Żenujące sytuacje na wieczorach panieńskich. "Zabawa z butelką była poniżająca"
Wieczory panieńskie pamięta się do końca życia. Emocje, które towarzyszą spotkaniu z przyjaciółkami tuż przed ślubem, nieraz sięgają zenitu. Panna młoda chce, żeby było idealnie i zgodnie z jej oczekiwaniami, a organizatorki imprezy prześcigają się w pomysłach. Jak się okazuje, nie zawsze są one trafione.
"Zakazane słowo" to zabawa polegająca na ustaleniu, czego nie wolno wypowiadać podczas imprezy. Np. słowa "ślub". Kto je wypowie, pije karny kieliszek wódki. Ale to dopiero początek. "Nauki przedmałżeńskie" to konkurs innych umiejętności. Chodzi o to, żeby założyć prezerwatywę na banana bez użycia rąk. Jest jeszcze konkurs rzeźbiarki. Panie dostają ogórki i nóż, i muszą wyrzeźbić penisa wymarzonego partnera. Popularnością cieszy się też dmuchanie prezerwatywy aż wybuchnie czy taniec erotyczny z obcym mężczyzną. Te zadania brzmią jak niezbyt śmieszny żart, ale nadal są gwoździem programu na imprezach.
Zabawa z butelką
Weronika wiele razy już gościła na wieczorach panieńskich. W pamięci szczególnie utkwił jej jeden. Impreza odbywała się w klubie. Panna młoda została zaproszona do zabawy, którą wymyśliła jej świadkowa, czyli młodsza siostra. W nadmuchanych prezerwatywach ukryte były karteczki z zadaniami. Trzeba było wylosować, przekłuć, odczytać zadanie i je wykonać. - Jednym z nich było założenie prezerwatywy na butelkę przy użyciu samych ust – opowiada 30-latka z zażenowaniem.
Zdziwiona pomysłem była nie tylko "młoda", ale też inne uczestniczki panieńskiego. – Oczywiście przyszła panna młoda nie odważyła się tego zrobić. Ale miała jeszcze jedno wyzwanie, które polegało na zdobyciu numeru telefonu od przypadkowego faceta. To już było łatwiejsze i zostało "zaliczone". Jak dodaje Weronika, wykonaniu sprośnego zadania nie towarzyszyła presja ze strony innych. Jednak zdziwienie gości było widoczne. – Ta zabawa z butelką dla mnie była poniżająca. Śmieszna okazała się chyba tylko dla pomysłodawczyni – podkreśla.
"Wszystko obracałam w żart"
27-letnia Anka dobrze wspomina swój panieński, chociaż jak przyznaje, nie wszystko jej się podobało. - Nigdy nie chciałam mieć panieńskiego ze striptizerem, tortem w kształcie penisa i gadżetami w podobnym klimacie. Marzyła mi się impreza rodem z Instagrama, piękne dekoracje w kolorze bladego różu i tańce z kieliszkiem prosseco w ręku. Koleżanki wiedziały, uprzedzałam je o tym, ale i tak za wszelką cenę chciały przemycić coś "typowego" dla każdego panieńskiego – mówi Anka, która swój panieński miała w zeszłym roku.
Ze względu na pandemię zabawa była zaplanowana w domu świadkowej. – Gdy tylko weszłam do pokoju, od razu zauważyłam ogromne złote balony w kształcie penisów, a na stołach rozłożone gadżety w ten sam deseń. Były też lizaki-członki. Najgorzej. Nawet ich nie dotknęłam. Na szczęście tortu nie wstyd było pokazać na zdjęciach. Po kilku kieliszkach wina, świadkowa zaproponowała zabawę. Wyjęła specjalne karty do gry na wieczory panieńskie. Zadania typu: ubierz się w suknię ślubną przygotowaną z rolki papieru toaletowego, nie przypadły mi do gustu. Na intymne pytania nie chciałam odpowiedzieć, więc wszystko obracałam w żart. Czy moje koleżanki naprawdę muszą wiedzieć, co robię z narzeczonym w łóżku? Mnie podobne historie z innych związków zupełnie nie interesują – opowiada Anka i dodaje, że wieczór mimo wszystko się udał. Doceniła trud, starania koleżanek i świadkowej, choć nie wie, po co uszczęśliwiać kogoś na siłę i w niechciany sposób.
