To miał być najszczęśliwszy dzień w jej życiu. Panna młoda oślepła przez bukiet ślubny
Podczas ślubu większość panien młodych odczuwa tremę – zależy im na tym, by wszystko poszło z godnie z planem i wszyscy świetnie się bawili. Niestety, nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich zagrożeń. Christine Jo Miller, panna młoda z Nebraski, swoją ceremonię ślubną niemal przypłaciła życiem. Wszystko za sprawą bukietu.
18.12.2017 | aktual.: 18.12.2017 12:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
23-letnia Christine Jo Miller zaczęła czuć się źle już na początku uroczystości. Nie zdawała sobie sprawy, że ból głowy, który odczuwa, to efekt silnej reakcji alergicznej na bukiet kwiatów, który przez cały czas trzymała w dłoniach. – Cierpiałam, ale nikt nie wiedział, jak mi pomóc – wspomina kobieta w rozmowie z "Inside Edition".
Christine chciała, by jej bukiet ślubny był wyjątkowy, dlatego zamiast zdecydować się na popularne róże lub lilie, kobieta postanowiła, że w wiązance będą polne kwiaty. Sama zebrała je z okolicznych terenów poprzedniego wieczoru. Wśród nich znajdował się wilczomlecz obrzeżony. Roślina znana jest z tego, że może wywoływać reakcje alergiczne. Wszystkie jej części są toksyczne.
Gdy Christine obudziła się rano w dniu swojego ślubu, poszła do łazienki i umyła twarz rękoma, na których wciąż były pozostałości soku wilczomlecza, silnie trującej substancji. Ku swojej rozpaczy panna młoda obserwowała, jak na jej twarzy pojawia się wysypka. Jej oczy spuchły tak mocno, że niemal nic nie widziała. – Byłam najstraszniej wyglądającą osobą na moim własnym ślubie – wspomina Christine.
Rodzina zawiozła kobietę do lokalnego szpitala, jednak okazało się, że drzwi izby przyjęć są zamknięte. Nie uzyskawszy pomocy medycznej, zdesperowana panna młoda zdecydowała, że nie przegapi swojego ślubu i mimo wszystko pójdzie do ołtarza, z opuchniętą twarzą, czy nie.
– Walczyła o to, żeby mieć otwarte oczy – opowiada w rozmowie z "Inside Edition" Jon, 24-letni mąż Christine. – Przez cały czas zalewała się łzami, wyglądała po prostu żałośnie – dodaje.
Mimo ciężkiego stanu Christine, parze udało się tego dnia wziąć ślub. Po uroczystości znowu pognali do szpitala. Tym razem kobiecie udzielono pomocy – lekarz zaaplikował jej krople, podał środki przeciwbólowe i zastrzyk sterydowy. Następnie, zamiast odpoczywać, Christine i jej świeżo poślubiony małżonek ruszyli na przyjęcie weselne.
Christine nie mogła nic jeść ani pić. Co więcej, musiała przebrać się w podkoszulek i spodnie, ponieważ – wciąż praktycznie nic nie widząc – w obszernej sukni ślubnej trudno jej było się poruszać. W ten sposób młoda żona dotrwała do końca wesela.
Choć jej ślub był horrorem, na szczęście Christine dziś jest całkowicie zdrowa. Symptomy reakcji alergicznej ustąpiły po tygodniu. Wówczas fotograf ślubny Christine zaaranżował kolejną kolację weselną, by wreszcie zrobić parze młodej kilka pamiątkowych zdjęć. Trudno się dziwić, że w dniu ślubu kobieta nie pozwoliła sobie zrobić ani jednego.