Siostra wspomina Przybylską. "Wiedziałam, że z tego nie wyjdzie"
– Patrzyłam, jak cierpi. W każdym badaniu wyglądało to coraz gorzej – wspomina ostatnie miesiące życia Anny Przybylskiej Agnieszka Kubera, jej siostra. W rozmowie z "Urodą życia" wraca do chwili, gdy poznała druzgocącą diagnozę i odejścia aktorki.
12.09.2017 | aktual.: 12.09.2017 15:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Anna Przybylska zmarła 5 października 2014 r. na raka trzustki. Prawie trzy lata od tego tragicznego dnia, głos zabiera jej starsza siostra. – Nie wiem, czy się odbudowałam. Ale zaczęłam robić takie rzeczy, o które bym się w ogóle nie podejrzewała. Ona zawsze ludzi nakręcała – mówi "Urodzie Życia". To jej pierwszy wywiad. Na co dzień Kubera pracuje w Uniwersyteckim Centrum Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni, zajmuje się tomografią komputerowej. – Na temat trzustki, wątroby, nerek wiem już naprawdę dużo – opowiada.
W 2013 r. bagatelizowała obawy aktorki. – Ona obsesyjnie drążyła temat, co mnie doprowadzało do szału. "Anka, ja nie pracuję w tym zawodzie od dzisiaj. Na niektóre choroby naprawdę trzeba zasłużyć". "Naprawdę coś mi jest". "Ale boli cię?" "No nie". "Jesteś po prostu za chuda…". Ale ona tak szukała, aż znalazła – czytamy. Kubera dokładnie pamięta telefon i słowa: "Coś mnie pobolewa". Aktorka chciała natychmiast dowiedzieć się, na czym stoi. Przyjęła ją koleżanka siostry. 18 miesięcy później, Przybylskiej już nie było.
Rodzina długo żyła nadzieją, że będzie dobrze. Nikt nie dopuszczał innych myśli. Z miesiąca na miesiąca jednak one same coraz częściej przychodziły. – Kiedyś Anka powiedziała, a jeszcze nie była tak strasznie wymęczona chorobą: "Przychodzi taki moment, kiedy pacjent chce umrzeć, a i rodzina chce, żeby odszedł" – wyznaje Agnieszka. – Siedziała w kuchni przy stole i piła herbatę ze swoją agentką Gosią. Jarek karmił Jasia, a ja, połykając łzy, nakładałam coś na talerz – dodaje.
Kubera określa chorobę siostry jako dramat. Dla niej samej była to też "niezła szkoła życia i niemocy". Najbardziej żałuje, że unikała tematu choroby, jak ognia. Stara się jednak nie obwiniać. W rozmowie nie może nachwalić się za to Jarosława Bieniuka. – Wcześniej był, jak to Ania żartowała, Dzieckiem Numer Cztery – on wie, że tak o nim mówiłyśmy – ale naprawdę szybko musiał dorosnąć – uważa. – Teraz jest stuprocentowym facetem – mówi.
To on zadzwonił do Agnieszki, gdy nadszedł czas. – "Siostra, jak chcesz zobaczyć jeszcze Ankę, to wsiadaj w samochód i jedź na sygnale" – przypomina sobie ten dzień. – Człowiek myśli: Boże, żeby to się już skończyło", ale z drugiej strony "Niech to trwa, bo co to będzie dalej?" – kończy. Anna Przybylska miała 35 lat.