"Dziewczyny migały się z zapłatą"
Paulina pod koniec zeszłego roku organizowała panieński swojej przyjaciółki. Choć przez pandemię bardzo ciężko było z rezerwacją, stanęła na wysokości zadania. Przyszła panna młoda nie wiedziała, co ją czeka, to było przyjęcie niespodzianka. - Wymyśliłam fajne atrakcje. Przejażdżka limuzyną po ulicach Wrocławia, wizyta w escape roomie, balety do białego rana i następnego dnia wyjazd na weekend do domku nad jezioro – opowiada i dodaje, że wszystko wyszłoby super, gdyby nie zachowanie zaproszonych gości.
– Miałyśmy się złożyć po 150 zł, a panieński planowałyśmy na 10 osób. Niestety, dziewczyny migały się z zapłatą, więc zostałyśmy we trzy osoby, licząc pannę młodą. Bawiłyśmy się super, mimo że za wszystko płaciłam sama. 1,5 tys. złotych musiałam wyjąć z własnej kieszeni.
- Zachowanie dziewczyn mogę opisać jako żenujące. Tłumaczenia, wymigiwanie się i opisywanie losowych sytuacji życiowych były po prostu nie na miejscu. Dlaczego nagle siedem dziewczyn zrezygnowało? Tego się nie spodziewałam – mówi 30-latka z Wrocławia. Nie wie, czy w przyszłości zgodzi się jeszcze na zostanie świadkową.
Uśmiech na twarzy panny młodej
Świadkiem różnych kontrowersyjnych sytuacji jest też Emil, striptizer z 8-letnim doświadczeniem, który należy do grupy tancerzy Wrogowie Publiczni. Na panieńskich widział już wszystko. - Mamy dużo pracy, choć trochę mniej przez sytuację związaną z COVID-19. Na pewno nie każda panna młoda chce, żeby na jej panieńskim pojawił się tancerz. Wiele dziewczyn obawia się o taką atrakcję, wstydzą się, mają złe skojarzenia, boją się oceny partnera. Ja natomiast nie mogę narzekać na brak pracy – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Emil przyznaje, że ma swoje zasady i się ich trzyma. Dotyczą one nie tylko repertuaru, stroju, czy układu tanecznego. Klientkom proponuje to, co się u niego sprawdza i z czego jest znany. Nie jest chętny na sugestie czy specjalne zachcianki kobiet uczestniczących w imprezach.
- Swój występ dostosowuję do klientek. Jeśli widzę, że dziewczyny są nieśmiałe, to zawsze decyduję się na wersję łagodną. Jeśli panie są bardzo otwarte, to też mój taniec jest śmielszy. Nigdy nie rozbieram się do naga, mam swoje zasady. Angażuję dziewczyny, które siedzą gdzieś z boku, świadkową, nie tylko pannę młodą – mówi striptizer. Przyznaje, że na większości imprez kobiety domagają się czegoś więcej. Np. właśnie rozebrania do naga. - Profesjonalizm mi na to nie pozwala. Ale też renoma, którą mam już na rynku – wyjaśnia.
Emil zaznacza, że głównym problemem na tego typu imprezach jest zbyt duża ilość alkoholu. - Jak dziewczyny są pijane, dzieją się różne rzeczy. Kiedyś podczas występu kobieta wylała mi piwo na plecy. To wynika z prostactwa i pijaństwa. Byłem też na wieczorze panieńskim w Warszawie, gdzie nie zatańczyłem. Gdy tylko panna młoda mnie zobaczyła, uciekła na balkon. Chwilę później okazało się, że koleżankom nie udało się jej przekonać i występu nie będzie – opowiada tancerz. Często zdarza się też, że jego 20-minutowy występ jest rozliczany przez świadkową co do minuty.
- Czasem po zakończeniu występu namawiają mnie, żebym został. Bo panna młoda chce wykonać zadanie. Te są różne. Pokazanie pozycji seksualnej, udawanie pana młodego w różnych sytuacjach, czy też celowanie rzutkami w plakat nagiego mężczyzny – mówi striptizer, ale też podkreśla, że zdarzają się konkursy, które nie są sprośne.
Wszystko zależy od nastawienia imprezowiczek i stylu bycia panny młodej oraz świadkowej. Dla jednych coś będzie sprośne i nie do przyjęcia, a inni uznają to za żart. Jak zauważa Emil, większość imprez jest udanych, a po występie panie są zadowolone. – Zawsze cieszy mnie uśmiech na twarzy panny młodej. Wtedy jest pełna satysfakcja – kończy.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl