąkę tuż po ślubie, podczas gdy łączy ich już nie tylko uczucie, ale też dom i dziecko. Kurt wówczas pracuje jako tłumacz w niemieckim Urzędzie Pracy.
W grudniu 1939 roku na Śląsku zniesiono granice, więc Leokadii udaje się nawiązać kontakt z matką mieszkającą w Bytomiu. Ta przekazuje jej niepokojące wieści. Gestapo poszukuje Leokadii. Matka jest odporna na przebiegłe metody, które Niemcy stosują podczas rozmów, aby dotrzeć do córki. Gestapo nie daje jednak za wygraną. W styczniu w domu państwa Głowaniów w Bytomiu pojawia się ich znajomy, członek Związku Polaków w Niemczech. Koniecznie usiłuje dostarczyć Leokadii ważną korespondencję w pilnej sprawie. Jak zaznacza, możliwe jest to tylko do rąk własnych. Już wiadomo, że szykuje się wsypa.
Leokadia przyjaźni się z jego żoną. Postanawia dowiedzieć się, dlaczego mężczyzna jej szuka. Nawiązuje z nią kontakt. Kobieta jest przerażona wizytą, nakazuje Leokadii pospiesznie wyjechać z Bytomia. Młoda pani Szczudło jest zdziwiona. W końcu ci znajomi to dobrzy ludzie. Nie mogliby skrzywdzić Kurta i jego rodziny. Niebawem ma się jednak okazać, że ten znajomy wydaje funkcjonariuszom gestapo współtowarzyszy, tak jak chciał wydać Szczudłów. Leokadia rozpoczyna starania o zgodę na przeniesienie się do Generalnej Guberni, do męża. W ten sposób zatrze na chwilę ślady.
Czas trudnej do zniesienia rozłąki, podczas gdy Kurt przebywa w Opocznie, wypełniony jest czułą korespondencją między małżonkami. Listy są tak szczere, prawdziwe, pisane czasami prostym, a czasami wyszukanym językiem, że przeglądając je, czuję razem z moimi cichymi rozmówcami ich nadzieje, tęsknoty i zawody. Są sentymentalne, ale nie brzmią patetycznie. Przybierają raczej krótką i jedyną formę wymiany informacji, więc odzwierciedlają ich realne rozmowy. W listach toczy się prawdziwe życie. Tak jakby siedzieli naprzeciwko siebie, w cichym kącie, jak to w jednym z listów napisał Kurt, i rozmawiając o ważnych dla przyszłości rodziny sprawach, patrzyli sobie w oczy. Gdzieś po drugiej stronie kartki zachowały się przecież ich realne myśli i emocje. Wieczne pióro, którym pisał Kurt, niegdyś Leokadia trzymała w dłoniach. Banalne? Nie, jeśli naprawdę chcę zobaczyć człowieka w tej historii.