Blisko ludziSatysfakcję w łóżku można osiągnąć solo. Ekspertka mówi o szkodliwym micie

Satysfakcję w łóżku można osiągnąć solo. Ekspertka mówi o szkodliwym micie

Ekspertka o masturbacji w związku
Ekspertka o masturbacji w związku
Źródło zdjęć: © Getty Images | Westend61
14.01.2022 11:39

- Osoby, które znają siebie, swoje potrzeby i umieją o nich opowiadać, osiągają częściej satysfakcję w łóżku. A to powoduje, że chętniej podejmują aktywność seksualną – mówi seksuolożka Patrycja Wonatowska z Instytutu Pozytywnej Seksualności w Warszawie, która o zaletach autoerotyki opowiada Katarzynie Trębackiej.

Masturbacja w społecznej świadomości zdaje się być wciąż rodzajem aktywności seksualnej przeznaczonej dla kogoś, kto żyje w pojedynkę. Osobom, które są w związku, masturbować się co najmniej nie wypada.

Przekonanie, że seks i seksualność są zarezerwowane dla drugiej osoby, że to rodzaj aktywności, który właściwie może mieć miejsce tylko w parze niestety cały czas jest żywe. Spotykam się z tym zresztą często w moim gabinecie – ludzie sądzą, że wartościowy i satysfakcjonujący seks jest możliwy tylko we dwoje. A to jest szkodliwy mit. Podobnie jak przeświadczenie, które żywi wiele osób, że jeśli masturbuję się będąc w związku, to znaczy, że mi nie zależy na tej drugiej osobie. Albo że ona mi nie wystarcza, a seks z nią jest niesatysfakcjonujący.

Tymczasem to zupełnie nie musi iść w parze i zazwyczaj nie idzie. Ludzie przecież mogą mieć różny poziom libido, inne potrzeby w danym momencie, mogą się zupełnie nie zgrywać, jeśli chodzi o grafik. Często jest przecież tak, że np. ona jest typem skowronka, wstaje rano i wtedy ma dużo energii, za to wcześnie wieczorem słania się na nogach i pada ze zmęczenia. A on na odwrót: rano lubi spać długo, za to w nocy siedzi do późna, bo wtedy najlepiej mu się myśli i działa. Takich przykładów różnic między osobami, które są w związku jest znacznie więcej. Uzależnianie satysfakcji seksualnej od tego, czy druga osoba będzie ze mną uprawiać seks jest całkowicie pozbawione sensu, bo to oznacza przerzucanie odpowiedzialności na drugą osobę za własne potrzeby.

Skąd się u nas biorą takie zachowania i taki sposób myślenia?

Myślę, że z ciągłej wiary w romantyczną miłość, której ukoronowaniem ma być wspólny seks dający obojgu satysfakcję, najlepiej w tym samym momencie. A przecież mamy XXI wiek i wiemy, zgodnie z tym, co ustaliła nauka, że seksualność i seks to forma popędu, a my, ludzie, jesteśmy istotami popędowymi. Jednak z drugiej strony kultura każe nam wierzyć, że jeśli jestem w związku, to tylko z tą jedną osobą do końca życia muszę uprawiać seks.

Chciałabym być tu dobrze zrozumiana - nie twierdzę, że monogamia jest zła, zupełnie nie to mam na myśli. Chodzi mi raczej o to, że jeśli w swoich wyobrażeniach uprawiam seks z inną osobą niż mój partner lub partnerka, to nie oznacza ani zdrady, ani nie jest równoznaczne z tym, że jestem osobą rozwiązłą. I to wreszcie nie wcale nie oznacza, że nie kocham mojego partnera lub partnerki! To nierozerwalne łączenie czystego seksu z miłością oraz uzależnianie jednego od drugiego ciąży nam i powoduje m.in., że masturbowanie traktujemy albo jako zachowanie nie fair wobec partnera czy partnerki, albo jako coś, co źle świadczy o nas samych.

Śledząc fora internetowe poświęcone sprawom seksu, często można natknąć się na opinię, że jeśli kobieta w związku się masturbuje, to znaczy, że jej partner nie staje na wysokości zadania…

O tak! Z taką opinią również często spotykam się w swoim gabinecie. I znowu kłania nam się kultura patriarchalna, która niezmiennie każe nam wierzyć, że satysfakcja seksualna kobiety jest możliwa tylko w relacji z mężczyzną i od tego mężczyzny zależy. Bo skoro tylko mężczyzna może doprowadzić kobietę do pełnego orgazmu, to znaczy, że tylko on panuje nad jej seksualnością. Ma ją w swoich rękach. A takie podejście pozbawia kobietę podmiotowości.

Jeśli jednak kobieta wie, czego jej potrzeba i co jej sprawia przyjemność, to wtedy ma wpływ na to, co odczuwa, może współdecydować o tym, co się w tym seksie między nią a partnerem dzieje. Jeśli kobieta miałaby uzyskać satysfakcje w łóżku tylko przy użyciu drugiej osoby, a jej zadowolenie miałoby zależeć od tego, jaką aktywność ta osoba podejmie, to trudno byłoby tu o sukces.

Jednak wielu mężczyzn traktuje kobiecą masturbację jako dowód swojej nieporadności w łóżku. Mówią: ona się masturbuje, bo ja jej nie wystarczę…

Myślę, że za taką męską frustracją stoi kolejne krzywdzące, tym razem mężczyzn, przekonanie, że ich rolą jest zadowolić kobietę. Wiąże się to z braniem odpowiedzialności za jej orgazmy, spełnienie w łóżku, poczucie zadowolenia. Do tego dochodzi kolejny mit, że prawdziwy facet nie dość, że ciągle myśli o seksie, to jeszcze nieustająco ma na niego ochotę. Wydaje mi się, że z tym wspaniałym seksualnym wyzwoleniem kobiet, które obserwujemy w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, wiąże się pojawienie się w kulturze, a tym samym w przekazach medialnych miejsca na wspieranie kobiecego rozwoju, na głośne mówienie o tym, czego kobiety mogą dla siebie chcieć, co im się należy.

Tymczasem takie przekazy poświęcone mężczyznom są znacznie mniej obecne, mniej słyszalne. Wciąż zbyt mało promujemy męskie wzorce zachowań, które mówią: tak, mężczyźni nie muszą mieć ochoty na seks, nie wszyscy mają wysokie libido, a wielu ma niskie, męskość nie zależy od wielkości penisa i liczby orgazmów dostarczanych kobiecie. Ciągle mamy tu braki w wiedzy, wciąż potrzebujemy edukacji. Niebranie przez mężczyzn pełnej odpowiedzialności za to, jak ich partnerkom jest w seksie – mam tu na myśli mężczyzn, którzy traktują kobiecą masturbację jako dowód swojej nieporadności – byłoby dla nich bardzo uwalniające.

A jakie korzyści wynikają z masturbacji, zwłaszcza tej kobiecej. Ostatnio jedna z edukatorek seksualnych powiedziała, że jeśli kobieta uprawia solo seks, to mężczyzna zawsze na tym korzysta.

Podpisuję się pod tym obiema rękami. Osoba, która się dotyka w miejscach intymnych, nie wstydzi się tego, znacznie lepiej zna swoje ciało, więc siłą rzeczy będzie wiedziała dobrze, co jej sprawia przyjemność, jaki rodzaj dotyku czy pieszczot jest dla niej źródłem przyjemności, a jaki nie. Świadomość własnych potrzeb umożliwia powiedzenie partnerowi czy partnerce, jakie te potrzeby są. Masturbacja jest znakomitym narzędziem do poznawania siebie, do zgłębiania samoświadomości, do eksplorowania i eksperymentowania w świecie seksualności i erotyki. Poza tym, co bardzo ważne, osoby, które znają siebie, swoje potrzeby i umieją o nich opowiadać, osiągają częściej satysfakcję w łóżku. A to powoduje, że chętniej podejmują aktywność seksualną.

Warto przyjrzeć się też masturbacji, która ma miejsce wtedy, gdy mój partner jest zmęczony, nie ma ochoty na aktywność w łóżku, ale chce mi w solo seksie towarzyszyć. Bycie przy drugiej osobie, kiedy ta się masturbuje jest niesamowicie intymnym doświadczeniem, które bardzo partnerów potrafi do siebie zbliżyć nie tylko na poziomie erotycznym. To także rozwiązanie, które pozwala dwóm osobom, o bardzo odmiennych w tym momencie potrzebach, zaspokoić je. To także kolejny przykład potwierdzający, że penetracja nie jest jedyną drogą do osiągania satysfakcji seksualnej we dwoje.

Masturbacja pomaga też zmniejszyć poziom frustracji, jeśli partner lub partnerka nie mają z jakiegoś powodu ochoty na seks. Zachęcam, by nie traktować jej jak ubogiej siostry seksu penetracyjnego, a przyznać jej należyte miejsce w wachlarzu praktyk seksualnych, które są źródłem satysfakcji i zadowolenia.

Patrycja Wonatowska – seksuolożka, absolwentka Wyższej Szkoły Pedagogicznej ZNP (pedagogika – edukacja zdrowotna i profilaktyka uzależnień). Edukatorka seksualna, w tym ds. HIV/AIDS. Ukończyła studia podyplomowe z zakresu seksuologii klinicznej. Terapeutka w nurcie terapii skoncentrowanej na rozwiązania.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (38)
Zobacz także