Stalkerzy prezenterek telewizyjnych. "Pisała, że jest moją matką i przysłał ją Putin"© ONS.pl

Stalkerzy prezenterek telewizyjnych. "Pisała, że jest moją matką i przysłał ją Putin"

Karolina Błaszkiewicz

Beata Tadla dostawała listy od kobiety, która podawała się za jej matkę i chciała pomóc w realizacji "życiowej misji" narzuconej przez Jana Pawła II i Władimira Putina. Karolina Jakobsche musiała tłumaczyć się przed stalkerem z ciąży. Kinga Rusin dostała sms-a: "Zabiję cię". Spotkanie ze stalkerem nie jest dla prezenterek obce.

Karolina Jakobsche kilka lat temu prowadziła Telewizyjny Kurier Warszawski. W 2012 r., podczas jednego z nagrań na chodniku przed siedzibą TVP, zauważyła przyglądającego się jej mężczyznę. – Pojawiał się w każdą sobotę o godzinie 8 rano. Stawał z daleka i patrzył, jak nagrywam program – opowiada Karolina. – Był szczupły, miał około 50 lat. Nosił taką "złodziejską" czapkę, a w ręku zawsze trzymał reklamówkę z jednego z dyskontów, wypełnioną różnymi rzeczami – dodaje.

"Kto jest ojcem?"

Początkowo Jakobsche nie widziała w jego zachowaniu niczego zdrożnego. Lampka zapaliła się jej, gdy za pierwszym razem podszedł po nagraniu i wypytywał, co robiła, dlaczego i dla kogo. Później próbował wchodzić do budynku telewizji mówiąc, że chce odwiedzić inne prezenterki albo twierdząc, iż jest ochroniarzem. – Sytuacja zrobiła się już niebezpieczna, gdy zaczął mnie śledzić. Zimą było najgorzej, bo było ciemno, a ja wracałam do domu metrem. Po moim wyjściu z podziemia, ten facet potrafił pojawić się za moimi plecami i zadawać pytania – wspomina. Dziennikarka odpowiadała zdawkowo i zdecydowanym krokiem odchodziła.

Zachowanie Karoliny wcale nie zniechęciło stalkera. Pamięta, jak w jej urodziny jeździł za nią przez pół dnia po całej Warszawie. Gdy zatrzymała się na pasach w centrum, jego twarz była tuż przy jej twarzy. – Natychmiast uciekłam do apteki. Na szczęście byłam ze znajomymi, ale to już pokazało, że coś jest nie w porządku z tym facetem. Potem okazało się, że czekał na mnie pod pracą – od 7 do 20 – mówi. Karolina musiała wchodzić do budynku innymi drzwiami. Mężczyzna zaczepiał więc jej znajomych.

Zobacz także: "Zostałam bez kasy i bez pracy". Paulina Młynarska o swoim kryzysie

Innym razem "wielbiciel" krążył wokół budynku TVP w centrum miasta, nie wiedząc, że dziennikarka ma wolne. Po kilku godzinach znalazł jej znajomego, siedzącego w niedaleko usytuowanej restauracji. Jemu podał numery rejestracyjne czerwonej hondy. Jak się okazało, to był samochód Karoliny i jej narzeczonego. Strach obleciał ją, gdy prześladowca dowiedział się, że prezenterka jest w ciąży. – Stałam przed budynkiem, on pojawił się znikąd. Podszedł do mnie z pretensjami i z wielką złością. Obok mnie byli dwaj koledzy. Padło pytanie, kto jest ojcem. Akurat ojciec był wtedy ze mną, ale to ten drugi się przyznał – relacjonuje Jakobsche.

Po tym wszystkim planowała zgłosić nękanie na policji. Szkopuł był w tym, że nie wiedziała, jak nazywa się jej "fan". – W końcu udało nam się zrobić screeny z monitoringu, jak on wchodził, ale to było wciąż za mało – słyszę. Problem rozwiązał się przez czysty przypadek. – Minęłam go na chodniku. Nie poznał mnie, bo miałam nową kurtkę i zakrytą kapturem twarz. Kawałek dalej stał radiowóz, więc wskoczyłam do niego i powiedziałam policjantom, o co chodzi. Pojechaliśmy za nim. Po paru minutach udało się go zatrzymać i spisać. Wiedziałam wreszcie kim jest – wyjaśnia. Ostatecznie "fana" pozbyła się jednak nie dzięki policji, ale zmianie pracy.

Obraz
© arch. prywatne

"Zamieniono cię w szpitalu"

#

Beata Tadla po latach pracy na wizji doświadczyła ze strony fanów i dobrego, i złego. – Głównie zwracam uwagę na to, co dobre i ciepłe ze strony fanów. Takie wsparcie dostaję – to jest budujące. Człowiek myśli wtedy, że to, co robi ma sens. Ale są też osoby, które mają może inny cel aniżeli jedynie wsparcie – zaczyna gwiazda, gdy pytam o przykre sytuacje.

