Sylwia Spurek z podbitym okiem broni ofiar. "Przemoc może być w domu"
– Gdyby proponowany projekt wszedł w życie, to byłoby jak w Rosji. Można byłoby bić bezkarnie – mówi Sylwia Sporek, zastępczyni RPO, o projekcie ustawy, gdzie padły słowa, że jednorazowy akt przemocy wcale nią nie jest. Spurek w sesji do wywiadu dla "Dziennika Gazety Prawnej" ma domalowany siniec pod okiem.
04.01.2019 | aktual.: 04.01.2019 22:01
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zamiast "przemocy w rodzinie" określenie "przemoc domowa". "Niebieska Karta" nie będzie zakładana automatycznie , a jednorazowy akt agresji przestanie być uważane za przemoc. Te założenia pochodzą z ustawy, która wypłynęła z Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Kiedy wyszły na jaw, rozpętała się burza. Premier Mateusz Morawiecki zarządził zwrot projektu do wnioskodawców. Minister Elżbieta Rafalska powiedziała, że został on opublikowany "przedwcześnie". Jego autorka Elżbieta Bojanowska oddaje się zaś teraz do dyspozycji szefa rady ministrów.
Głos w sprawie kontrowersyjnego dokumentu zabrała Sylwia Spurek, która jest zastępczynią Adama Bodnara - Rzecznika Praw Obywatelskich. W rozmowie z Magdaleną i Maksymilianem Rigamonti dla "Rzeczpospolitej" sugeruje ukaranie Bojanowskiej, krytykując też samą Rafalską. – (…) Teraz twierdzi, że projekt nie wyszedł z ministerstwa… A przecież widzieliśmy go na stronie Rządowego Centrum Legislacji razem z pismem podpisanym przez Elżbietę Bojanowską, która skierowała go do konsultacji publicznych – mówi. – Jako patriotka wymagałabym pewnego profesjonalizmu od działania mojego państwa, od minister Rafalskiej oraz jej urzędu. Z wypowiedzi pani minister wynika, jakby ktoś wyszedł przed szereg. A jeśli tak – może powinien ponieść konsekwencje – dodaje.
Wcześniej pytana przez dziennikarkę o zamianę "przemocy w rodzinie" na "przemoc domową", odpowiada ironicznie, że "najwyraźniej w Polsce przemocy nie może być w rodzinie. W domu tak, w rodzinie nie". I nie oszczędza żadnego z rządów, który jej zdaniem, nie potrafił rozwiązać problemu bicia kobiet. Kiedy ona zabiera głos, dostaje groźby, głównie ze strony męskiej części internetu. – Piszą, że nienawidzę mężczyzn, piszą, co myślą o moim wyglądzie, o życiu prywatnym, o życiu seksualnym. Pojawiają się groźby. Niestety, nie wypełniają znamion przestępstwa groźby karalnej. Niestety, bo inaczej nie miałabym żadnych oporów przed składaniem wniosków o ściganie. Piszą, że musiałam mieć duże problemy w domu – ujawnia Spurek.
Zastępczyni RPO nie zamierza jednak milczeć, bo milczenie to przemoc we wszystkich przejawach: fizycznym, psychicznym, seksualnym i ekonomicznym. Razem z rzecznikiem znaleźli na nią sposób: oduczyć sprawcę podnoszenia ręki. – Nic innego go nie zmieni. Często ofiary chcą tylko tego, żeby on się zmienił. Przecież to są ludzie - wiem, że zabrzmi to absurdalnie - którzy się kochają, żyją ze sobą bardzo długo, mają dzieci. Wystarczyłoby oduczyć sprawcę stosowania przemocy. Wiem, że to idealnie brzmi, ale nie ma innej drogi – przekonuje.
Spurek jest świadoma zaniedbań, również swoich. Po latach widzi tego konsekwencje: ofiary przemocy są traktowane niepoważnie. – Dlaczego jesteśmy zdziwieni? Przecież sami sobie to zrobiliśmy. I to nie jest tak, że w 2015 r. wydarzyło się coś takiego, że nagle przestaliśmy skutecznie przeciwdziałać przemocy w rodzinie. Nie, nigdy państwo polskie skutecznie jej nie przeciwdziałało – zauważa. Jak mówi, nie pomaga na nią 500 plus czy przeciwdziałanie alkoholizmowi, o czym był przekonany Zbigniew Ziobro. – To znowu nieporozumienie. To nie alkohol bije, to sprawca bije – stwierdza rozmówczyni Rigamonti.
I znów wraca do nowego projektu, który wywołał wielkie emocje. Spurek jest przekonana, że gdyby wszedł w życie, to "byłoby jak w Rosji". Zdanie, że jednorazowy akt przemocy nią nie jest, to sygnał, że ofierze się nie pomaga, a jeszcze nakaże się jej wybierać w sytuacji, gdy pozostaje bezbronna.
Na koniec rozmowy Spurek ujawnia, że była ofiarą przemocy emocjonalnej. Do dziś nie potrafi mówić publicznie, z czyjej strony ją to spotkało. – Z tamtą osobą dwa lata temu zerwałam kontakt. Tyle mi to zajęło, zanim to wszystko przepracowałam, zanim się odważyłam. Pomyślałam, że mam jedno życie, że nie chcę się uśmiechać do kogoś, stawać do wspólnych zdjęć z kimś, kto mnie skrzywdził – wyjaśnia. Na zdjęciu do wywiadu widzimy ją z domalowanym siniakiem.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl