Sonia Bohosiewicz: Nie mam nic przeciwko oszpeceniu się dla roli
Sonia Bohosiewicz mówi o tym, że nie boi się oszpecania dla roli. Opowiada też o presji środowiska na stosowanie botoksu przez aktorki.
10.06.2015 | aktual.: 12.06.2015 15:31
W najnowszym filmie Janusza Majewskiego wcieliła się w kobietę chorą na raka. Sonia Bohosiewicz przekonuje, że nie boi się oszpecić dla roli. Mówi też o presji środowiska na stosowanie botoksu przez aktorki.
WP: : „Jeżeli jesteś na karuzeli serialowej, a masz około 40 lat, to idź na botoks i zrób sobie wszystko, co trzeba, jeżeli chcesz się tam utrzymać” – powiedziała pani w jednym z wywiadów.
- Chodziło mi o pewnego rodzaju konsekwencję. Role w serialach są dość ograniczone. Albo pojawiają się dwudziestoletnie, albo czterdziestoletnie dziewczyny. Jeżeli aktorka chce się utrzymać na rynku jako piękna i młoda, bo takie są wymagania serialowe, to musi dbać o siebie – biegać, skakać, latać, pływać. Albo poczekać na swój czas i na dojrzałe role. Film jest o tyle pojemniejszy, że tam można zagrać na przykład chorą.
WP: : Czy zgodziłaby się pani oszpecić dla roli?
- Wielokrotnie to robiłam i nie stanowi to dla mnie żadnego problemu.
WP: : Nie kojarzę filmu, w którym wyglądałby pani totalnie nieatrakcyjnie.
- Naprawdę, a w „Wojnie polsko-ruskiej”?
WP: : To była charakterystyczna postać, ale czy brzydka?
- Teraz gram w filmie Janusza Majewskiego kobietę zmagającą się z nowotworem. Musiałam trochę schudnąć, zawsze miałam podcieniowane oczy na chorą, wyciągnięte dołki w policzkach. Nie wyglądałam atrakcyjnie, ale było to służebne dla roli. Na szczęście moja postać w czasie filmu zdrowieje.
WP: : Jak przygotowywała się pani do wejścia w skórę osoby, która walczy z nowotworem?
- Znam takie przypadki z mojego najbliższego otoczenia, z rodziny, więc nie musiałam się specjalnie przygotowywać. Byłam świadkiem różnych historii i nie wszystkie zakończyły się radośnie.
WP: : Jest pani jedną z ambasadorek akcji FAQ RAK, wspierającej i dopingującej osoby z nowotworami. Jak dba pani o profilaktykę?
- Gdy tylko mam jakieś podejrzenia, że dzieje się coś niepokojącego, natychmiast biegnę do lekarza. Przechodzę też standardowe badania, które są potrzebne i którym kobieta w moim wieku powinna się poddawać. Pilnuję między innymi, by regularnie wykonywać mammografię.
Nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, że codzienny ruch i pięć posiłków złożonych z owoców i warzyw, nawet malutkich, które zmieszczą się w garści, drastycznie zmniejszają ryzyko zachorowania na raka. Nam się wydaje, że jedyne, co możemy zrobić dla zdrowia, to ograniczyć lub wyeliminować papierosy i alkohol.
Warzywa i owoce muszą być w różnych kolorach. To brzmi śmiesznie, ale jest tak, że każdy kolor zawiera inny antyoksydant. To może być kawałeczek jabłka, ogórka, ćwiarteczka pomidora dla dziecka, ale trzeba pilnować regularności.
WP: : Czy przy pani nieregularnym trybie życia można zadbać o właściwą dietę?
- Oczywiście, można nosić warzywa i owoce ze sobą w plastikowym pudełku, wyposażać w takie zestawy dzieci do przedszkola i szkoły. Trzeba myśleć o tym, żeby rozszerzać dietę. Jest to szalenie trudne, szczególnie w przypadku dzieci. Moje mają teraz trzy lata i sześć i mam duże problemy, żeby wprowadzić do diety jakikolwiek nowy produkt. Nie wolno jednak spoczywać na laurach, tylko podsuwać, podsuwać, podsuwać. W pewnym momencie załapią.
Rozmawiała Katarzyna Gruszczyńska/(kg)/(mtr), WP Kobieta