Uczy Polaków oszczędzania. Teraz mówi, jak radzić sobie z rosnącą inflacją
Beata Singh, czyli właścicielka popularnego profilu "Beata od Oszczędzania" na co dzień uczy Polaków, jak zaoszczędzić pieniądze na podstawowych wydatkach. Ostatnio przyznała jednak, że w tym roku, po raz pierwszy od pięciu lat, musiała zwiększyć swój budżet na zakupy spożywcze. Powodem była rosnąca inflacja.
Aleksandra Lewandowska, WP Kobieta: Na swoim profilu na Instagramie pisze pani: "Pomagam ogarnąć dom tak, by portfel tył". Czy przy tak szybko rosnących cenach jest to możliwe?
Beata Singh: Myślę, że jest. Wychodzę z założenia, że zawsze się da. Oczywiście są też różne sytuacje i nie możemy generalizować. Nawet dzisiaj dostałam wiadomość od dziewczyny, która z dnia na dzień została z dziećmi bez środków do życia. I to są momenty, w których wydaje nam się, że nic już nie można zrobić. Ale można i ja staram się to pokazywać.
Rosnąca inflacja tego nie ułatwia.
Ciężka sytuacja z finansami trwa w sumie już od ponad roku. Zaczęło się od pandemii koronawirusa, kiedy wiele osób nie wiedziało, co ma zrobić, jak poradzić sobie z utratą pracy czy biznesu. Potem przyszła rosnąca inflacja, z którą wciąż się zmagamy. W obu tych sytuacjach jest jeden plus - uczymy się lepszego budżetowania. Wcześniej panował większy konsumpcjonizm, a teraz musimy bardziej myśleć nad wydatkami, planować je i lepiej nimi zarządzać. W związku z tym czasem udaje się nawet coś zaoszczędzić.
Przyznała pani jednak na swoim Instagramie, że w tym roku, pierwszy raz od pięciu lat, zwiększyła pani swój budżet na zakupy spożywcze z 1000 do 1200 zł.
Zrobiłam to trochę z premedytacją. Kiedy kilka lat temu zaczynałam swoją przygodę z oszczędzaniem, wydawałam bardzo dużo. Byłam sama, jadłam na mieście, zarabiałam dobrze, więc nie musiałam oszczędzać. Teraz, kiedy mam znacznie mniejszy budżet, kupuję więcej wartościowych rzeczy, jem zdrowiej i przede wszystkim taniej. Prawda jest taka, że budżet nie musi się zmniejszać, nawet jeżeli inflacja rośnie. Ja jestem w stanie zmieścić się w tym budżecie, który miałam, ale czasem nadchodzi moment, w którym staje się on ciasny i mniej wygodny. Chcę pokazać, że nie można go też zmniejszać na siłę. Zakupy spożywcze i jedzenie to są rzeczy, które muszą sprawiać przyjemność.
Co w takim razie zmotywowało panią do planowania wydatków?
Zmiana trybu życia. Wyszłam za mąż i urodziłam dziecko. Nagle z jednoosobowej "rodziny" zrobiły się trzy osoby i na początku kompletnie nie wiedziałam, jak mam się do tego zabrać, jak cokolwiek zorganizować. To była metoda małych kroków. Życie rzuciło mnie na głęboką wodę i musiałam coś z tym zrobić. Z czasem przywykłam i szczerze mówiąc, dziś żyję szczęśliwiej. Planowanie wydatków weszło mi już w krew i nawet nie zauważam, że oszczędzam.
Chce pani też nauczyć tego swoje obserwatorki? Pod jednym z postów pojawił się komentarz, że jedna z nich dzięki pani zaoszczędziła w ciągu miesiąca 900 zł.
Dziewczyny, z którymi rozmawiam na Instagramie, często chwalą się swoimi sukcesami. Bo to trochę wygląda tak, że jak dzisiaj podejmiemy jakąś decyzję, to za tydzień możemy mieć już z niej zyski. Takie wiadomości są bardzo motywujące i satysfakcjonujące, dlatego że dzięki nim inni widzą, że oszczędzanie nie musi wiązać się ze stratą. Nie trzeba sobie odmawiać, tylko skupić się na tym, czego obecnie potrzebujemy najbardziej.
Dużo dostaje pani takich wiadomości?
Mnóstwo. Na samym początku większość była od kobiet, które są mamami. Ostatnio pisze do mnie natomiast bardzo dużo studentek, co jest nowością. To pokazuje, że one też potrzebują pomocy w tym temacie - całkiem inaczej planuje się wydatki dla rodziny, a całkiem inaczej dla kogoś, kto nie tylko mieszka sam, ale dopiero zaczyna przygodę z dorosłym życiem.
No tak, rosnące ceny dotykają każdego, a w szczególności tych, którzy dopiero zaczynają zauważać, ile wydaje się na podstawowe potrzeby. Nie ukrywam, że sama dzięki pani dowiedziałam się o "cichych podwyżkach", na które teraz zwracam uwagę.
Dla mnie to jest oczywiste, że ceny będą rosły, ale nie chcę, żebyśmy dawali nabijać się w butelkę. "Ciche podwyżki" są stosowane przez cały czas. Ceny produktów, które kiedyś były "normalnymi", dziś są cenami promocyjnymi. Wystarczy, że w sklepie widzimy duży, czerwony napis "promocja" i już dajemy się nabrać. A ta promocja tak naprawdę wcale nie jest żadną promocją.
Ostatnio napisała pani o podwyższonej o 25 proc. w ciągu kilku dni cenie jajek. Czy zdarzyły się też inne takie sytuacje?
Ta podwyżka odbiła się akurat szerokim echem. Jestem świadomą konsumentką, dlatego jeżeli co tydzień kupuję jakiś produkt, wiem już mniej więcej, ile on kosztuje. Tym bardziej że zazwyczaj kupuję te same, podstawowe produkty, które dziś najbardziej drożeją: chleb, jajka, mięso, mleko. Nie chodzi o to, żeby przez to bardziej zaciskać pasa, ale nie można dawać się oszukiwać. Kilka dni temu kupowałam mleko "na promocji", które kosztowało niecałe 3 zł. Teraz cena dokładnie tego samego mleka, też "na promocji", wynosi już 4 zł. A wydaje się, że wciąż jest to cena promocyjna.
Czyli wychodzi na to, że chcąc nie chcąc, cały czas jesteśmy oszukiwani i nawet tego nie zauważamy. Ciekawi mnie, czy zawsze sprawdza pani ceny na paragonach? Robi pani takie tygodniowe czy miesięczne podsumowania?
Teraz już nie aż tak często, bo wydatki sprawdzam głównie na karcie, ale na samym początku przeglądałam paragony i polecam to każdemu, kto chce zacząć oszczędzać. To jest bardzo ważne, bo dokonując płatności, wydajemy nasze pieniądze. Dobrze jest wiedzieć, ile za co płacimy i jak powinniśmy planować dalej swój budżet.
Znam wiele osób, którym pomaga w tym płacenie gotówką, a nie kartą.
I ja też bardzo to polecam, bo dzięki temu możemy poczuć wagę problemu.
A jak pani planuje swój budżet teraz?
Zawsze zachęcam, żeby policzyć sobie wydatki z ostatnich 30 dni, np. na zakupy spożywcze i podzielić je na kilka kategorii. Maksymalnie pięć, dlatego że na początku wiele osób ma skłonność do niepotrzebnej szczegółowości i szukania tzw. igły w stogu siana. To powinny być takie 3-4 grupki, które będziemy w stanie kontrolować, jak wspomniana "spożywka". Na tej podstawie możemy ustalić swój budżet.
Najlepiej jest zebrać najpierw wszystkie wydatki konieczne i ustalić budżet minimalny - jedzenie, czynsz, kredyt, bo dzięki temu widzimy, ile możemy przeznaczyć na inne rzeczy, czy po prostu odłożyć na konto. Z czasem dojdziemy do momentu, w którym będziemy to robić bez większego zastanowienia. Będzie to dla nas naturalne. Mam koleżankę ze studiów, która była po nich na finansowym minusie. W ciągu 10 lat dorobiła się kwoty, która spokojnie wystarczy jej do końca życia. Czyli, jak widać, da się!
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.