Stereotypy związane z wyglądem wciąż rządzą naszą wyobraźnią. "Masz niepełnosprawną córkę? Zupełnie nie wyglądasz"
Ch...wa Pani Domu, czyli Magdalena Kostyszyn, na swojej grupie na Facebooku zgromadziła otwartą, kobiecą społeczność. Kilka dni temu opublikowała post, który został polubiony 18 tys. razy, a skomentowany ponad 7 tys. Dotyczył on stereotypów związanych z wyglądem. Kiedy świat przestanie nas oceniać, a zacznie słuchać tego, co mamy do powiedzenia?
"Od 10 lat walczę o to, by kobiety nie musiały tkwić w stereotypach, a w tym samym czasie świat próbuje mnie zaszufladkować i powiedzieć mi, jaka mogę być. Wciąż słyszę: jesteś za ładna, za szczupła, inaczej sobie ciebie wyobrażałam. Problem nie dotyczy tylko mnie. Moje czytelniczki słyszą, że nie wyglądają na: pielęgniarki, dyrektorki, prezeski, pokojówki" - napisała w mediach społecznościowych Magdalena Kostyszyn. Niektóre komentarze pod postem wywołują uśmiech pobłażania, inne dosłownie jeżą włos na głowie.
Ch...jowa, czyli jaka?
Magdalena Kostyszyn stworzyła swoje alter ego ok. 10 lat temu. Pokochały ją Polki, które miały dość ogromu presji, jaką nakładały na nie media i społeczeństwo. Fanpage CHPD stał się dla setek tysięcy dziewcząt przestrzenią, w której mogły pokazywać swoją mniej "perfekcyjną" stronę - bez idealnego make-upu i wyczyszczonego na błysk mieszkania.
Paradoksalnie postać, którą Magdalena Kostyszyn stworzyła na przekór stereotypom, sama zaczęła jako stereotyp funkcjonować.
- Nigdy nie starałam się stworzyć definicji "CHPD". Według mnie to jest styl życia, który opiera się na tym, żeby na siłę nie dążyć do perfekcji. Tymczasem wiele osób zaczęło mieć potrzebę zaszufladkowania tej fikcyjnej postaci - nadania jej określonych cech. Uważają oni, że klasyczna CHPD to osoba leniwa, niechlujna czy zaniedbana - a to przecież nieprawda - mówi w rozmowie z WP Kobieta Magdalena Kostyszyn.
Prywatnie twórczyni CHPD to atrakcyjna, szczupła blondynka, której mieszkanie wcale na co dzień nie przypomina "pobojowiska".
- Ch...jowa Pani Domu nigdy nie miała mieć mojej twarzy ani mojego nazwiska, miała być po prostu społecznością skupioną wokół pewnej idei. Jednak czasem występuję jako przedstawicielka tego ruchu i wtedy bardzo często słyszę komentarze pełne pretensji. Ludzie wyobrażają mnie sobie inaczej i potem są mną rozczarowani. Czasem wręcz słyszę, że gdybym była grubsza lub zaniedbana, podobałabym im się bardziej, bo szybciej mogliby się ze mną utożsamić. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie mam wpływu na to, jak ludzie mnie odbierają, ale bywa, że czuję się jakimś komentarzem dotknięta. Dlatego też tym bardziej chcę walczyć z uprzedzeniami oraz stereotypami płciowymi czy tymi dotyczącymi wyglądu - mówi Magdalena Kostyszyn.
Blogerka przyznaje, że zdawała sobie sprawę, że post dotyczący stereotypów spotka się z wielkim odzewem. Wie, że to temat wciąż aktualny i w polskim społeczeństwie nieprzepracowany. Niektóre komentarze były dla niej jednak wyjątkowo poruszające.
Masz niepełnosprawne dziecko i malujesz paznokcie?
Jedną z osób, które postanowiły się podzielić pod postem swoją historią, była Izabela Zieleźny. Niebieskowłosa, uśmiechnięta internautka przyznaje, że wiele osób ma z jej wyglądem problem, bo... jest mamą 16-letniej niepełnosprawnej Ani. Ludzie zdecydowanie woleliby ją widzieć zapłakaną i nieumalowaną, najlepiej w worku pokutnym.
- Moja córka ma czterokończynowe porażenie w stopniu ciężkim, padaczkę, skoliozę, dysplazję stawów biodrowych, stopy końsko-szpotawe. Wymaga opieki 24 godziny na dobę. Był taki moment, że w ogóle nie czułam się kobietą, czułam się tylko matką niepełnosprawnego dziecka. Mam wrażenie, że takie było też oczekiwanie otoczenia, że poświęcę się w stu procentach i zapomnę o sobie. Pamiętam, że ktoś z rodziny zwrócił mi uwagę na pomalowane paznokcie. Usłyszałam: "po co to robisz, zmieni to coś w twoim życiu?". Opowiadałam im - "tak, owszem, zmieni, poczuję się po prostu lepiej" - mówi w rozmowie z WP Kobieta pani Izabela.
