Ula Chincz ma notes pełen pomysłów
Dziennikarka, bizneswoman, youtuberka, żona i matka. Ula Chincz sama mówi o sobie, że jest „kobietą pracującą i żadnej pracy się nie boi!”. Nam opowiedziała, czy dałaby sobie radę bez pracy w telewizji i czy marzy czasem, by… nie pracować w ogóle.
13.08.2015 | aktual.: 13.08.2015 12:48
Dziennikarka, bizneswoman, youtuberka, żona i matka. Ula Chincz sama mówi o sobie, że jest „kobietą pracującą i żadnej pracy się nie boi!”. Nam opowiedziała, czy dałaby sobie radę bez pracy w telewizji i czy marzy czasem, by… nie pracować w ogóle.
WP: Co się dzieje z Ulą Pedantulą? Zawiesiłaś projekt, czy może… przygotowujesz się do roli „Perfekcyjnej Pani Domu”?
Ula Chincz: Po kilku miesiącach pracy w „Dzień Dobry TVN” okazało się, że bardzo trudno jest mi pogodzić wymagającą czasowo pracę reporterską z tworzeniem co tydzień nowego odcinka na kanał „Ula Pedantula” na Youtube. Więc rzeczywiście nowe odcinki Pedantuli pojawiają się rzadziej, ale jestem pewna, że przyjdzie pora, żeby zintensyfikować działania, bo to bliska mi tematyka, część mojego codziennego życia.
Chyba wreszcie bardziej doceniono Twój talent telewizyjny w TVN. Zostałaś trenerką w „Małych Gigantach”, poprowadziłaś kilka wydań „Dzień Dobry Wakacje”. Co teraz?
Kto wie? Tyle zmian przyniósł ten ostatni rok! Jak na razie mam notes pełen pomysłów na kolejne tematy moich reportaży.
Nie tęsknisz za Tomkiem Kammelem?
Na szczęście nie muszę tęsknić, bo wciąż jesteśmy w kontakcie! Przez dwa lata wspólnej pracy zdążyliśmy się zaprzyjaźnić i kibicujemy sobie wzajemnie. Poza tym lubimy się prywatnie.
Sama jesteś jedynaczką. Nigdy nie chciałaś mieć rodzeństwa?
Nie chciałam, jak byłam mała. Cieszyłam się, że mam swój pokój i rodziców na wyłączność. Chciałam tylko mieć starszego brata, żeby był moim obrońcą w szkole, ale takiej opcji nie było. Teraz trochę żałuję, że nie mam rodzeństwa, bo w dorosłości stają przed nami różne wyzwania, które pewnie łatwiej pokonywać, wiedząc, że brat czy siostra zawsze nas wspierają.
Podobno byłaś idealnym dzieckiem i niemal wychowywałaś się sama. Twój syn wymaga większej uwagi?
Wychowała mnie para bardzo kochających i bardzo wspierających rodziców. Staramy się z mężem podobny model stosować wobec naszego syna. Rysio to jednak „żywe srebro” i czasami trudno za nim nadążyć. Wszędzie go pełno i ma milion pomysłów na minutę. Dziecko jest wyzwaniem, ale to fajne, bo dzięki niemu jestem ciągle w ruchu!
Miałaś taki etap w życiu, że nie pracowałaś i tylko zajmowałaś się domem. Tęsknisz za tym?
Rzeczywiście, są takie momenty tęsknoty… Zwłaszcza, kiedy kumulują się moje zawodowe zadania, dłuższy czas nie ma mnie w domu i tęsknię za zwykłym śniadaniem zjedzonym w kuchni z najbliższymi. Ale wtedy tłumaczę sobie, że moja praca raz jest bardzo intensywna, a potem trochę spokojniejsza i że nadrobię te braki w kolejnych dniach.
Pamiętam też o tym, że jestem szczęściarą, że mogę spotykać na swojej zawodowej drodze ciekawych i wartościowych ludzi i to wcale niekoniecznie tych z pierwszych stron gazet. To przywilej.
Długo wzbraniałaś się przed tym, żeby pójść w ślady Taty (dziennikarza Andrzeja Turskiego - red.) i pracować w telewizji. Co sprawiło, że zdecydowałaś się spróbować?
Wiedziałam, że zajmując się dziennikarstwem zawsze będę postrzegana jako „córeczka tatusia”. Dlatego poszłam swoją odrębną zawodową drogą. Dopiero, kiedy osiągnęłam sukces zawodowy w innych dziedzinach i udowodniłam sobie i innym, że daję sobie radę samodzielnie, postanowiłam wrócić do dziennikarstwa, które jest w końcu moim zawodem „wyuczonym”.
Pracę w telewizji zaczęłam, mając 35 lat i sporo zawodowych i życiowych doświadczeń na koncie. Z perspektywy czasu wiem, że to było dobre, bo dało mi dystans do szalonego świata telewizji.
Marzysz o wywiadzie z kimś dla Ciebie szczególnym?
Marzę o wywiadzie z Meryl Streep. Bardzo chciałabym też przeprowadzić wywiady z moimi muzycznymi idolami: Lennym Kravitzem i Michaelem Buble. Ale chyba najciekawsze są wywiady z pozoru zwykłymi, choć tak naprawdę niezwykłymi ludźmi, którzy może nie są znani, ale mają ciekawe pasje, zainteresowania, albo w których życiu zdarzyło się coś wyjątkowego.
Mogłabyś teraz żyć bez pracy w telewizji? Bez kamer, wywiadów i reportaży?
Chyba nie powinnam tego mówić… ale tak. W przeciwieństwie do wielu ludzi pracujących w telewizji ja wiem, że istnieje życie zawodowe poza nią – było moim udziałem przez wiele lat. Więc jakby co, zawodowo dam sobie radę. Jak bohaterka serialu „Czterdziestolatek” grana przez Irenę Kwiatkowską „jestem kobieta pracująca i żadnej pracy się nie boję!”. Ale kocham swoją pracę i nie planuję zmian!
Mieszkasz na wsi. Jak takiej współczesnej kobiecie biznesu żyje się poza miastem?
Cudownie. Do domu jadę ponad czterdzieści minut. Niektórzy narzekają na dojazdy, ale dla mnie to tylko mój czas. Słucham muzyki, przechodzę z intensywnego życia zawodowego do tego spokojniejszego w domu. Przestawiam się po drodze na inny tryb funkcjonowania. Po wejściu do domu zamieniam szpilki na klapki i ruszam z synem do ogrodu pielić grządki!
Masz i psa i kota. Jesteś bardziej jak kot czy jak pies? Przywiązujesz się bardziej do miejsc czy do ludzi?
Zdecydowanie przywiązuję się do ludzi i bardzo lubię zmieniać miejsca! Ale poza tym jestem bardziej jak kot: chodzę swoimi drogami i potrzebuję poczucia niezależności, ale zawsze chętnie wracam do domu.
Paulina Lipka/(gabi)/WP Kobieta