Sheri Moon Zombie - królowa krzyku
„Myślę, że ludzie lubią oglądać horrory zupełnie tak samo, jak odwiedzać parki rozrywki. Mają ciarki, zastrzyk adrenaliny, przytulają się do swojego partnera i krzyczą. Wyczekują czegoś i zaraz coś się dzieje” – mówi Sheri Moon Zombie, niekwestionowana gwiazda filmów z dreszczykiem oraz muza i żona ekscentrycznego Roba Zombie.
30.10.2015 | aktual.: 30.10.2015 12:53
„Myślę, że ludzie lubią oglądać horrory zupełnie tak samo, jak odwiedzać parki rozrywki. Mają ciarki, zastrzyk adrenaliny, przytulają się do swojego partnera i krzyczą. Wyczekują czegoś i zaraz coś się dzieje” – mówi Sheri Moon Zombie, niekwestionowana gwiazda filmów z dreszczykiem oraz muza i żona ekscentrycznego Roba Zombie.
Rob i Sheri Moon Zombie są jedną z najbardziej kochających się par w Hollywood. Taką, na którą wielu patrzy z podziwem. Są ze sobą od 1989 roku i, jak sami podkreślają, jest to miłość od pierwszego wejrzenia, która do dziś nie pozwala im się rozstać na dłużej niż trzynaście dni. Małżeństwo zawarli w Halloween 2002 roku, stając się panem i panią Zombie. Robert Bartleh Cummings przyjął to nazwisko jako oficjalne w połowie lat 90., podczas gdy jego ówczesna dziewczyna Sheri zmieniła swoje na Moon. Zombie doszło po mężu. Ślub w Halloween nie był jednak zamierzony, co błędnie interpretuje wielu fanów pary, wzdychając, że „to takie fajne i magiczne”.
„Właściwie decyzję podjęliśmy dzień przed ślubem, spacerując po naszej okolicy” – wspomina Sheri. –„Wesele mieliśmy zaplanowane na 9 listopada, ale zdaliśmy sobie sprawę z tego, że jesteśmy ze sobą już tak długo, że jeśli mamy sobie coś przysięgać, powinniśmy zrobić to prywatnie. To było pod wpływem chwili. Wzięliśmy ślub następnego dnia, akurat wypadło w Halloween. Nie kryją się za tym żadne strachy czy inne powody. Nie mieliśmy na sobie specjalnych kostiumów. Ja ubrałam się w sweter i dżinsy”.
Sheri urodziła się 26 września 1970 roku w Kalifornii jako Sheri Lyn Skurkis. Dorastała w stanie Connecticut, dokąd przeniosła się jej rodzina. Pamięta, jak jako dziecko oglądała z zainteresowaniem „Scooby Doo” i „Czarnoksiężnika z krainy OZ”. Gdy nieco podrosła, ktoś jej polecił klasykę horroru, m.in. „Inwazję łowców ciał”, „Amityville” i „Lśnienie”. Oglądała je w samotności i była przerażona na śmierć. Coś jednak pociągało ją w adrenalinie, która udzielała się podczas projekcji takich filmów. Jako siedemnastolatka spakowała walizki i wybrała się do Kalifornii. Chciała znaleźć sobie miejsce na Ziemi, którym być może byłoby środowisko filmowe. Szybko znalazła pracę, jako aktorka użyczająca głosu postaciom z kreskówek. Zarobione pieniądze przeznaczyła na dodatkowe kursy i warsztaty, z których jednak zrezygnowała, by rozpocząć pracę w MTV VJing. Tu też nie zagrzała miejsca na zbyt długo – po kilku miesiącach wróciła do Connecticut. Od czasu do czasu wykorzystywała swoją urodę w modelingu.
W 1989 roku kolega zabrał ją na koncert znajomego zespołu White Zombie, próbującego przełamać swoje niepowodzenie na rynku muzycznym. Liderem grupy był Robert Cummings – człowiek zafascynowany wszystkim, co odrażające i wywołujące dreszcze. Ujął Sheri od pierwszych chwil na tyle, że po koncercie dwójka wybrała się na swoją pierwszą randkę – do restauracji na pizzę. Wkrótce dziewczyna dołączyła do ekipy White Zombie. W zespole znalazła miejsce jako choreograf, autorka kostiumów, tancerka oraz dziewczyna wokalisty, którego plany i marzenia na przyszłość wychodziły znacznie poza granice muzyki. Zanim zadebiutował w roli reżysera filmu „Dom 1000 trupów”, uczył się pracy na planie dając co najmniej szkielet wideoklipom do utworów White Zombie, a po rozpadzie zespołu również do swoich solowych kawałków. Chętnie widział przed kamerą Sheri Moon, którą po raz pierwszy obsadził w jednej z głównych ról w teledysku „Living Dead Girl”. Sheri do dziś uważa ją za swój ulubiony występ. Okazało się, że dziewczyna doskonale
sprawdza się w każdej roli i wcale nie musi być to postać słaniającej się „zombie girl”, ale również opętana Baby Firefly (jak w „Domu 1000 trupów”), czy matka w psychopatycznej rodzinie (w serii filmów „Halloween”). Nie tylko przy mężu
Rob Zombie nie wydaje się być zaborczym, zazdrosnym o żonę mężem. Nie ma skrupułów i jeśli wymaga tego rola, Sheri staje przed kamerą nago lub w bardzo skromnym stroju. Wszystko po to, by stworzyć niezapomnianą kreację i potwierdzić nadane jej odznaczenie „królowej krzyku” („scream queen”). „Rob jest tu reżyserem i mistrzem manipulacji. To on sprawia, że aktorzy wiedzą, co mają robić. To są jego pomysły” – mówi skromnie Sheri, która jednak dostaje dużą przestrzeń, jeśli chodzi o kreację swoich ról. Atrakcyjna i wysoka blond piękność wie, że ma co pokazać. Znalazła się na siódmym miejscu w zestawieniu najgorętszych kobiet horroru w magazynie „Maxim”.
