Trudne relacje matki z córką. "Nie chcę tego czuć, ale nienawidzę jej"
Żadna z nich nie powie o niej "moja przyjaciółka" czy "najbliższa mi osoba", a zamiast słów "kocham", "ufam" czy "tęsknię", mówią: "zawiodła mnie", "ciągle mnie krytykuje", "nienawidzę jej". – Jeśli relacja z matką jest toksyczna, to kładzie się cieniem na całym życiu kobiety – tłumaczy psycholożka.
- Najczęściej mówi mi, że straciła przeze mnie najpierw figurę, a potem szansę na normalne życie – opowiada 31-letnia Milena, kelnerka z Grudziądza. – Że jestem nikim i nic sobą nie reprezentuję. Że jestem paskudna dokładnie tak samo jak w dniu swoich narodzin. Wtedy podobno cały personel szpitala przychodził mnie oglądać i śmiał się ze mnie, bo nikt nigdy nie widział takiego brzydkiego noworodka. Jest najgorszą osobą, jaką spotkałam w życiu.
42-letnia Ewa, urzędniczka z Warszawy, przyznaje, że dojmującym uczuciem, które jej towarzyszyło do niedawna, był wstyd. – Przede wszystkim z tego powodu, że ona była ciągle pijana, że spała w krzakach, że uprawiała seks w śmietniku z kim popadnie, że nie prała mi ubrań, a ja jako siedmiolatka chodziłam do szkoły w czerwonych, brudnych i śmierdzących rajstopach – wspomina ze łzami w oczach kobieta. - Nie znoszę jej.
- Czasami myślę, że gdybym mogła cofnąć czas, to wolałabym się nie urodzić – wyznaje 19-letnia Lena, studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. – Wtedy ten straszny ból i wstyd nie towarzyszyłyby mi permanentnie. Nikt nie mówiłby o mnie, że jestem córką tej wariatki spod trójki, która rozwaliła połowę osiedlowego sklepu, bo zabrakło dla niej w upalny dzień wody gazowanej w lodówce. Która chodzi bez stanika i obnaża się przed przypadkowo napotykanymi mężczyznami, do której ciągle przyjeżdża pogotowie, bo znowu próbowała się zabić. Nie chcę tego czuć, ale nienawidzę jej.
Nie ma matki idealnej
Jak twierdzą psychologowie, relacja matki z córką, zwłaszcza w początkowym okresie życia, jest tą najważniejszą, bo wpływa na wszystkie kolejne. Sposób, w jaki się układa i przebiega, zarówno w okresie dzieciństwa, jak i dojrzewania, często determinuje życie kobiety.
– W polskiej kulturze figura matki jest idealizowana. Wystarczy spojrzeć na ukształtowaną w okresie romantyzmu postać matki-Polki, która jest niemal świętą – mówi psycholożka i psychoterapeutka Magdalena Piotrowska. – W efekcie o matce można mówić wyłącznie jak o zmarłej: albo dobrze, albo wcale. Inaczej łatwo zyskać łatkę wyrodnego, niewdzięcznego dziecka. Tymczasem matek, które krzywdzą dzieci, bardziej lub mniej świadomie, jest bardzo wiele. Przede wszystkim nie ma matek idealnych. Są za to wystarczająco dobre – przekonuje psycholożka.
Psychologowie obok matek dobrych wyróżniają także kilka typów matek toksycznych. Ich wpływ na dzieci może być w znacznej mierze negatywny. Zalicza się tu m.in. nieprzyjmujące żadnej krytyki matki narcystyczne, które egoistycznie swoje potrzeby zawsze stawiają na pierwszym miejscu, matki pasywno-agresywne, które obrażają się na swoje dzieci, karają je ciszą, są dla nich niedostępne emocjonalnie. Następnie matki agresywne, które zarówno słownie, jak i fizycznie znęcają się nad dziećmi, matki nadopiekuńcze, które nie pozwalają dziecku nauczyć się samodzielności, a wręcz przeciwnie – przekonują je, że bez matki z niczym sobie nie poradzą.
Kolejną grupę otwierają matki lękowe, które swoje strachy przenoszą na dzieci, wmawiając im, że świat jest miejscem strasznym i groźnym, matki kontrolujące, które chcą decydować o każdym aspekcie życia dziecka, matki perfekcjonistki, które zadowolą się wyłącznie idealnym, czyli niemożliwym do osiągnięcia rezultatem każdego działania, matki uzależnione, czyli takie, które z powodu nadużywania alkoholu czy narkotyków zaniedbują dzieci, nie spełniając ich podstawowych potrzeb i nie dając im ani oparcia psychicznego, ani materialnego.
- Wiele matek toksycznych łączy w sobie różne cechy; matka alkoholiczka może być jednocześnie niedostępna emocjonalnie i bierno-pasywna. Matka narcystyczna może być agresywna i kontrolująca – tłumaczy Magdalena Piotrowska. – A ponieważ zaburzenia występujące u matki w bardzo różny sposób oddziałują na dziecko, to spektrum dysfunkcji, na które dorastający człowiek jest narażony, jest tutaj naprawdę duże. Najczęściej to są niskie poczucie własnej wartości, głęboko zakorzeniony wstyd, strach przed relacjami lub tworzenie relacji za wszelką cenę, poszukiwanie bezwarunkowej miłości, nieumiejętność stawiania granic.
Pochwali mnie, że jej nie siedzę na głowie
Milena przyznaje, że nie znosi odwiedzać matki, ale jednocześnie nie jest w stanie ograniczyć z nią kontaktów. – Czuję się, jakbym była uzależniona – opowiada kobieta. – Tymczasem, gdy od niej wychodzę, jestem chora. Ona za każdym razem mnie obraża, ciągle mówi o swoim obwisłym brzuchu, za który w jej mniemaniu odpowiadam, za jej brak wykształcenia, bo musiałam się wepchnąć na świat. A ja przecież nie miałam na to wpływu! Mówię jej, że o niczym nie decydowałam. A ona swoje. Myślę, że uwolnienie się od tego brzemienia będzie możliwe dopiero wtedy, gdy ona umrze.
Kobieta dodaje, że matka krytykuje wszystkie jej życiowe decyzje. – Żaden mój chłopak nie jest dobry, wszystkie ubrania, które noszę, są jak po starszej siostrze, źle się maluję, źle układam włosy, nawet źle siadam przy stole… Mam wrażenie, że jestem jednym wielkim błędem, straszną pomyłką – mówi ze smutkiem. – Trudno jest żyć z taką świadomością. Czy matka mówi o mnie coś dobrego? Nie pamiętam. Czasem, przy sąsiadce powie, że dobrze, że jestem samodzielna i jej na głowie nie siedzę. Tylko tyle.
Zdaniem Magdaleny Piotrowskiej, poradzenie sobie z trudną relacją z matką i jej konsekwencjami, które odczuwa się w życiu dorosłym, jest możliwe dzięki terapii. – Chodzi o to, że osoba, która nosi w sobie lata zaniedbań czy przemocy, może nauczyć się i doświadczyć bezpiecznej relacji z terapeutą lub terapeutką – tłumaczy specjalistka. – Osoby, które w dzieciństwie były zaniedbywane emocjonalnie, często w życiu dorosłym szukają kogoś, kto spełni wobec nich to zadanie, którego rodzice nie wykonali, czyli pokocha je miłością bezwarunkową. A to jest niemożliwe do wykonania.
"To cud, że ona jeszcze żyje"
Ewa odwiedza matkę raz na dwa, trzy tygodnie. Przywozi jej trochę jedzenia, wykupi leki w aptece. – Matka ma anemię, hashimoto, zanik jednej nerki, miażdżycę – wylicza kobieta. - To i tak cud, że ona po tylu latach picia żyje. Mimo że już ma 76 lat, zdarza się jej wpadać w ciąg alkoholowy. A to z sąsiadką, a to z koleżanką od kieliszka. Ale nie ma już siły pić tak jak kiedyś. Zawsze powtarza, że nie ma i nie miała problemu z alkoholem. Ja twierdzę inaczej. Ona się wtedy denerwuje, jednak i tak teraz jestem najlepszą córką pod słońcem. Ciągle mnie chwali. Ale te jej dobre słowa dla mnie nic nie znaczą. Patrzę na nią jak na chorą, niedojrzałą osobę, dziecko niemal, tylko w starym ciele.
Ewa dwa lata temu skończyła terapię grupową dla DDA, czyli dorosłych dzieci alkoholików. – Wcześniej przez dwa lata chodziłam na terapię indywidualną – opowiada. – Bardzo dużo mi ona dała, ale nie mogłam wyzbyć się poczucia bycia odmieńcem, kosmitką. Terapeutka zaleciła mi terapię grupową. Bardzo się jej bałam, przez parę miesięcy się opierałam. Chyba wstydziłam się tego, kim jestem. Aż w końcu poszłam. To było bardzo trudne, a zarazem niezwykle uwalniające doświadczenie.
Do terapii 19-letnią Lenę namawia babcia, mama ojca. – Moim zdaniem babcia ma wyrzuty sumienia, że nic nie zrobiła, żebyśmy z siostrą miały lepsze życie – mówi kobieta. – Doprowadziła do rozwodu rodziców, bo nigdy matki nie lubiła, płaciła za ojca alimenty, a jemu samemu kazała wyjechać do wuja w Niemczech, gdzie ojciec mieszka. Nas zostawiła na pastwę matki wariatki. Najprawdopodobniej mama ma jakieś poważne zaburzenia psychiczne, ale niezdiagnozowane. Dopóki nie będzie wiadomo, co jej jest, nie można jej leczyć. Chciałabym jej pomóc… Ale chyba najpierw skorzystam z propozycji babci, żeby mi zapłaciła za tę terapię.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!