Wiocha kontra zasłużony relaks. Balkonowe grillowanie dzieli Polaków
W polskim internecie piętrzą się mity dotyczące legalności balkonowego grillowania. "Wolnoć Tomku w swoim domku, mogę robić, co chcę" - piszą jedni. "To absolutnie nielegalne!" - kłócą się inni. Prawda jest jednak dużo bardziej skomplikowana.
Na liczącej ponad pięć tys. członków grupie facebookowej dla mieszkańców Warszawy zadaję pytanie o stosunek do grillowania na balkonie. W odpowiedzi pojawia się kilkadziesiąt sprzecznych komentarzy. Część internautów z oburzeniem dzieli się historiami o niesfornych sąsiadach.
"Mieszkam na trzecim piętrze. Gdy sąsiedzi z dołu zaczynają grillować, cały smród wlatuje do mnie. W mieszkaniu mam wtedy wędzonko-spalonkę" - pisze Aga. "Grillowanie na balkonie to taka sama wiocha jak zostawianie śmierdzących buciorów na klatce schodowej!" - dodaje Monika.
W kontrze do niej odpowiada Weronika: "Co za beznadziejne podejście! To właśnie 'wiocha' ma gdzie robić grilla, a warszawiacy nie. Pozostają im tylko balkony, nie ma w tym nic złego". Wtóruje jej Przemek, który prosi o więcej empatii i wyrozumiałości. Z kolei Ewelina tłumaczy, dlaczego rozpala grilla na balkonie - urodziła się w Warszawie, nie ma rodziny na wsi i jedyną przestrzenią do grillowania jest właśnie jej balkon.
"Halo, policja? Sąsiad grilluje"
Sąsiedzi Kamili wolne ciepłe dni zawsze spędzają w ten sam sposób – piwko, kiełbaski, papieroski i disco-polo. Problem w tym, że robią to na balkonie. Do mieszkania Kamili wkradają się zatem nie tylko odgłosy muzyki zmieszane z przekleństwami i osobistymi historiami, ale także zapach mięsa i papierosów.
– To młode małżeństwo, mają wielu znajomych i te ich balkonowe imprezy trwają czasem od rana do późnej nocy – mówi Kamila, która wielokrotnie zwracała im uwagę. Za każdym razem jej interwencje kończyły się nieprzyjemną wymianą zdań.
– Mówią, że dziś wolne, żebym wyluzowała i że proszą tylko o trochę swobody we własnym mieszkaniu. Odpowiadam im, że ja również proszę o to samo i mamy patową sytuację. Najgorsze jest to, że po każdej mojej interwencji oni zachowują się jeszcze głośniej – żali się Kamila i dodaje, że do tej pory nie zdecydowała się jednak zadzwonić na policję. Nie chce ostatecznie rujnować i tak już zszarganych relacji z młodym małżeństwem.
Zupełnie inne stanowisko prezentuje Wojtek, który wielokrotnie wzywał policję do sąsiadów z dołu. - Rodzina, która mieszka zaraz pode mną, nie ma oporów, by w ciepłe, wolne dni spraszać znajomych i biwakować na balkonie. Kiedyś zwróciłem im uwagę, że rozpalanie klasycznego grilla to duże zagrożenie pożarem. O dziwo przyznali mi rację i wymienili grilla na elektrycznego - opowiada Wojtek i dodaje, że z jego perspektywy ta zamiana niewiele dała.
- Dalej był smród, dalej były krzyki dzieciaków i tandetna muzyka. W ubiegłą majówkę wezwałem policję. Zaprosiłem funkcjonariuszy do mieszkania i powiedziałem: "Powąchajcie panowie, jak tu śmierdzi. To przecież jest zakłócanie mojego spokoju". Przyznali mi rację i podjęli interwencję. Od tej pory balkonowe biwaki odbywały się dużo rzadziej i przede wszystkim bez grillowania - kwituje Wojtek.
Czy grillowanie jest wykroczeniem?
W kodeksie cywilnym o zakłócaniu spokoju mówi art. 144, zgodnie z którym nie wolno korzystać ze swojego mieszkania w taki sposób, który zakłócałby korzystanie z nieruchomości sąsiednich. Innymi słowy, granice korzystania ze swojej przestrzeni określają zasady współżycia społecznego. Dym papierosowy lub zapach grilla wkradający się do sąsiednich mieszkań można zatem uznać za naruszenie art. 144. Głośne rozmowy i muzyka po 22 również stanowią podstawę do wezwania odpowiednich służb.