W jej pamięci szczególnie zapadła jedna historia. – Kiedy pracowałam w Telewizji Polskiej, zaczęła do mnie pisać kobieta, która twierdziła, że jest moją matką. Mówiła, że w szpitalu zamieniono dzieci i jej córka to wcale nie jej córka, tylko ja nią jestem. Nie przeszkadzało to, że tamta urodziła się w Koszalinie, a ja w Legnicy i nie szkodzi, że 10 lat później niż ja. Przekonywała mnie, że dostała informację od Putina, którą z kolei Putinowi przekazał papież Jan Paweł II, że mam jakąś misję na świecie i ona będzie wspierać mnie w jej wypełnieniu. Do dziś nie wiem, o jaką misję chodziło – śmieje się.

W pewnym momencie "mama" prezenterki zaczęła wysyłać jej ogromne paczki na adres TVP. – W środku były np. przeterminowane słodycze dla mojego syna, jakieś zabawki. Wszystko mocno zużyte. Wysłała mi też, jako moja "mama", swój używany kożuszek – pisała, że na pewno jest na mnie za duży, ale jak go sobie przerobię, będę mogła w nim chodzić. Potem chciała wysłać naczynia i fotel! Tak postanowiła się mną "zaopiekować" – wymienia. W końcu udało się zablokować odbieranie paczek i listów przy Woronicza i "opieka" dobiegła końca.

Zainteresowanie Tadlą wcale jednak nie maleje. Swoje zrobił "Taniec z Gwiazdami". W mediach społecznościowych fani bombardują dziennikarkę komentarzami i wiadomościami. 44-latka nie ukrywa, że czasem ma do czynienia ze stalkerami.
– Nie odpowiadałam tamtej kobiecie, bo każdy kontakt czy reakcja zwrotna mogłaby być zachętą, a ja naprawdę nie wiem, kto jest po drugiej stronie. Nie wiem, czy taka osoba nie pojawi się któregoś dnia pod redakcją. W grę wchodzi lęk, strach, których nie chcemy, więc po prostu trzeba tego unikać – kwituje.

W trakcie autoryzacji naszej rozmowy Tadla dostała takie nagranie: "Dzień dobry. Moje nazwisko Andrzej..., dzwonię z zakładu karnego w Sztumie. Dzwonię, bo chciałbym pozdrowić panią Beatę Tadlę i chciałbym powiedzieć, że mam dla pani Beaty tort. Chciałbym prosić o przesłanie jakichś danych, adresu, gdzie mógłbym go przesłać".

"Zabiję cię i twoje dzieci"

#

Kilka lat temu Kinga Rusin zaczęła dostawać sms-y z nieznanego numeru. – Na początku były bardzo miłe – wspomina w rozmowie z WP Kobieta. Na antenie TVN24 mówiła, że czytała "Kocham cię", nie mając pojęcia, że brak reakcji z jej strony skończy się poważnymi groźbami. – Jeśli anonimowa osoba wyznaje miłość natarczywie i nie dostaje odpowiedzi na to swoje niespełnione uczucie, to zaczyna się robić nerwowa, a później niebezpieczna – stwierdziła wtedy.

Rusin podejrzewała, że nękający ją anonim długo miał poczucie bezkarności. Z prostej przyczyny – korzystał z prepaida, tzn. nierejestrowanego telefonu na kartę. Gwiazda nie mogła tego jednak tak zostawić, szczególnie, że dotarł do niej sms o treści: "Wiem, gdzie mieszkasz, przyjdę pod twój dom, zabiję ciebie i twoje dzieci". Na szczęście dziennikarka i aktywistka ma tę sprawę już za sobą. – Policja się tym zajęła. Okazało się, że ta osoba była chora psychicznie. Pisała nie tylko do mnie, ale i do innych znanych osób – mówi w rozmowie z nami.

Dziennikarka Lidia Piechota z Olsztyna przez ponad dekadę była nękana przez stalkera. Na swoim blogu w 2018 r. pisała wprost: "Ten typ prześladuje mnie od października 2006-go roku. Właśnie stuknęło nam wspólne 12 lat. W tym roku będę obchodzić 36-te urodziny. Jestem prześladowana 1/3 mojego życia”. Zaczęło się od dwuznacznych sms-ów i maili. Niby przypadkiem spotykała go też na ulicy.

Stalker groził jej i jej rodzinie, jej dziecku.Wiedziała, że od mężczyzny odwrócili się wszyscy i popadł w obłęd. "Po dwóch latach, w końcu, orzeczenie sądu – zamknięty szpital psychiatryczny na czas nieokreślony. Zwycięstwo? Pozornie tak. To było jakoś w styczniu albo lutym. Do kwietnia stalker wciąż był na wolności. Wtedy wyjechałam z Olsztyna. Miałam dosyć" – czytamy w jej wpisie. Stalker w 2018 r. nadal szukał kontaktu z Piechotą. "Podobno jest w 'psychiatryku', co nie przeszkadza mu wysyłać mi komentarzy na blog. Nie wiem tak naprawdę czy wciąż je wysyła. Nie wiem ile. Nie sprawdzam, nie czytam" – dodaje.

Art. 190 a Kodeksu Karnego mówi: "Kto przez uporczywe nękanie innej osoby lub osoby jej najbliższej wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia lub istotnie narusza jej prywatność, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3". W paragrafie 3. czytamy, że jeśli osoba nękana targnie się na własne życie, stalkerowi grozi kara pozbawienia wolności od roku do lat 10. Stalkera można ścigać na wniosek pokrzywdzonego.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (133)