W Las Vegas straciła o 20 lat młodszego męża. Umierał w jej ramionach
Ta historia rozdziera serce. 48-letnia Heather i 29-letni Sonny Melton byli małżeństwem od roku. Poznali się w szpitalu - ona była chirurgiem, a on jej asystentem. Kobieta przeżyła, dzięki mężowi, który ochronił ją przed postrzałem. Sam umierał w jej ramionach. Reanimacja nie pomogła.
05.10.2017 | aktual.: 05.10.2017 19:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Lekarka z Tennessee podzieliła się z opinią publiczną historią, która poruszy nawet najtwardsze serce. Tragedia, która na zawsze zmieniła jej życie rozegrała się w Las Vegas. W zamachu, do jakiego doszło w ubiegłą niedzielę wieczorem (poniedziałek w Polsce), zginęło 58 osób, a ponad 500 zostało rannych. 64-letni Amerykanin Stephen Paddock otworzył wówczas ogień do zgromadzonych pod gołym niebem uczestników koncertu muzyki country w Las Vegas.
Wśród nich byli Heather i Sonny. Kiedy małżonkowie zdali sobie sprawę, że wybuchy, które usłyszeli są strzałami, a nie, jak początkowo sądzili, fajerwerkami, Heather chciała, by padli na ziemię i przeczekali. Sonny jednak nie zgodził się, z obawy że zostaną zadeptani.
- Chciał, żebyśmy przedzierali się przez tłum - wspomina kobieta.- Objął mnie od tyłu i zaczęliśmy biec. Poczułam wtedy, jak dostał w plecy. Padliśmy na ziemię. W tym momencie wokół nas wybuchła panika. Ludzie leżeli na ziemi, inni biegali, a ja próbowałam wykonać reanimację - powiedziała Melton, która z zawodu jest chirurgiem w rozmowie z portalem "Today".
Zapytana, czy była świadoma, że jej mąż umiera, Heather potwierdziła. Kiedy zaczęła go reanimować zaczął bowiem krwawić z ust. Matka trójki dzieci z poprzedniego związku, mówi, że zaczęła wzywać pomoc, gdy tylko ustały strzały.
- Nie wiem, kim byli ludzie, którzy przybiegli, ale pewien mężczyzna przewiesił sobie Sonny'ego przez ramię i pobiegł do karetki. W końcu położył go na tyłach samochodu wraz z dwoma innymi ofiarami i ruszyliśmy w drogę do szpitala - powiedziała.
Nawet po przybyciu pogotowia, mężczyźni, którzy uratowali jej męża, pozostali u boku Heather. - Byli ze mną przez cały czas - podkreślała. - Byliśmy razem w szpitalu. Niestety nie znam ich nazwisk. Byłam zbyt wstrząśnięta, żeby zapytać, ale jestem im bardzo wdzięczna, że nie zostałam sama w tych trudnych chwilach.
Jej mąż zmarł w szpitalu, zostawiając wdowę daleko od przyjaciół i rodziny - w małym miasteczku Big Sandy w stanie Tennessee.
W wywiadzie z portalem Heather Melton ujawniła, że wzięli ślub w zeszłym roku i byli w sobie bardzo zakochani.- Kochaliśmy się bardzo. Będę nosiła to uczucie w sobie na zawsze. Nie wiem, czy kiedykolwiek doświadczę drugi raz takiej miłości, ale dni, które spędziliśmy wspólnie, były bardzo cenne. To była miłość, której nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Rodzaj miłości, która napełnia cię każdego dnia.
Ostatnio Sonny zaczął współpracować ze swoją żoną w szpitalu, jako jej asystent na sali operacyjnej. - To dało nam okazję, aby być razem jeszcze częściej i dawało nam dużo radości - powiedziała ze smutkiem lekarka.
Heather opisała swojego męża jako serdecznego i zjednującego sobie ludzi serdecznym i zaraźliwym uśmiechem. W czasie, kiedy byli razem, ponoć wielokrotnie otrzymywał listy od dawnych pacjentów, chwalących go za troskę, jaką ich obdarzył.
Amerykanka zapewnia, że nadal jest zrozpaczona, ale czuje potrzebę, by mówić publicznie o swoim mężu, tak, aby ludzie zapamiętali jego i inne ofiary, a nie ich zabójcę.
- Nie chciałam w ogóle o tym opowiadać, ale pragnęłam, aby świat dowiedział się, jak dobry był Sonny. Mój syn powiedział mi: "Sonny jest bohaterem międzynarodowym". No cóż, zawsze był bohaterem, nawet zanim się to wydarzyło. Ale teraz przynajmniej mój syn wie, że jego matka została ocalona przez Sonny'ego - zapewniła 49-latka w rozmowie z "Today".