Badało ją 18 lekarzy. Żaden nie wykrył u niej nowotworu
Patrycja, której usunięto macicę po wykryciu IV stadium nowotworu, twierdzi, że jej dramat można było zatrzymać, gdyby lekarze w prywatnej medycznej sieciówce nie ignorowali objawów. Prokuratura umorzyła śledztwo, a ona żąda 500 tys. zł zadośćuczynienia.
W tym artykule:
Patrycja z Krakowa przez blisko rok leczyła się w jednej z placówek LuxMedu, zgłaszając silne bóle brzucha, krwawienia i gwałtowne chudnięcie. Konsultowało ją osiemnastu specjalistów, ale nikt nie postawił prawidłowej diagnozy.
— Prosiłam o zapisanie badań, żeby odkryć przyczynę. Jedna lekarka odpisała mi, że "badania nie uzdrawiają". Później, gdy zdecydowałam się zgłosić sprawę prokuraturze, pomyślałam; "Jak dobrze, że mam te rozmowy na czacie zapisane, bo inaczej nikt by nie uwierzył, że mnie tak potraktowano — dodała.
Jak czytamy w artykule "Wysokich Obcasów", jedna z pielęgniarek miała też wpisać jej w dokumentację, że "próbuje wymuszać L4".
Czy możemy urodzić się z już lękiem? Lekarz zabrał głos
Gdy trafiła na SOR, okazało się, że ma chłoniaka w IV stadium, który zajął jelita i trzon macicy. Konieczna była operacja ratująca życie, zakończona usunięciem macicy — Dodam, że na operację i tak musiałam czekać, bo ważyłam wówczas 38 kg, więc musieli mnie najpierw dożywić. Bali się, że inaczej nie przeżyję zabiegu — powiedziała w rozmowie z "WO" Patrycja.
Wyznała też, że diagnozę przyjęła z ulgą, bo oznaczała wreszcie koniec niewyobrażalnego cierpienia. — Ja wówczas żyłam z bólem tak silnym, że gryzłam poduszkę, chciałam umrzeć, byle się od niego uwolnić.
Utracone macierzyństwo
Po zabiegu zobaczyła dziesiątki rurek i dowiedziała się, że miała wstrząs i reanimację. — Przyszedł do mnie lekarz. Jedyne pytanie, jakie z siebie zdołałam bełkotliwie wydusić, brzmiało: "Co z macicą"? "Wycięta". Po tym zdaniu w pamięci mam czarną plamę — opisywała. Najtrudniejsze przyszło, gdy fizycznie zaczęła wracać do sił.
— Choć chcieliśmy zacząć starania o dziecko po ślubie, to wybieraliśmy już nawet imiona dzieci. Lubiliśmy bardzo te rozmowy: jakie imię dla chłopca, jakie dla dziewczynki. Wiedzieliśmy, że chcemy dwójkę. Do dziś pamiętam, jak miała mieć na imię moja wymarzona córeczka — wyznała.
Patrycja zrozumiała, że nic nie jest w stanie zrekompensować jej tej straty . — Ale ani podróże, ani nic innego: rozrywki, pasje, nie zrekompensują odebrania mi nadziei na zostanie matką — dodała w rozmowie. Widok placów zabaw, dzieci znajomych czy rodzinne uroczystości — to wszystko okazało się źródłem potężnych, codziennych ran. Patrycja przyznaje, że korzysta z terapii i wciąż walczy z atakami paniki, lękiem przed nawrotem choroby i poczuciem wykluczenia.
Walka o sprawiedliwość
Według informacji przekazanych przez "Wysokie Obcasy" ubezpieczyciel sieci wypłacił kobiecie 5 tys. zł, za naruszenie prawa pacjentki do staranności medycznej. LuxMed odmówił wypłaty odszkodowania, a prokuratura właśnie umorzyła śledztwo, nie znajdując podstaw do postawienia zarzutów. Proces cywilny wciąż trwa — Patrycja żąda 500 tys. zł zadośćuczynienia.
— Tyle, że tego, co się stało, nie da się już odwrócić. A można było tego uniknąć, gdyby lekarze się mną zajęli, gdyby mnie nie ignorowali — podsumowała.
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!