Nasza rozmówczyni od opieki nad córką nie ma urlopu, nie może sobie pozwolić na wyjazd z koleżankami ani na gorszy dzień. Zdarza się, że córka również w nocy wymaga uwagi - wtedy pani Izabela czuwa. Kolorowe paznokcie i włosy to jej jedyny wentyl od trudów codzienności. - Zauważyłam, że gdy farbuję włosy, moja córka się uśmiecha. Wychodzę z założenia, że jeśli ja będę zadowolona, to Ania też - podsumowuje pani Izabela.
Jesteś marynarzem? A nie stewardessą?
Klaudia Mejer jest kobietą marynarzem, która pracuje głównie na "masowcach", czyli wielkich okrętach przewożących suche ładunki, m.in. węgiel. Gdy opowiada o tym nowo poznanym osobom, spotyka się z niedowierzaniem. Zazwyczaj ludzie kojarzą dziewczyny na pokładach z rolą stewardessy, ewentualnie wyobrażają je sobie przy obsłudze rejsów wycieczkowych. - Niestety jest przekonanie, że kobieta, idąc na statek nie wie, co robi. Panowie dość niechętnie przyznają, że jesteśmy zaradne i dajemy sobie radę. Raczej nie reaguję na komentarze, robię to, co lubię i korzystam z możliwości XXI wieku, który pozwala nam taki zawód wykonywać - mówi pani Klaudia.
Nasza bohaterka przyznaje, że ma nadzieję, że doczeka kiedyś czasów, gdy będzie rozliczana za swoją ciężką pracę, a nie za wygląd. Niestety póki co mężczyźni woleliby ją widzieć w charakterze ozdoby okrętowej.
- Chciałabym być kobietą, która jest dobra w tej pracy i sama płeć nie będzie tego wykluczać. Można być zadbanym i ciężko pracować - kwituje pani Klaudia.
Ma piątkę dzieci? Na pewno patologia
Dorota Sadowska przyznaje, że na temat swój i swojej rodziny słyszała już przeróżne rzeczy. Gdy mieszka się we wsi pod Nowym Sączem, nie sposób nie wiedzieć, co sądzą o tobie inni.
- Część osób uważa, że skoro masz piątkę dzieci, to jesteś patologią, mąż pije i bije, ty żyjesz z zasiłku, a dzieci jedzą chleb z masłem - mówi pani Dorota. Druga rzecz, która kłuje w oczy ludzi, to jej zadbany wygląd. - Ostatnio zapisywałam dzieci do żłobka, bo dzielę rolę mamy z pracą zawodową i usłyszałam za plecami: "to ta matka, która oddała dzieci do placówki, żeby mieć czas się malować" - śmieje się nasza bohaterka.
- Bardzo często spotykam się z opinią, że skoro mam piątkę małych dzieci, to nie powinnam mieć czasu na pracę, bo nie da się przecież pogodzić bycia dobrą mamą i właścicielem firmy. A poza tym, po co pracuję, skoro na piątkę dzieci dostaję 2500 zł i mogę korzystać z innych społecznych "dodatków" - przyznaje ambitna mama.
Czytaj też: Pojechali jako przyjaciele, wrócili jako wrogowie. Wakacje ze znajomymi to nie zawsze dobry pomysł
Pani Dorota uważa, że jest przede wszystkim kobietą, a rola żony i mamy przyszła wraz z czasem i rozwojem rodziny. - Rola mamy kiedyś się skończy, bo przecież ja nie będę do końca życia tą kwoką, która siedzi i się opiekuje pisklętami. Ja muszę w pierwszej kolejności zadbać o swoją przestrzeń - mówi pani Dorota.
Nasza bohaterka twierdzi, że to, co najbardziej uwiera inne osoby, to fakt, że ułożyła sobie życie po swojemu. Realizuje się zawodowo, ma czas na basen, lubi wyskoczyć na imprezę do Warszawy, a obowiązki domowe sprawiedliwie dzieli z mężem.
- Większość kobiet żyje tak, jak chce jej mama, jej teściowa, jej sąsiadka. Zauważyłam, że kobiety obsesyjnie oczekują aprobaty ze strony innych kobiet i to sprawia, że są wiecznie nieszczęśliwe. Jeśli będziemy stawiały za priorytet cudze oczekiwania - to zawsze będziemy komentować i zazdrościć tym, którzy mieli odwagę postawić na swoim - podsumowuje pani Dorota.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl