Ujawnia tajemnice arabskich szpitali. Mówi, jak cierpią kobiety
Polska ginekolożka Sara wyjechała do Arabii Saudyjskiej leczyć tamtejsze kobiety. Praca na szpitalnym oddziale była dla niej niczym przenosiny do innej, brutalnej rzeczywistości. W książce Marcina Margielewskiego to ona wprowadza nas w świat "Tajemnic arabskich szpitali".
Aleksandra Zaprutko-Janicka, Wirtualna Polska: Główną postacią pana książki jest polska ginekolożka Sara. To ona opowiada o swoim zderzeniu z saudyjskim podejściem do zdrowia kobiet. Szczegóły pozwalające zidentyfikować tę bohaterkę zostały zmienione. Co by się stało, gdyby wydało się, że to ona była źródłem?
Marcin Margielewski: Ujawnienie rzeczy, o których opowiada, wiązałoby się prawdopodobnie z zakazem wstępu do Arabii Saudyjskiej. I to mimo że pracuje tam na ważnym stanowisku. Paradoksalnie to jest drobna, delikatna kobieta, która wcale nie walczy z systemem jak czołg. Ona podjęła się iście "judymowej" pracy u podstaw - pomaga przede wszystkim kobietom, które do niej trafiają.
Mierzy się nie tylko z chorobami, ale i z zacietrzewieniem kulturowym i religijnym. Saudyjscy mężczyźni w zetknięciu z nią doznają niemałego szoku. Staje przed nimi blondynka z drugiego końca świata i wykłada im kawę na ławę.
Nie ma nic bardziej uderzającego dla Saudyjczyka niż lekarka-ginekolożka mówiąca wprost: "myślisz, że jesteś ważniejszy od kobiet, a przecież w brzuchu swojej mamy sam początkowo byłeś kobietą". Choć to biologiczne fakty, dla nich to są rzeczy absolutnie obrazoburcze. Sarkazm stał się dla Sary mechanizmem obronnym. Zresztą w trakcie naszych rozmów oboje doszliśmy do wniosku, że ludzie, którzy uważają za swoje osiągnięcie coś, na co kompletnie nie mają wpływu, jak płeć czy paszport, z jakim się urodzili, są bardzo słabi.
Właśnie takie wrażenie sprawiają saudyjscy ginekolodzy-mężczyźni, o których opowiedziała Sara. W swoich decyzjach niekoniecznie kierują się dobrem pacjentki, a raczej wrażliwością religijną jej męża lub opiekuna. Uważają, że mają rację tylko dlatego, że są mężczyznami. Nie wolno im dotknąć kobiecego ciała, a więc przeprowadzić rzetelnych badań, nie odbierają porodów. Po co w ogóle idą na medycynę ze specjalizacją ginekologiczną?
To jest absolutnie absurdalna, nieprawdopodobnie głupia fasada zbudowana przez Arabię Saudyjską. Opieka zdrowotna jest bezpłatna dla obywateli, zatem nie może też zabraknąć ginekologów. Jednocześnie mamy sytuację, w której kobiety są dopuszczane do studiów medycznych, w tym ginekologii, ale niekoniecznie podejmują pracę. Z różnych względów, łącznie z takim, że część rodzin uważa, że skoro dziewczyna już sobie postudiowała, to może to zostawić, zostać żoną i matką. Najbardziej cierpią na tym pacjentki, i to z reguły te mniej majętne.
W tej chwili większość kobiet, która pracuje w sektorze medycznym, pochodzi spoza Arabii Saudyjskiej. Są to Europejki, Azjatki, Afrykanki. Problem nie dotyczy tylko ginekologów-mężczyzn.
Wyobraźmy sobie taką sytuację, że do wezwania przyjeżdża głęboko wierzący saudyjski ratownik, a trzeba wykonać resuscytację. My mamy odruch "trzeba ratować życie", tymczasem w Arabii Saudyjskiej zdarza się, że rodzina protestuje zabraniając obcemu mężczyźnie dotknąć klatki piersiowej kobiety, bo ją zbezcześci. Albo on sam nie chce jej dotknąć z dokładnie tego samego powodu. Ofiary przez to nie dostają pomocy i niestety umierają.
Do niedawna kobieta w gabinecie ginekologa zawsze musiała się pojawić w asyście swojego opiekuna. Pan doktor i męski towarzysz sobie dyskutowali, a pani siedziała pokornie z tyłu. Lekarz nawet jej nie dotknął, bo kobieta nie może się rozebrać przed mężczyzną w żadnej sytuacji, nawet pozbawionej kontekstu erotycznego, jak wizyta u ginekologa. Przez to bywa, że kobiety w praktyce zostają pozbawione opieki medycznej, mimo że teoretycznie jest ona ogólnie dostępna i bezpłatna.
Z powodu tych skostniałych zasad zmarła Amina, mama jednej z bohaterek pana książki. Była w zaawansowanej ciąży, jednak w chwili zagrożenia życia nie otrzymała pomocy od razu.
