Timberlake też by ściągał
Justin Timberlake rozumie ludzi, którzy ściągają nielegalnie rzeczy z internetu i sam by tak robił, gdyby nie miał pieniędzy. Gwiazdor jest przekonany, że wytwórnie powinny zmienić podejście do internetu.
Justin Timberlake rozumie ludzi, którzy ściągają nielegalnie rzeczy z internetu i sam by tak robił, gdyby nie miał pieniędzy. Gwiazdor jest przekonany, że wytwórnie powinny zmienić podejście do internetu. Muzyk wystąpił niedawno w filmie "Social Network" o początkach Facebooka, gdzie wcielił się w Seana Parkera - założyciela Napstera.
- Ten problem nie dotknął mnie osobiście, bo gdy zaczął się pojawiać miałem jakieś 19 lat - wyjaśnił artysta. - Ale dzięki temu rozumiem obie strony. Gdybym nie rzucił szkoły, pewnie poszedłbym na uniwersytet i też bym ściągał muzykę, gdyby to było proste. Więc mocno identyfikuję się z obrońcami nielegalnego ściągania, którzy najczęściej są dzieciakami z college'u, a wytwórnie ich ścigają. Wytwórnie powinny wziąć odpowiedzialność za to, że nie idą z duchem czasu i zwracać więcej uwagi na to, co się dzieje na świecie. Nie wydaje mi się, żeby ktoś siedzący w akademiku zabił przemysł muzyczny. Z drugiej strony znam twórców piosenek, którzy muszą podejmować się różnych dodatkowych prac, bo nie mogą wyżyć tylko z muzyki. Dostają zaledwie ułamek małego ciastka.
Obraz "Social Network" dzisiaj (15 października) trafił do polskich kin.
Dyskografię Justina Timberlake'a zamyka album "FutureSex/LoveSounds" z września 2006 roku.