Śledztwo na Instagramie. Fotki z sieci coraz częściej stają się dowodami w sprawach rozwodowych
Zdjęcie drogiego zegarka albo pamiątka z tête-à-tête w jaccuzi są warte wielu serduszek. Mogą też pogrążyć. Do materiałów dowodowych spraw rozwodowych coraz częściej są dołączane zdjęcia z mediów społecznościowych. Strzeżcie się, niewierni małżonkowie i rozrzutni alimenciarze!
Stek z polędwicy – 99 złotych, basen 3 razy w tygodniu – 70, kawa na wynos – 16 złotych. Tak wydatki migającego się od płacenia alimentów byłej żonie Kaziemierza Marcinkiewicza podliczył "Super Express". Skąd tabloid miał tak szczegółowe informacje dotyczące byłego premiera (oraz męża poetyckiej Isabel)? Ano prosto z Instagrama samego zainteresowanego.
Choć Marcinkiewicz niespecjalnie chwali się "nieskromnym lifestyle'em", bystremu oku dziennikarza brukowca nie umknęła ani marka telefonu premiera, ani wzmianka, że lubi on owoce morza. Co ciekawe, zdjęciami podebranymi z kont w mediach społecznościowych posługują się dziś nie tylko pracownicy tabloidów, leczy także małżonkowie podczas rozpraw rozwodowych.
- Dowody w formie wydruków zrzutów ekranu z mediów społecznościowych pojawiają się w sądzie coraz częściej. Najczęściej są używane w sprawach rozwodowych z orzeczeniem o winie rozkładu pożycia lub też podczas walki o alimenty. W tym pierwszym przypadku zdjęcia mogą stanowić dowód na okoliczność np. zdrady współmałżonka, w drugim zaś – mogą przeczyć deklaracjom finansowym zobowiązanego do alimentacji, który np. utrzymuje, że nie stać go by ponosić koszty utrzymania w zasądzonej wysokości, a jednocześnie wyjeżdża na egzotyczne wakacje lub kupuje drogie auta – tłumaczy adwokat Joanna Wołek-Łysoń z warszawskiej kancelarii KOLS.
Dagmara ma 33 lata i 2-letniego synka ze swoim narzeczonym Stephenem. Kiedy się poznali, Stephen mieszkał jeszcze z byłą żoną. Od kilku lat spali oddzielnie i traktowali się jak nieprzepadający za sobą współlokatorzy wymieniający się opieką nad dzieckiem. Pojawienie się na horyzoncie Dagmary przyspieszyło odkładaną wyprowadzkę.
Para nie wyszła jeszcze nawet poza niezobowiązujące randkowanie, kiedy Dagmara zaczęła dostawać na Facebooku pogróżki z anonimowych kont. Zablokowała byłą Stephena na Facebooku i – z przezorności – także na Instagramie. Tymczasem podczas rozprawy rozwodowej prawniczka kobiety przedstawiła serię wydruków z prywatnego konta Dagmary mających poświadczać "luksusowe życie Stephena z kochanką", na które składała się weekendowa wycieczka do Białowieży i obiad w pizzerii. Sytuacja była o tyle kuriozalna, że para zdecydowała się na rozwód bez orzeczenia o winie, a Stephen od razu zadeklarował, że będzie płacił alimenty w wysokości postulowanej przez byłą żonę.
- Dzisiaj się z tego śmiejemy, ale te trzy lata temu do śmiechu mi wcale nie było. Bałam się, że Stephen będzie miał utrudnione kontakty z córką z pierwszego małżeństwa, którą uwielbiał ponad wszystko i że była żona będzie się na mnie mściła. Na szczęście wszystko się w miarę ułożyło. Mam co prawda utrudniony kontakt z córką Stephena, która nieustannie wysłuchuje, jakim to potworem jestem, ale dogadujemy się coraz lepiej – opowiada Dagmara.
Była Stephena założyła ostatnio nowe konto na Instagramie. Nie zaobserwowała Dagi, ale na jej profil zagląda kilka razy dziennie. Jest zawsze jedną z pierwszych osób, które oglądają jej instastory. Najwyraźniej nie orientuje się, że osoba publikująca nagrania widzi, kto je wyświetlił.
