Blisko ludziStrajkowała dla dzieci. Przestała również dla nich

Strajkowała dla dzieci. Przestała również dla nich

Strajkowała dla dzieci. Przestała również dla nich
Źródło zdjęć: © East News
Aleksandra Kisiel
18.04.2019 12:26, aktualizacja: 19.04.2019 08:42

Ania jest anglistką. Pracuje w technikum w Poznaniu, udziela korepetycji, dorabia w weekendy. Tydzień strajku może ją kosztować ćwierć pensji. Na dłuższy protest samotna matka dwóch nastolatek nie może sobie pozwolić. "Łamistrajkiem" została przez pieniądze. A raczej – ich brak.

Aleksandra Kisiel, Wirtualna Polska: Jak wyglądała twoja akcja strajkowa?
Ania, nauczucielka: Ja strajkowałam pierwszy tydzień. Potem moje dziecko, które uczy się w szkole społecznej, zdawało egzamin ósmoklasisty. Miałam więc pewność, że ten egzamin się odbędzie. I uznałam, że skoro ja mam to poczucie bezpieczeństwa, to moim obowiązkiem jest zapewnić je innym dzieciom. W poniedziałek i wtorek, gdy odbywały się egzaminy, byłam członkiem komisji w podstawówkach. W środę normalnie przyszłam do pracy. Uczę angielskiego, więc w komisjach tego dnia siedzieć nie mogłam. Nie żałuję tej decyzji. Wiesz, to są dzieci. W tych przydużych garniturach czy za krótkich spodniach starają się wyglądać na dorosłych, ale to są dzieci. I tak mają wyjątkowo pod górkę przez reformę i podwójny rocznik. Uznałam, że należy im się wsparcie.

Czy pieniądze miały znaczenie w twojej decyzji o powrocie do pracy?
Oczywiście. Jestem samotną matką. Wychowuję dwie córki. Ilekroć słyszałam, że nie wiadomo, czy za czas strajku dostanę wynagrodzenie, serce mi stawało. Wprawdzie związek zawodowy i prezydent miasta zapewniają, że dostanę całość pensji. Ale jeśli strajk będzie bezpłatny, to już straciłam ćwierć wynagrodzenia.

Obraz
© East News

Czyli w tym dylemacie, czy jesteś nauczycielką, czy mamą, stwierdziłaś, że przede wszystkim jesteś mamą?
Od 20 lat pracuję 7 dni w tygodniu. I ja pracy się nie boję i zawsze ją znajdę. Ale przez "karierę" jaką wybrałam, moje dzieci wychowywane były przez telefon. Wydawałam im kolejne polecenia, przez telefon sprawdzałam prace domowe, przez telefon uczestniczyłam w ich życiu. Bo ja ze szkoły pędziłam na kolejne zajęcia, w weekendy też uczę. Moje córki w domu widywały mnie pochyloną nad testami, sprawdzianami, konspektami. Inne dzieci zawsze były ważniejsze. Więc tym razem stwierdziłam, że stawiam moje córki na pierwszym miejscu. To dla nich przystąpiłam do strajku. I to dla nich postanowiłam, że strajk kończę. W ubiegłym roku nie pojechałyśmy na wakacje, bo nie było nas stać. Stwierdziłam, że moje dzieci są ważniejsze, niż ta superważna idea. Nie powiem im kolejny rok: "Dziewczyny, wakacje spędzamy na balkonie". A tak by było, gdybym strajkowała nadal.

Czy przestałaś wierzyć w postulaty strajkowe? Albo uznałaś, że strajk jest skazany na porażkę?
Absolutnie nie! Postulaty są słuszne. Ale uważam, że trzeba usiąść i się zastanowić, jak wprowadzić je w życie.I jednak uzależnić pensje nie tylko od kwalifikacji, ale też faktycznych wyników. Jak w każdej normalnej, kapitalistycznej firmie. Nie wszyscy pracownicy zarabiają tak samo. Są premie za osiągnięcia, dodatki motywacyjne, etc. No bo pomyśl, polonista prowadzi zajęcia w 4 klasach. W każdej jest 30 dzieci. Czyli ma do sprawdzenia 120 prac, kilka razy w semestrze. Przynosi do domu mnóstwo "roboty". A wuefista? W domu nie sprawdza nic. Na dodatek nauczyciel, po osiągnięciu stopnia mianowania czy dyplomowania, staje się praktycznie nieusuwalny. Oczywiście nie mówię, że nauczyciele z najwyższym stopniem awansu zawodowego spoczywają na laurach i nic nie robią. Jednak ten mechanizm sprawia, że ci, którzy w ogóle uczyć nie powinni, po kilkunastu latach zyskują gwarancje zatrudnienia, jakich nie ma w żadnym innym zawodzie.

Okopanie się na pozycji – strajkujemy, dopóki nie dostaniemy 1000 zł, może się obrócić przeciwko nam. Bo rząd stać na to, żeby nas wziąć na przetrzymanie. Politycy w stylu marszałka – misjonarza Karczewskiego, który co miesiąc pobiera 20 000 zł wynagrodzenia za swoją misję, mogliby sobie pozwolić na długi strajk. Bo ich na to stać. A swoją drogą, w pełni się zgadzam, że nauczyciel to jednak zawód z misją. I dlatego, powinien dostawać takie wynagrodzenie, jak żołnierze, którzy biorą udział w misjach (duże pieniądze i to w twardej walucie). Ja czuję powołanie. I lubię moją pracę. Choć to nie wystarczy, żeby posłać moją starszą córkę na studia, młodszej zapewnić dobrą edukację w szkole średniej.

Czy odstąpienie od strajku sprawiło, że inni nauczyciele gorzej na ciebie patrzą?
Niestety tak. Gdy w piątek 12 kwietnia podjęłam decyzję o odstąpieniu od strajku, zakomunikowałam ją dyrektorowi mojej szkoły. W weekend w innej pracy spotkałam się z koleżanką, która również uczy w moim technikum. W bezpośrednich rozmowach nie miała uwag. Ale wygłaszała opinie, że przez łamistrajków wszystko jest zagrożone. Komentowała, niby bardzo ogólnikowo, zachowania tych, którzy protest zakończyli wcześniej. I myślę sobie, że nauczyciele, którzy mają być wzorami dla dzieci, mają je uczyć tolerancji, otwartości dla innych poglądów i stanowisk, powinni w tym wypadku te opinie zachować dla siebie.

Ten strajk podzieli nauczycieli?
Pewnie tak. I boję się, że jeśli strajk się uda i faktycznie dostaniemy podwyżki, ci którzy wytrwali, będą na "łamistrajków" spoglądać z góry. Bo to oni "walczyli", a profity będą się należały wszystkim, nawet tym "pasożytom", którzy w ogóle nie strajkowali. To jest taka sytuacja, że żadne wyjście nie jest dobre. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy zaczęli z rządem rozmawiać. I żeby on zaczął rozmawiać z nami, a nie tylko wygłaszać oświadczenia.

Jesteś strajkującym nauczycielem? Twoje dzieci od dwóch tygodni nie chodzą do szkoły? Prześlij nam swoje opinie, zdjęcia, filmy przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (360)
Zobacz także