Blisko ludziTo była największa katastrofa budowlana w historii Polski

To była największa katastrofa budowlana w historii Polski

To była największa katastrofa budowlana w historii Polski
Źródło zdjęć: © PAP
27.01.2017 22:52, aktualizacja: 27.01.2017 23:06

28 stycznia 2006 roku w Katowicach było -15 stopni Celsjusza. Na dachach budynków leżał śnieg, a w hali MTK odbywały się Międzynarodowe Targi Gołębi Pocztowych, na które zjechali się hodowcy z całej Europy. O godzinie 17:15 w pawilonie nr 1 zawalił się dach konstrukcji. 65 osób zginęło, a ponad 140 zostało rannych. Wśród ofiar było dziewięciu cudzoziemców: trzech Czechów, dwóch Słowaków, Belg, Niemiec, Holender i Węgier. To była największa katastrofa budowlana w historii Polski.

Uratowały go problemy z kręgosłupem
Zbigniew należy do Wojewódzkiego Związku Hodowców Gołębi Rasowych w Katowicach. Tego dnia jego stoisko znajdowało się po prawej stronie od wejścia do hali. Po godzinie 17 usłyszał kilka głośnych uderzeń, które uznał za przewracające się regały. Zdążył jeszcze podzielić się tą obserwacją z kolegą. Kolejne wydarzenia potoczyły się w błyskawicznym tempie. Kiedy zobaczyli, że „hala zaczyna pękać”, zaczęli biec w stronę wyjścia. Wyskoczyli z wnętrza w ostatniej chwili - za nimi wszystko już się zawaliło.
Zbigniew mówi dziś, że uratował go refleks i kilka szczęśliwych zbiegów okoliczności. Na przykład taki, że z powodu swoich problemów z kręgosłupem nie może za dużo siedzieć. Kiedy doszło do katastrofy, był na nogach i mógł od razu uciec.

Powrót do środka
Kiedy Zbigniew stał na zewnątrz i widział zapadnięty budynek, nie czuł jeszcze stresu. Na to przyszedł czas później. Tymczasem zrobił coś, co dziś budzi duże zaskoczenie - wrócił do środka, żeby sprawdzić, czy może komuś pomóc. Wewnątrz było ciemno. Między nogami plątały mu się przestraszone zwierzęta - nie tylko gołębie, ale też króliki i kury, które prezentowane były na targach. Dach zawalił się pośrodku, zostawiając po bokach dwa trójkątne przejścia. Idąc jednym z nich, udało mu się dotrzeć do pomieszczenia socjalnego, w którym trzymał kurtkę i dokumenty. Potem wyszedł i razem z kolegą pomógł wydostać się kilku osobom. Drzwi ewakuacyjne były zamknięte, więc wybijali szyby krzesłami i dźwigali ludzi na zewnątrz.
Zdenerwowanie poczuł dopiero w samochodzie. Cały się trząsł, z oczu leciały mu łzy. Musiał zapalić. Kiedy wszedł do domu, od razu przytulił swoich najbliższych. Powiedział żonie, żeby włączyła telewizor. Wtedy nawet jeszcze nie wiedziała, co go spotkało. Do północy odbierał telefony od rodziny i przyjaciół z całej Polski, którzy chcieli zapytać, czy jest cały i zdrowy.

Obraz
© PAP

Śruby na posadzce
Zbigniew wspomina, że parę dni przed rozpoczęciem targów, w hali MTK zbierano śruby z posadzki. Wiadomo, że jej mankamenty były wcześniej znane - w 2000 roku doszło do pierwszej awarii, kiedy konstrukcja dachu ugięła się pod ciężarem śniegu. Z katastrofy wyszedł bez szwanku, ale został w nim strach. Jakiś czas temu robił zakupy w supermarkecie, kiedy usłyszał huk. Zerwał się do ucieczki, zanim zauważył, że to tylko spadające kartony. Śmieje się teraz z tego, ale przyznaje, że czuje się niekomfortowo w dużych obiektach.
Z Wojewódzkiego Związku Hodowców Gołębi Rasowych w Katowicach nikt nie zginął. Potwierdza to prezes związku, który był na miejscu katastrofy. Sam opowiada, że po ucieczce z budynku, nie czuł zimna mimo kilkunastostopniowego mrozu. Pamięta też, że stracili tego dnia 270 gołębi.

Śnieg, błędy konstrukcyjne i zaniedbania
Podczas wyjaśniania przyczyn tragedii, rozpatrywano kilka aspektów. Dowodzono, że dach nie był regularnie odśnieżany, a gruba warstwa śniegu mogła doprowadzić do jego przeciążenia. Brano pod uwagę błędy konstrukcyjne i wykonawcze oraz wcześniejsze zaniedbania, które już kilka lat wcześniej poskutkowały uszkodzeniem dachu.
Proces w sprawie katastrofy hali MTK ruszył w maju 2009 roku i trwał 7 lat, w czasie których odbyło się ponad 200 rozpraw. Wśród oskarżonych znajdowali się członkowie zarządu spółki MTK, autor projektu wykonawczego hali i przedstawiciele generalnego wykonawcy obiektu. Wyrok zapadł 17 czerwca 2016 roku.
Najsurowsza kara (10 lat pozbawienia wolności) spotkała Jacka J., odpowiedzialnego za sporządzenie projektu wykonawczego hali, który znacząco różnił się od prawidłowego projektu budowlanego. Oskarżony nie miał przygotowania zawodowego i uprawnień do sporządzania projektu, więc sąd przypisał mu działanie umyślne z zamiarem ewentualnym zaistnienia katastrofy. Na kary od 3 do 5 lat skazano rzeczoznawcę, inspektora nadzoru budowlanego i członków zarządu MTK. Uniewinniono wykonawców hali. Sąd opierał się na opiniach biegłych, sprawozdaniu komisji powołanej po katastrofie przez Generalnego Inspektora Nadzoru Budowlanego oraz ekspertyzach ośrodków naukowych. Był to jeden z największych procesów w historii śląskiego wymiaru sprawiedliwości.

11 lat
W jedenastą rocznicę tragedii odbędą się uroczystości upamiętniające ofiary katastrofy. Wezmą w nich udział m.in. wojewoda, przedstawiciele władz samorządowych, delegacje służb mundurowych, ratowniczych oraz hodowców gołębi. Zbigniew co roku odwiedza pomnik o godzinie 17:15. Tym razem o tej porze będzie jeszcze w pracy, więc przyjedzie wieczorem lub z samego rana. Nie mógłby przecież zapomnieć.

Obraz
© PAP
Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (8)
Zobacz także