Transpłciowa Milo popełniła samobójstwo. "Z ambony wieszali psy na środowisku LGBT"
Milo w zeszłym roku skoczyła z Mostu Łazienkowskiego do Wisły. Dlaczego? Bo jako osoba neutralna płciowo nie była akceptowana przez społeczeństwo.
Aktywista LGBT Milo Mazurkiewicz działała w organizacji Stonewall z Poznania, która odpowiada m.in. za organizację edukacji seksualnej czy parad równości. "Na samą myśl o tym, że mam iść do lekarza, który będzie sprawdzał, czy jestem wystarczająco trans, chcę się zabić" – pisała już kilka miesięcy przed śmiercią.
W maju skoczyła z Mostu Łazienkowskiego do Wisły.
Minął rok od śmierci Milo
Na łamach "Dużego Formatu" ukazała się poruszająca rozmowa z ojcem Zenonem Mazurkiewiczem-Dubieńskim, ojcem transpłciowej Milo. Początki nie były dla niego łatwe. "Dziwiła mnie jego miękkość ruchów, farbowanie włosów... Nie chciałem pytać, czy jest, przykładowo, gejem. Odpowiedział, że jest a. Nie zrozumiałem go" - powiedział w rozmowie z Łukaszem Opłatkiem.
Miłosz w wieku 22 lat poprosił ojca, żeby zwracał się do niego w rodzaju nijakim. "Nie Miłosz, ale Milo, ponieważ jest niebinarny – nie czuje się już mężczyzną, ale jeszcze nie jest kobietą. Mówiłem więc 'moje dziecko' i 'dzieciaku'" - tłumaczył w "DF".
Uważa również, że Polska to nie jest dobry kraj dla osób LGBT. Ma żal do poradni psychologicznej w Warszawie, z której korzystało jego dziecko. "Po wyjściu z niej zawsze miało doła. Tego dnia też miało tam wizytę" - wyznał.
Ojciec pochował Milo w rodzinnym grobie w Złotowie. "Nie chciałem księdza, bo hierarchowie Kościoła z ambony wieszali psy na środowisku LGBT. Zresztą nie sądzę, żeby ksiądz pochował samobójcę. Przed pogrzebem zdjąłem krzyż z urny" - czytamy.
Źródło: "Duży Format"