Pawła do śledzenia online byłej żony namówił prawnik. 40-latek miał wcześniej dość mętne pojęcie o tym, jak działa Instagram i to okazało się atutem w śledzeniu Marleny. Młodsza o 8 lat żona była tam bardzo aktywna. Dodatkowo przekonana, że Paweł nie ma pojęcia o istnieniu jej profilu.
- Od kilku lat pracowałem za granicą, budowaliśmy dom pod Giżyckiem. Marlena raz miała pracę, raz nie miała, więc wysyłałem jej pieniądze na życie. Między nami było coraz gorzej, rzadko rozmawialiśmy. Liczyłem, że w końcu skończymy budowę i wszystko się jakoś ułoży. To, że Marlena kogoś ma, zasugerowała mi jej siostra, z którą zawsze miałem dobry kontakt – opowiada mi Paweł.
Postanowił wrócić do Polski wcześniej niż zapowiadał. Nie nakrył żony z kochankiem, ale i nie zastał jej we wspólnym mieszkaniu. Czekał trzy dni. Marlena ani razu nie wróciła na noc do domu. Wreszcie zadzwonił, przyjechała od razu. Powiedziała, że spała u przyjaciółki. Pawłowi nie chciało się wierzyć, że 30-latka z mieszkaniem do własnej dyspozycji spędza trzy doby u przyjaciółki mieszkającej na 60 metrach z dwójką dzieci. Awanturowali się kilka dni. Od pukania się w czoło i wyzywania Pawła od wariatów, Marlena płynnie przeszła do śmiania mu się w twarz i konstatacji, że "i tak go ciągle nie ma, więc nic jej nie udowodni".
Przed powrotem do Holandii Paweł poszedł do prawnika. Nie miał pojęcia, jak w przypadku ewentualnego rozwodu wyglądają jego prawa do budowanego domu. Prawnik poradził śledzić Marlenę online z anonimowego konta, "tak na wszelki wypadek". W ten sposób Paweł odkrył, że żona zaczęła go zdradzać, jeszcze zanim wyjechał.
40-latek nie chce opowiadać, jak wyglądał ostatni rok jego małżeństwa. Do materiału dowodowego miało zostać dołączone ponad 70 zrzutów ekranu z Instagrama. Marlena publikowała te zdjęcia na przestrzeni ponad 4 lat. Paweł wycofał się z pomysłu rozwodu z orzeczeniem o winie kilka dni przed datą pierwszej rozprawy.
- Prawnik uprzedził mnie, że po przedstawieniu tych zdjęć, na jednej rozprawie na pewno się nie skończy, a ja w tamtym momencie nie miałem siły na publiczne roztrząsanie. Chyba trochę się wstydziłem – mówi Paweł. Majątek podzielili na pół.
Pytam Joannę Wołek-Łysoń o to, czy zdjęcia z mediów społecznościowych zawsze są traktowane jako pełnoprawny dowód. Koniec końców ktoś może usiąść koledze na kolanach dla żartu albo zrobić sobie niedwuznaczną fotkę na zakrapianej imprezie i niekoniecznie musi to oznaczać zdradę.
- Każdy dowód zgłoszony przez strony postępowania podlega analizie przeprowadzanej przez sąd. Oczywiście wiarygodne zeznania świadków czy dokumenty co do zasady powinny mieć większą moc dowodową niż np. wydruki zrzutu ekranu z portalu Instagram, na którym dwoje ludzi pije drinki, lecz zawsze ocena dowodów to rola sądu – wyjaśnia prawniczka.
Dodaje, że media społecznościowe często pozwalają oszczędzić rozwodzącym się na korzystaniu z usług prywatnych detektywów. Niegdyś to ich wynajmowali małżonkowie pragnący udowodnić byłym niewierność czy rozrzutne życie. Bezpieczeństwo w sieci - temat szeroki jak rzeka i nudny jak flaki z olejem - co i rusz przybiera zaskakujące oblicza. Nieumiarkowanych w chwaleniu się i dzieleniu prywatą może dosięgnąć karząca ręka sprawiedliwości.
Przeczytaj także:
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl