Tragedia nastolatki z Ostródy. Rodzina obwinia lekarzy o śmierć dziewczyny
Do tragicznego zdarzenia doszło w Ostródzie. Zaledwie 15-letnia Julia nie otrzymała pomocy, ponieważ operator pogotowia aż trzykrotnie odmówił wysłania karetki. Dopiero po dwóch dniach, gdy stan dziewczyny dramatycznie się pogorszył, przybył zespół ratownictwa medycznego, ale nastolatka już nie żyła.
25.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 14:20
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Julia Szymańska prawdopodobnie urodziła się z poważną wadą serca. Dopiero po kilku tygodniach od narodzin dziewczynki okazało się, że ma problemy z sercem. Kiedy skończyła 4 lata wszczepiono jej zastawki.
Pogorszenie stanu zdrowia Julii
Cała sytuacja miała miejsce 15 listopada w niedzielę. Tego dnia Julia Szymańska bardzo źle się poczuła – miała migrenę, gorączkę oraz zaczęła wymiotować. Rodzina szybko skontaktowała się z numerem alarmowym 112. Dyspozytorka pogotowia otrzymała odpowiednie informacje o pogarszającym się stanie dziewczyny - czytamy w "Super Expressie".
Rozmowa została przekierowana do lekarza ze szpitala w Ostródzie, który zalecił podawanie nastolatce ibuprofenu. Niestety pomimo zaaplikowania leku, Julia zaczęła się coraz gorzej czuć. Dodatkowo nastolatka nie mogła się ruszyć z powodu olbrzymiego bólu mięśni.
Przeczytaj: Wierni z Serbii i Czarnogóry pożegnali hierarchów kościoła prawosławnego. Setki nowych zakażeń
Błaganie o pomoc i brak reakcji
Cały czas rodzina Julii nie dawała za wygraną i starała się dodzwonić na pogotowie. Relacja Weroniki Szymańskiej siostry zmarłej nastolatki jest naprawdę wstrząsająca. Opowiedziała o sytuacji na łamach "Super Expressu".
"Około godz. 23 w poniedziałek, ponownie zadzwoniliśmy na pogotowie. Przekierowano rozmowę do lekarza pełniącego dyżur, który nakazał podwoić dawkę ibuprofenu. Julia nadal bardzo źle się czuła" - opowiada siostra.
Kolejny telefon został wykonany godzinę później, ale ponownie rodzina została odprawiona z kwitkiem. We wtorek Julia przestała oddychać – ojczym zaczął ją reanimować i dopiero wtedy po kolejnym telefonie przyjechała karetka na sygnale.
"Zjawili się dosłownie po 3 minutach. Podjęto czynności reanimacyjne, ale nie udało im się przywrócić Julii do życia. Gdyby dyspozytor od razu wysłał załogę ratownictwa Julia na pewno by żyła. Miała całe życie przed sobą" - relacjonuje dalej Weronika Szymańska.
Wyjaśnienie sprawy śmierci
Tragedia rodziny Szymańskich nie przeszła bez echa. Urząd Wojewódzki w Olsztynie zamierza doprowadzić do wyjaśnienia całej sytuacji. Zgodnie z dotychczasowym ustaleniami wiadomo jedynie, że operator 112 przekierował rozmowę do dyspozytora pogotowia, który decydował o możliwym wysłaniu karetki.
Siostra zmarłej Julii dodaje, że nie zamierza odpuszczać i chce zgłosić sprawę bezpośrednio do prokuratury.
Zobacz także: Magdalena Schejbal szuka sposobów na chandrę. Pozuje przy tym w zwiewnym szlafroku