Ludzie, którzy przyjechali ją ratować, zastanawiali się, czy w ogóle wolno im to zrobi ć, bo nigdzie w pobliżu nie było jej opiekuna prawnego. Amina dotarła do szpitala za późno. Nie udało się uratować ani jej, ani dziecka. Jednocześnie ja nie chciałbym rzucać kamieniem w Arabię Saudyjską. Pisząc "Tajemnice arabskich szpitali" wiedziałem, że opowiadam o odległym kraju, a miałem wrażenie, jakbym pisał o własnym.
Niesamowicie mnie irytuje dyskusja o sumieniu w przypadku wykonywania zawodów takich jak lekarz, farmaceuta czy polityk. Przedstawiciele wszystkich trzech profesji wierzenia religijne powinni zostawić w domu, a pracować dla dobra obywateli. Zanim zaczniemy w tym zakresie krytykować Arabię Saudyjską, warto, żebyśmy spojrzeli na siebie.
Paradoksem jest to, że Arabia Saudyjska wykorzystuje swój system zdrowia jako machinę propagandową.
Faktycznie, Saudyjczycy mają doskonałą opiekę medyczną i nawet sponsorują skomplikowane operacje, jak rozdzielanie bliźniąt syjamskich. W Polsce też mieliśmy taki przypadek - słynne bliźniaczki z Janikowa. To jest zawsze wielka radość i wielkie osiągnięcie, ale nie oszukujmy się, że to się dzieje z czystej dobroci serca.
Tak było też na przykład z Filipinami, które zakazały swego czasu obywatelom wyjazdów do pracy w Arabii Saudyjskiej w związku z dużą liczbą zgonów filipińskich służących w tym kraju. Doskonałe osiągnięcia w dziedzinie rozdzielania bliźniąt syjamskich zostało wykorzystane, by ocieplić stosunki między krajami. Para filipińskich bliźniąt została rozdzielona w Rijadzie na koszt króla, a władze filipińskie zniosły swój zakaz. W oczach świata krajem rządzi dobry król, który ratuje dzieci. Pięknie mydlą nam oczy, a my chętnie je do tego mydlenia wystawiamy.
W książce opisuje pan to, co dzieje się na oddziale ginekologicznym, gdy nad wiedzą medyczną dominuje religia. Kobieta zachodzi 11 razy w ciążę i każdą traci. To wola Allaha. Mężczyzna nie pozwala żonie na operację guza macicy, choć to pozwoliłoby jej donosić upragnioną ciążę. Kobieta w dorosłym życiu zmaga się z konsekwencjami obrzezania, które pozbawiają jej możliwości donoszenia ciąży. Mąż, którego bardziej interesuje jego zdaniem nieobyczajny makijaż lekarki niż to, że obok na łóżku umiera jego żona. Przykłady w książce się mnożą.
Od kobiet z jednej strony oczekuje się, że będą dobrymi żonami i matkami, a z drugiej nie zapewnia im się odpowiedniej opieki medycznej, która pomogłaby im zostać matkami. Saudyjscy mężczyźni, nawet jeśli pojawia się problem z zajściem w ciążę, bardzo rzadko poddają się na przykład testom płodności, bo w przypadku niepowodzeń winna jest tylko kobieta.
Presja na posiadanie dziecka jest duża?
Pozycja matki w społeczeństwie saudyjskim jest bardzo wysoka, zatem presja na to, żeby kobieta zaszła w ciążę i urodziła, jest ogromna. Niestety z wielu względów bywa to trudne. W kulturze arabskiej przez wieki powszechne były małżeństwa z krewnymi, nawet z kuzynami w pierwszej linii, co może wpływać na płodność. Dziś się to zmienia, ale wciąż się zdarza.
Saudyjki zmagają się również z epidemią pochwicy, choroby psychosomatycznej spowodowanej najczęściej gigantycznym stresem związanym z uprawianiem seksu, a to również efekt presji kulturowej. Nie dość, że powoduje ona nieprzyjemne dolegliwości, to jeszcze utrudnia zajście w ciążę. W związku z wagą, jaką przykłada się do dziewictwa, popularne są operacje rekonstrukcji błony dziewiczej. W tym kraju pojawia się mnóstwo problemów wytworzonych przez kulturę, a które wynikają z tego, że pewnych wierzeń religijnych i medycyny nie da się pogodzić.
Jest nadzieja na zmiany?
Aktualne pokolenie dwudziesto- i trzydziestoletnich mężczyzn nie umie sobie poradzić z paradoksem polegającym na tym, że wmówiono im wyższość ich płci, a jednocześnie pozwolono kobietom domagać się praw. Ich matki były uległe wobec ojców, a ich rozpieszczały wręcz nieprzytomnie. Nagle okazuje się, że współczesne kobiety, również Arabki niekoniecznie uważają rolę żony za najważniejszy życiowy cel. Coraz więcej kobiet chce niezależności, możliwości wykonywania zawodu. Zostają na przykład właśnie ginekolożkami. I to jest dla tamtejszych facetów problem.
Na razie w Arabii Saudyjskiej obserwujemy pewne zmiany prawa, które wprowadzane są dekretem. Proces nie dokona się z dnia na dzień, ale będzie postępował, choć kraj raczej pozostanie autorytarną monarchią.
Rozmawiała Aleksandra Zaprutko-Janicka, dziennikarka Wirtualnej polski