GwiazdyTeraz życie toczy się na Facebooku

Teraz życie toczy się na Facebooku

„Wydawało mi się, że widziałam Michała” – rzuciła Paulina, patrząc w stronę stolika obok. „Strasznie podobny ten facet”. Odwróciłam się, żeby sprawdzić, czy mężczyzna przy stoliku obok rzeczywiście przypomina jej byłego. Zerwali ze sobą siedem lat temu.

Teraz życie toczy się na Facebooku
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

21.11.2011 | aktual.: 21.11.2011 17:03

„Wydawało mi się, że widziałam Michała” – rzuciła Paulina, patrząc w stronę stolika obok. „Strasznie podobny ten facet”. Odwróciłam się, żeby sprawdzić, czy mężczyzna przy stoliku obok rzeczywiście przypomina jej byłego. Zerwali ze sobą siedem lat temu. Od tamtej pory Paulina miała jeszcze dwóch innych, cztery lata temu wyszła za mąż, ma małą córeczkę. Wydaje się być bardzo szczęśliwa, ale wciąż nie może zapomnieć o Michale. „Ustalił już datę ślubu?” –rzuciłam, udając, że mnie to coś obchodzi. „To ty nie słyszałaś? Oni już nie są razem. Magda wysłała mi print screena z jego profilu na Facebooku, rozstali się”. Czy nie potrafimy już żyć bez serwisów społecznościowych?

Na Facebooku spędzamy coraz więcej czasu. Niby robimy coś innego, jednak ta zakładka zawsze jest otwarta na wypadek, gdyby jakiś znajomy chciał się z nami czymś podzielić. Kiedy wychodzimy z domu, sprawdzamy nasz profil na telefonie. Dzielimy się ulubioną muzyką, zdjęciami z różnych wydarzeń, opowiadamy o tym, jak się czujemy, zawieramy znajomości, odnawiamy te stare, plotkujemy, zwierzamy się, flirtujemy, a nawet kończymy związek. Tam toczy się nasze drugie życie, a może nawet już to pierwsze?

Nie rozstałeś się, jeśli nie zmieniłeś statusu związku na Facebooku

Jak najłatwiej sprawdzić, czy facet lub kobieta, którzy nas interesują, są dostępni? Po co pytać, lepiej wejść na Facebooka. Oczywiście nie wszyscy dzielą się informacjami dotyczącymi ich życia osobistego, jednak większość ludzi nawet bezmyślnie wybierze odpowiednią opcję, bo skoro i tak wszyscy wiedzą, to co to zmienia? Gorzej, jeśli chodzi o rozstania.

„Pamiętam, że kiedy rozstałem się z moją eks, to nie zwracałem uwagi na takie rzeczy. To było dla mnie bardzo bolesne. Z perspektywy czasu wiem, że dla mnie dużo bardziej niż dla niej” – mówi 23-letni Paweł. Przez ostatnie miesiące związku, kłócił się ze swoją dziewczyną kilka razy w tygodniu, jednak pół roku temu awantura zakończyła się rozstaniem. „Byłem bardzo zakochany, do dzisiaj w pełni mi nie przeszło” – dodaje.

Paweł pamięta ten moment, kiedy po miesiącu od tego wydarzenia jego była zadzwoniła i powiedziała: „Musimy zmienić status na Facebooku. Już najwyższa pora”. Przez pierwsze tygodnie Paweł nie chciał tego robić. „Miałem wrażenie, że skoro jeszcze nikomu o tym nie powiedzieliśmy i to się nie zmieniło na Facebooku, to tak, jakby to się wcale nie wydarzyło” – tłumaczy. „Nie wiem, skąd się u mnie wzięło takie dziwne myślenie, ale dopiero, kiedy to zrobiliśmy, poczułem, że to naprawdę koniec”.

POLECAMY:

Magda i Piotrek podeszli do tego z dystansem. Byli ze sobą cztery lata, planowali już wspólną przyszłość. Coś jednak przestało grać i po kilku dłuższych rozmowach postanowili się rozstać. „To było bardzo kulturalne i ciepłe zerwanie relacji. Mieszkaliśmy razem jeszcze przez ponad miesiąc. Kiedy było mi źle, dzwoniłam do niego i mogłam liczyć na to, że mnie pocieszy. To działało też w drugą stronę. Nadal często ze sobą rozmawiamy i pomagamy sobie, kiedy trzeba. Status na Facebooku zmieniliśmy dopiero po dwóch miesiącach od rozstania. Już byliśmy spokojniejsi, spotkaliśmy się i stwierdziliśmy, że zrobimy to jednocześnie. Żeby nie było smutno, wymyśliliśmy sobie grę: do kogo odezwie się więcej osób z propozycją randki, nawet taką zawoalowaną. Wygrałam!” – śmieje się Magda.

„Dzięki tej grze było nam łatwiej. Jednak zaskoczyła mnie moc, jaką ma Facebook. Dostałam kilka wiadomości od znajomych, z którymi dawno nie miałam kontaktu, z propozycją drinka na pocieszenie, na spacer, niektórzy udawali, że tak po prostu się odzywają, żeby odświeżyć znajomość. Piotrek też dostał dwie takie propozycje” – dodaje Magda.

Dla niektórych to niemalże sprawa życia i śmierci, dla innych żart, bo kto nie ma wśród swoich znajomych kolegi, który jest w związku małżeńskim z kumplem od butelki czy Renią Rączkowską? Warto dodać, że opcja ta jest uwielbiana nawet przez dzieci w szkole podstawowej czy gimnazjum. „Patrzę ostatnio na profil 10-letniej córki, a ona ma zaznaczone, że jest w związku. Mówię: Kochanie, w jakim związku? W związku to jestem ja z twoim tatą” – śmieje się Agnieszka, mama małej Dominiki.

„Uśmiechnij się, to na Facebooka”

Wychodzimy na spacer – robimy zdjęcia, idziemy na imprezę – wyciągamy aparat: zawsze i wszędzie fotka musi być. Aparaty cyfrowe ułatwiły nam to zadanie, są małe i nie musimy wywoływać każdego zdjęcia. Możemy pstrykać do woli. Tylko po co? Po to, żeby „było na Facebooka”.

POLECAMY:

„Wśród moich znajomych to już zaczęło krążyć jako żart. Wychodzimy na kawę, na piwo, do kina i robimy sobie zdjęcie. Ja często kręcę nosem, bo nie lubię być fotografowana. Kiedy próbuję się wykręcić, słyszę: Daj spokój, przecież musimy to wrzucić na Facebooka, żeby wszyscy wiedzieli, jak świetnie się bawiliśmy” – opowiada 25-letnia Marlena. „Wiesz, wszyscy mamy młodsze rodzeństwo i widzimy, że dla nich tam się toczy życie. Mają załadowane setki zdjęć, więc robimy sobie żarty, ale ostatnio zaczęłam się zastanawiać, czy to faktycznie na żartach się kończy? W końcu większość tych zdjęć prędzej czy później faktycznie ląduje na Facebooku” – dodaje. Jak tak dalej pójdzie, to spotkania towarzyskie zostaną organizowane tylko po to, by zrobić zdjęcia i pokazać innym, jak fajnie się bawiliśmy…

Ale zabawa czy jakiekolwiek inne formy aktywności to tylko jedna strona medalu. Facebook to także wspaniałe miejsce na ekshibicjonizm. „Tagujemy” siebie tylko na tych zdjęciach, na których naszym zdaniem wyglądamy dobrze. Wrzucamy całe sesje zdjęciowe po to, by koleżanki sprzed lat pozazdrościły nam nienagannej figury czy nowej fryzury. Niektórzy fotografują nawet ciuchy i torebki.

„Zacząłem teraz trenować. Miałem kilkumiesięczną przerwę i cieszę się, że wreszcie znowu udało mi się zmotywować i wrócić na siłownię” – mówi 20-letni Tomek. „Do grudnia powinienem wrócić do dawnej formy, pójdę do fryzjera i zrobię sobie nową sesję na Facebooka” – planuje. No tak, bo przecież w jakim niby innym celu.

„Spotkajmy się na Facebooku!”

Jeszcze niedawno, kiedy chcieliśmy pogadać, umawialiśmy się na kawę, piwo, lunch albo kolację. Zapraszaliśmy znajomych do domu, chodziliśmy na spacery. Na szczęście niektórzy są wierni takiej formie pogłębiania relacji ze znajomymi, ale coraz więcej ludzi przenosi się na Facebooka. Wchodzisz na serwis wieczorem i widzisz, jak dużo znajomych jest aktywnych. Nawet w sobotę, o zgrozo!

„Kiedy nie mam spotkań, pracuję przed komputerem, więc zarówno serwisy społecznościowe jak i komunikatory siłą rzeczy mam gdzieś tam włączone. Czasem zrobię sobie chwilę przerwy i z kimś pogadam, albo raz na jakiś czas odpiszę w kilku zdaniach, kiedy mam zadanie, które niespecjalnie wymaga skupienia” – mówi 27-letni Kamil, doradca finansowy. „Zauważyłem jednak, że, kiedy wracam wieczorem do domu, robię to samo. Czasem wdaję się w dłuższe rozmowy, które trwają do późnych godzin nocnych. Kilka razy wkurzyłem się i postanowiłem walczyć z tym dziwacznym zwyczajem. Napisałem do koleżanki: Wyłączaj komputer, za 15 minut będę pod twoim domem, pojedziemy na kawę.Zgodziła się. Od tamtej pory, staram się tak robić, kiedy mogę wyjść” – dodaje Kamil.

POLECAMY:

Jednak z młodszymi jest większy problem. Na początku przyzwyczają się do kontaktu przez Internet, bo rodzice nie pozwalają im wychodzić z domu wieczorem, a potem to po prostu to wchodzi w nawyk. „Mam dużo znajomych z różnych środowisk, nie znają się nawzajem, a nawet, jeśli się znają, to często chcą pogadać na osobności. Wchodzimy na Facebooka i wymieniamy się różnymi spostrzeżeniami, zwierzamy z prywatnych rzeczy. Dzięki temu oszczędzam czas, bo mogę rozmawiać z kilkoma osobami na raz, a czasem robić coś dodatkowego: projekt do szkoły, przeglądać newsy, oglądać filmiki” – mówi 17-letni Bartek.

Status krzyczy za mnie

Status: „To najgorszy dzień w moim życiu. Niech się już skończy!” aż prosi się o komentarz z pytaniem: Co się stało? Ściana stała się pewnego rodzaju miejscem, gdzie, zamiast dzielić się śmiesznymi filmami, muzyką, zdjęciami czy sytuacjami z życia, prowokacyjnie żądamy uwagi innych. Dzielimy się szczęściem i smutkiem. Kiedy chcemy coś powiedzieć konkretnej osobie, wrzucamy aluzję albo dwuznaczną piosenkę.

Zdjęcia, a przynajmniej ich część, które umieszczamy na Facebooku, często są przejawem ekshibicjonizmu czy próżności. W końcu po co je tam umieszczamy, jeśli nie po to, by przeczytać: Świetnie wyglądasz! Genialna fryzura. Komuś się sporo schudło. Piękny ten twój synek, cała mamusia! Tymczasem to, co wypisujemy w statusie, często ma za zadanie wywołać jakąś reakcję. I nie ma w tym nic złego. W końcu każdy z nas potrzebuje czasem komplementu, słów wsparcia czy przytulenia. Tylko czemu nie mówimy o tym wprost w życiu realnym, a wolimy funkcjonować na Facebooku?

Czy życie młodszych ludzi przeniesie się na facebooka? To pytanie zadaliśmy psychologii klinicznemu z poradni MAGO, Arkadiuszowi Bilejczykowi:

„Myślę, że młodzi ludzie, mimo tego, że coraz więcej czasu spędzają w sieci, lubią spotykać się na żywo i potrzebują tego kontaktu. Brakuje nam chociażby fizyczności. Nie zapominajmy jednak o tym, że są osoby, które mają duże problemy w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami, w pewnym sensie takie jednostki aspołeczne. Dawniej ten lęk przed kontaktami z rówieśnikami powoli zanikał już w szkole, bo dzieci nie miały innego wyjścia. Prędzej czy później musiały wyjść do kolegi, żeby chociażby pożyczyć notatki czy zapytać o coś związanego ze szkołą. Dzisiaj mogą to zrobić przez Internet. Dlatego ten lęk może się rozwijać. W Japonii popularne jest zjawisko zwane Hikimorii - uzależnione od Internetu. Dzieci zamykają się w pokoju, odcinają od rzeczywistości i żyją jedynie w sieci. Ta choroba powoli dociera również do nas.”

(asz/sr)

POLECAMY:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)