Wiele miejsca jej zdjęciom poświęcił także „Playboy”. Sama jednak nie zabiega o nowe role i sukcesy: „Nie jestem aktorką narcystyczną. Nie próbuję się sprzedawać, nie mam agenta. Nie udzielam wielu wywiadów. Nie szukam aktywnie pracy.” – mówi. – „Nie lubię przesłuchań do roli, przez które muszą przechodzić aktorzy. Niech Bóg ich błogosławi. Dla mnie to zbyt wymagające i przerażające. Przecież są strony internetowe, z których można wziąć informacje na temat danej osoby”. Z premedytacją odrzuca scenariusze innych reżyserów wiedząc, że kolejnym krokiem do współpracy będzie casting, w którym za żadne skarby nie będzie chciała uczestniczyć. Gościnnym wyjątkiem była rola w „Californication”.
Po tym, jak jej twarz można zobaczyć na okładkach płyt Roba Zombie, w jego filmach i teledyskach, można by powiedzieć, że Sheri Moon zawdzięcza zainteresowanie swoją osobą wyłącznie promującemu ją mężowi. Nic z tych rzeczy. Pani Zombie jest osobą zaradną, która już wykreowała swoją markę. Wielu fanów, zwłaszcza mężczyzn, tatuuje sobie na ciele jej twarz, a fanki naśladują sposób ubierania się jej postaci, które na ogół nie mogą się poszczycić wybitnym stylem. Miłość i oddanie jej fanów wprawia aktorkę jednak w podziw i zadowolenie, dając tym samym potwierdzenie, że stworzyła naprawdę ważne postacie dla historii horroru. Co ważne, Sheri bierze udział w budowaniu postaci, które ma zagrać. Często dodaje im coś od siebie, nie przejmując się nieporozumieniami czy sprzeczkami z mężem. A do tych przecież musi dojść, gdy na pełnych obrotach pracują razem dwa wybitnie kreatywne umysły. Właściwie w całości stworzyła postać Deborah Myers, którą zagrała w remake’u filmu „Halloween”. Zadanie o tyle nie było łatwe, że
przecież Sheri mierzyła się tam z legendą Jamie Lee Curtis. Tymczasem Deborah Myers stała się jednym z chętniej wybieranych przebrań na Halloween. Takie właśnie chwile i przejawy sympatii ze strony fanów są dla Sheri największą nagrodą za jej pracę i najlepszą recenzją. Tych w prasie nie czyta, chyba że zachęci ją do którejś Rob.
Czas między pracą nad filmami wykorzystuje na projektowanie ubrań – jest właścicielką i założycielką marki Total Skull, która powstała w 2006 roku. Już nazwa zdradza, że w asortymencie tego brandu znajdują się rzeczy z czaszkami w tle. Wzornictwo preferowane przez Sheri Moon ma dużą rzeszę zwolenników – nie tylko fanów filmów z udziałem aktorki, która w swoich projektach łączy świat horroru z pasją do ostrej muzyki rockowej. W końcu i ta nie jest jej obca, gdyż Sheri oprócz tego, że gra u męża w filmach, towarzyszy mu też na trasach koncertowych. Sheri lubi przemierzać świat dzieląc małą powierzchnię autobusu z kolegami Roba z zespołu lub pomieszkując w hotelach. Mogłoby to wydawać się męczące, tymczasem ona docenia chwile, kiedy nie musi sprzątać, prać i mieć na głowie dziesiątek innych obowiązków domowych. W trasach koncertowych towarzyszy jej też Dracula, pies pary. Sheri uważa siebie za osobę szaloną, ale oczywiście nie do tego stopnia, by nie mieć problemów z zagraniem takich scen, jak wbicie komuś noża
w plecy. Fani pokochali ją też w roli DJ-ki, Heidi Hawthrone, którą zagrała w piątym filmie Roba Zombie, „The Lords of Salem” w 2013 roku. Para obecnie pracuje nad kolejnym obrazem, zatytułowanym „31”.
Sheri Moon Zombie, mimo że jest laureatką wielu prestiżowych nagród środowiska filmowego (zwłaszcza tej części związanej z horrorem), nie jest gwiazdą, którą można spotkać w długiej limuzynie. Nie chodzi w kreacjach od Diora, nie obwiesza się diamentami. Niektórzy mówią o niej „feministka”, chociaż nie jest ani typem działaczki, która przypięłaby sobie jakąkolwiek łatkę. Raczej stara się po prostu żyć w zgodzie ze swoimi zasadami. Jak na razie udaje jej się to bezbłędnie. Dużo czyta (chętnie książki Agathy Christie), gra w karty, układa puzzle. Lubi ćwiczyć jogę i pilates. Nie stroni od pizzy, słodyczy i ciast, które lubi piec. W wielkim domu pochodzącym z lat 20., ma wiele antyków, które uwielbia. Ściany zdobią plakaty starych horrorów. Mąż namawia ją, by sama zaczęła pisać scenariusze. Ale na razie odtrąca tę propozycję. Ponad wszystko stara się być zwykłą dziewczyną, która swój charakterystyczny przerażający śmiech prezentuje tylko podczas pracy nad filmem. W pozostałe dni przypomina długowłosą hippiskę
żyjącą według zasady „bądź szczęśliwa, zdrowa i kochaj”. Nie interesuje jej korona królowej krzyku.
Karolina Karbownik