ModaŚwiadkowe, które powiedziały "nie". "Podziękowałam jej za znajomość"

Świadkowe, które powiedziały "nie". "Podziękowałam jej za znajomość"

Żadna z nich nie myślała, że ją to spotka. W końcu nieczęsto na druhnę wybiera się przypadkową osobę. I mimo że świadkowe naszych bohaterek nie były przypadkowe, po ich zachowaniu pannom młodym na pewno pozostał niesmak. Bo na zdjęciach obok nich stała zupełnie inna osoba.

Panna młoda wypłakująca się w ramię męża - zdjęcie ilustracyjne
Panna młoda wypłakująca się w ramię męża - zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Getty Images
Aleksandra Hangel

Ewelina o ślubie marzyła od zawsze, dlatego zaplanowała wesele z pompą. Świadkowa miała jej pomóc, ale gdy na jaw wyszło, że to ślub kościelny, zrezygnowała. Monika chciała zorganizować małe przyjęcie, tylko dla najbliższych. I wszystkie zaproszone na ślub kobiety pojawiły się także na panieńskim, poza jedną – świadkową, która na ostatnią chwilę zrezygnowała, bo "nie lubi imprez". Natomiast ślub Zosi w ogóle się nie odbył. Okazało się, że świadkowa ma romans z jej przyszłym mężem.

"Dla mnie jest spalona"

Sukienka była wybrana, buty i biżuteria czekały w szafie na "ten dzień", wszystko było już dopięte na ostatni guzik. Wieczór panieński, na którym bawić się miała Zosia i pięć jej najbliższych koleżanek, miał się odbyć następnego dnia. Ale się nie odbył.

Zosia przygotowywała niespodziankę dla swojego przyszłego męża. Chciała, żeby podczas wesela pokazano filmik zmontowany ze zdjęć wykonanych podczas trwania całego ich związku. Gdy Damian, jej narzeczony, spał, wzięła jego telefon, żeby zdobyć materiały do filmiku także od niego. Gdy weszła w jego galerię zdjęć, w oczy rzucił jej się folder "ukryte". - Oszołomiło mnie, gdy to zobaczyłam – mówi.

Miesiąc wcześniej niedoszły mąż Zosi był, jak mówił, na wyjeździe z kolegami w górach. To miał być przedłużony wieczór kawalerski. Okazało się jednak, że żadnych mężczyzn, poza nim, tam nie było.

- Pojechał wtedy na tydzień do luksusowego hotelu z inną kobietą. Tą kobietą okazała się moja świadkowa Magda. Ale to nie wszystko. W folderze, w którym znalazłam zdjęcia z ich wyjazdu, były jeszcze inne zdjęcia z nią. I filmiki. Wyjątkowo niecenzuralne. Wtedy wydawało mi się, że to koniec świata, że sobie z tym nie poradzę. Odwoływanie ślubu, rozwiązywanie umów - to wszystko spadło na moją głowę. Byłam też załamana, jak mogli mi to zrobić. Ciągle wyobrażałam sobie ich razem – przywołuje historię Zosia.

Długo nie mogła dojść do siebie, ale dzięki wsparciu mamy i innej przyjaciółki znalazła w sobie siłę, by zacząć od nowa. Dzisiaj 26-latka patrzy na tamte wydarzenia nieco inaczej. – Cieszę się, że nie pobrałam się z facetem, który był zdolny do tego, by zdradzać mnie z moją przyjaciółką. Jej również podziękowałam za znajomość. Próbowała mnie przepraszać, walczyć, ale dla mnie była już spalona – mówi.

"Zrzedła jej mina i się obraziła"

Plan Eweliny był prosty: półtora roku przed ślubem razem z narzeczonym Szymonem zaczęli wszystko planować. Lista gości, znalezienie sali oraz miejsca, w którym powiedzą sobie "tak" – od tego zaczęli. Rodzina Szymona – ot, zwykła, polska, konserwatywna – od początku, gdy się zaręczyli, mówiła o ślubie kościelnym.

- Szymon z resztą też od zawsze jest bardzo wierzący. Zwykłe "tak" w urzędzie nie było dla niego wystarczające, chciał przysięgać przed Bogiem – opowiada w rozmowie z WP Kobieta 29-letnia Ewelina.

I choć nigdy nie chodziła do kościoła, propozycję narzeczonego wzięła pod uwagę, a w końcu stanęło na tym, że będą sobie przysięgać w rodzinnej miejscowości Szymona, w kościele, w którym ślub brali także jego rodzice.

- Sandra, moja ówczesna świadkowa, odkąd się zaręczyłam, była dla mnie ogromnym wsparciem. Pomagała mi wszystko załatwiać, czytała fora, z których wybrała i zasugerowała mi kilka rozwiązań co do wesela, które mogą ułatwić nam jego zaplanowanie – mówi Ewelina.

Gdy wraz z Sandrą wybrała się na przymiarki sukien ślubnych, sprzedawczyni zapytała, czy ślub będzie w kościele, czy w urzędzie.

- Pytała o to, by zaproponować mi coś do włożenia do kościoła, jakieś bolerko, coś na ramiona. Gdy powiedziałam, że będzie mi potrzebne, Sandrze zrzedła mina. Zapytała mnie: jak to? To ślub będzie kościelny? – opowiada Ewelina.

Po chwili rozmowy jej przyjaciółka Sandra wyszła z salonu. Wychodząc, powiedziała, że musi to przemyśleć. - Czułam, że to większy problem, choć wcześniej nic o tym nie mówiła. Nie odzywała się do mnie dwa dni. Gdy w końcu napisała, sytuacja była jeszcze gorsza – mówi.

"Nie sądziłam, że ty, oczytana i świadoma osoba, będziesz chciała wziąć ślub w kościele. Nie zgadzam się na to, więc niestety muszę zrezygnować z obecności na ślubie" – brzmiał SMS, którego otrzymała od przyjaciółki.

- Nie spodziewałam się, że to może być dla niej jakiś problem. Przecież to mój ślub. Próbowałam z nią jeszcze później kilka razy rozmawiać, ale się obraziła. Stwierdziła, że to, że podporządkowuję się przyszłemu mężowi w kwestii miejsca ślubu, jest zaściankowe i że nie będzie w tym uczestniczyć. Zostałam bez świadkowej – wspomina Ewelina.

Jednak następczynię znalazła dość szybko. – Okazało się, że moja siostra czuła się dotknięta tym, że nie poprosiłam jej o bycie druhną. Zadzwoniłam do niej, porozmawiałyśmy, wszystko ustaliłyśmy. Była zaangażowana w mój ślub i wesele do tego stopnia, że nawet gości usadziła sama, a mi wysłała tylko schemat do zatwierdzenia. Przesadziłam tylko trzy osoby. Z tego powodu szczęśliwa była też mama. To błąd, że wcześniej o niej nie pomyślałam – dodaje Ewelina.

"Nie lubię imprez"

Monika nie miała zbyt wielu funduszy na organizację ślubu. Jej rodzice żyją skromnie, mają dobrą pracę, ale nie dość dobrze opłacaną, by dać córce na wesele 30 tys. zł. Nie chciała też przystać na to, by to rodzice jej narzeczonego Rafała opłacali większość wydatków. Dlatego para zdecydowała się na małe przyjęcie, tylko dla najbliższych.

- Bo po co wydawać dziesiątki tysięcy złotych na jedną dobę? – zauważa Monika.

31-latka zaplanowała więc wraz z mężem przyjęcie, małe wesele, na którym goście mogli bawić się do godz. 2 w nocy. Nie było zbyt wiele do planowania poza podpisaniem umowy z fotografem i DJ-em. I to właśnie DJ okazał się kością niezgody między nią a świadkową.

– Gdy Ola usłyszała, że będzie DJ, zaczęła się motać, była skonsternowana, bo przecież to miało być przyjęcie, nie wesele. Na dzień przed panieńskim powiedziała mi, że jej nie będzie, bo nie lubi imprez. Nie było jej ani tej nocy, ani w dniu ślubu, bo stwierdziła, że nie chce psuć mi humoru swoim niezadowoleniem podczas wesela. Byłam zawiedziona, że nie jest w stanie się dostosować, to w końcu najważniejszy dzień mojego życia – opowiada rozzłoszczona Monika w rozmowie z WP Kobieta.

- Postanowiłam potraktować to jako jasny sygnał, że nie jest zainteresowana naszą przyjaźnią, skoro moje wesele to dla niej problem. Rafał był wściekły, gdy się dowiedział. Po prostu urwałam kontakt i znalazłam inną świadkową. I dobrze, ona siedziała w domu, a ja miałam opiekę i pomoc koleżanki, która bardzo się do tego przyłożyła. Kontaktu z Olą nie mam do dziś – podsumowuje Monika.

Autor: Aleksandra Hangel, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość.To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (108)