Szpan na sushi
Bary i restauracje, w których serwuje się sushi, wyrastają niczym grzyby po deszczu. Zamiłowanie do tej potrawy widoczne jest zwłaszcza w stolicy, gdzie „suszarnię” spotkać można na każdym osiedlu. Bywanie w tych najmodniejszych stało się wręcz formą towarzyskiego przymusu.
Bary i restauracje, w których serwuje się sushi, wyrastają niczym grzyby po deszczu. Zamiłowanie do tej potrawy widoczne jest zwłaszcza w stolicy, gdzie „suszarnię” spotkać można na każdym osiedlu. Bywanie w tych najmodniejszych stało się wręcz formą towarzyskiego przymusu. O swoim zamiłowaniu do japońskiego specjału chętnie opowiadają też celebryci, a przyłapanie ich z pałeczkami w rękach nie jest dla paparazzi wyjątkowo trudnym zadaniem.
Moda na sushi przywędrowała do Polski pod koniec ubiegłego wieku i na początku jej walory doceniali jedynie najbardziej bywali w świecie. Przyjęcie zaproszenia na sushi było swego rodzaju sprawdzianem obycia. Nie mógł temu sprostać ten, kto przede wszystkim nie wiedział jak się do tego zabrać i nie był wystarczająco biegły w posługiwaniu się pałeczkami. Widok pań i panów, którym na stół wyślizgiwały się kawałki sushi, nie należał do rzadkości. Nic dziwnego, że często taki delikwent prosił kelnera o przyniesienie widelca i noża i zazwyczaj taka prośba była spełniona bez zmrużenia oka.
Dzisiaj takie obrazki wydają się należeć do rzadkości, a operowanie pałeczkami nasi rodacy opanowali do perfekcji. I nie ma się co temu dziwić, bo lokale serwujące ten japoński specjał wyrastają niczym grzyby po deszczu. Gdy w portalu tematycznym zechcemy znaleźć w Warszawie bar z sushi – wyświetli się nam prawie 140 lokali, w tym kilkanaście już zamkniętych. Trudno uznać, że to mało, zważywszy, że tradycyjnych pierogarni, kojarzących się z rodzimą kuchnią, znajdziemy jedynie około trzydziestu. Pod względem liczby lokali z japońską kuchnią żadne polskie miasto z Warszawą nie może konkurować, ale myliłby się ten, kto twierdzi, że sushi nie zbłądziło pod strzechy. Przekonać się o tym mogli m.in. podróżujący na Mazury, gdzie przy drodze stał reklamowy baner zachęcający do odwiedzenia tamtejszej restauracji, której specjalnością było „sushi z mazurskich ryb”.
Gwiazdy kochają sushi
Zamiłowanie do sushi podsycają celebryci. Chyba nie ma miesiąca, aby w jakiejś gazecie lub na portalu nie ukazało się zdjęcie rodzimej gwiazdy, która wkłada do ust kawałki sushi. Zawsze przy tym można skomentować, czy potrafi czy też nie posługiwać się pałeczkami. Na polu tym poległa Katarzyna Skrzynecka, a jej zdjęcia z modnej warszawskiej restauracji „Fakt” zatytułował: „Skrzyneckiej nie nauczyli jeść sushi”. Do codziennego jadania sushi przyznała się też Agata Paskudzka, prywatnie żona Piotra Rubika. Ostatnio furorę w mediach zrobiła Anna Mucha, która zdradziła, że wspaniałą sylwetkę zawdzięcza sushi.
Sushi to brzmi dumnie
Sushi stało się nie tylko jedzeniem, ale przede wszystkim stylem życia. W czasie przerwy na lunch wypada wyskoczyć na sushi. Z kontrahentami też dobrze jest spotkać się na sushi, dobrze widziane jest też sushi po pracy albo siłowni czy basenie. W dobrym tonie jest zapisać się na warsztaty sushi, a potem przygotować je własnoręcznie i zaprosić znajomych do domu.
Sushi kojarzy się ze zdrowym stylem życia, który w głębokiej pogardzie ma tradycyjna polską kuchnię. Bywalcy przerzucają się adresami, gdzie warto bywać i w którym miejscu sushi jest najlepsze. Na wszelkich portalach kuchennych i restauracyjnych nie brakuje też znawców, którzy autorytatywnie wypowiadają się, jak ma smakować i z czego powinno być zrobione prawdziwe ich zdaniem sushi.
Aż chciałby się zapytać, skąd wśród rodzimych bywalców taka znajomość japońskiej kuchni? I chociaż można nie przepadać za kontrowersyjnym stylem restauratorki Magdy Gessler, warto się zastanowić nad tym co powiedziała w wywiadzie dla „Przekroju”: „Zbyt mało wiemy na temat sushi, by mieć pewność, że to, co jemy, jest najwyższej jakości, że ryby są świeże, nie są zatrute rtęcią, nie były wcześniej mrożone”.
mpi/sr