Referat prasowy Stołecznej Straży Miejskiej przyznaje, że zgłoszenia dotyczące grillujących na balkonie sąsiadów nie są rzadkością.
- Grillom bardzo często towarzyszą głośne rozmowy, muzyka do późnych godzin i zapach mięsa, a czasem też kawałki węgla, które wlatują na sąsiednie balkony - komentuje. - Przyczyną podejmowanej przez nas interwencji jest zatem najczęściej zakłócanie miru domowego. W polskim prawie nie ma przepisu, który wprost zakazywałby grillowania na balkonach, np. w związku z bezpieczeństwem przeciwpożarowym - podsumowuje.
Wystarczy lekki wiatr
Choć zakazu nie ma, nie oznacza to, że balkonowe grillowanie jest bezpieczną rozrywką.
- Pod nami mieszkają studenci. W ostatni weekend mieli imprezę. Po ich nocnych rozmowach, które miałam przyjemność słyszeć, wywnioskowałam, że są kompletnie pijani – opowiada Agnieszka, która wraz z trójką dzieci i mężem mieszka na warszawskim Mokotowie.
- Najgorsze było to, że rozpalili grilla. Spanikowałam. Ciągle wyobrażałam sobie, co może się stać, jeśli nie dopilnują ognia i czy w razie pożaru zdążymy zbiec na dół - mówi Agnieszka i dodaje, że długo zastanawiała się, czy wezwać policję. - Ci młodzi nie byli specjalnie głośno, więc argument o zakłócaniu ciszy nocnej byłby bezpodstawny - tłumaczy i dodaje, że przez całą noc nie zmrużyła oka, obserwując uważnie swój balkon i balkon sąsiadów.
Jak się okazuje, obawy Agnieszki były jak najbardziej uzasadnione. Rzecznik prasowy Państwowej Straży Pożarnej nie pozostawia wątpliwości - wystarczy mały wiatr, by stała się tragedia.
- Grillowanie na balkonie w bloku lub nawet na altanie zaraz przy wejściu do domu jednorodzinnego jest bardzo niebezpieczne. Jeśli żar z grilla zostałby przeniesiony nawet przez lekki podmuch wiatru do środka mieszkania osób grillujących lub sąsiadów, mógłby bardzo łatwo spowodować pożar - mówi Rafał Frątczak.
Dodaje także, że rozżarzony węgielek może tlić się w mieszkaniu bardzo długo, wywołując pożar dopiero po wielu godzinach. - Sytuacja jest tym bardziej niebezpieczna, że grillujący często spożywają alkohol, który usypia ich czujność, a ogień w zamkniętej przestrzeni rozprzestrzenia się z ogromną prędkością i jest niezwykle trudny do opanowania - podsumowuje.
Czy za grillowanie spółdzielnia może odebrać mieszkanie?
Przeciwnicy balkonowych biwaków chętnie udostępniają w sieci artykuły dotyczące zakazu grillowania pod groźbą odebrania mieszkania. Skąd wzięła się ta informacja? W większości "regulaminów porządku domowego wspólnoty mieszkaniowej" można odnaleźć zapis zabraniający grillowania. Za łamanie regulaminu wspólnota może nałożyć sankcję, ale nie ma narzędzi prawnych, żeby je egzekwować.
- Ani policja, ani straż miejska nie może ukarać mandatem osoby, która łamie regulamin wspólnoty. To są wewnętrzne regulacje, a nie powszechnie obowiązujące prawo - tłumaczy referat prasowy Stołecznej Straży Miejskiej.
Jednak zgodnie z art. 16 ustawy o własności lokali, wspólnota mieszkaniowa może wytoczyć proces uporczywemu lokatorowi. Podstawą do wejścia na drogę prawną jest nieustanne łamanie regulaminu i zakłócanie porządku domowego oraz spokoju sąsiadów. W tym przypadku wspólnota ma prawo zażądać sprzedaży lokalu w drodze licytacji. Innymi słowy bardzo uciążliwy lokator za swoje przewinienia może nawet stracić mieszkanie. Są to jednak sytuacje skrajne.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl