Blisko ludziWłoscy lekarze nie dawali jej żadnych szans. Córki same walczą o zdrowie ciężko pobitej pani Heleny

Włoscy lekarze nie dawali jej żadnych szans. Córki same walczą o zdrowie ciężko pobitej pani Heleny

Pani Helena w krytycznym stanie wróciła do Polski
Pani Helena w krytycznym stanie wróciła do Polski
Źródło zdjęć: © zrzutka.pl

14.05.2021 12:00

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Pani Helena pracowała we Włoszech. Gdy pewnego dnia nie odebrała telefonu, jej córki mocno się zaniepokoiły. Okazało się, że leży w krytycznym stanie w szpitalu. Czy ktoś ją brutalnie pobił? Córki próbują dowiedzieć się prawdy. Ale sen z powiek spędzają im głównie ogromne koszty rehabilitacji ukochanej mamy. Dlatego proszą o pomoc.

Pani Helena ma 66 lata. Przez 27 lat pracowała we Włoszech. Głównie opiekowała się starszymi osobami, sprzątała mieszkania. Mieszkała m.in. w Neapolu i Sorrento. W Polsce ma dwie dorosłe córki, z którymi w trakcie pobytu za granicą rozmawiała codziennie. Dlatego gdy 3 sierpnia 2020 r. nie zadzwoniła, a później nie odbierała od nich telefonów, te mocno się zaniepokoiły.

- Dzwoniłyśmy do siebie każdego dnia. Jesteśmy bardzo zżyte ze sobą: ja, moja siostra Basia i mama. Choć mama wyjechała do pracy, jak z siostrą byłyśmy małe, nigdy nie czułyśmy, by brakowało nam kontaktu z nią. Bardzo o to dbała, to wyjątkowo silna i dzielna kobieta – opowiada Mariola Szczepaniak, jedna z córek pani Heleny.

Minął dzień, a 66-latka nie oddzwoniła, nie odbierała kolejnych połączeń. Córki postanowiły pojechać do Włoch. Znały tylko adres podopiecznej pani Heleny, tam też się udały. Ale na miejscu nikt nic nie wiedział. Dopiero portier domu, w którym pracowała kobieta przekazał jej córkom, że ta przebywa w szpitalu w Neapolu.

- Dzięki pomocy obcych ludzi odnalazłyśmy mamę w szpitalu Cardarelli w Neapolu. Okazało się, że jej telefon zaginął lub został skradziony. Pracodawczyni nie przekazała nam, jaki jest jej stan, a szpital nie poinformował o pobycie mamy na ich oddziale – wspomina pani Mariola.

Nikt nie wiedział, co się stało

Pani Helena leżała w szpitalu nieprzytomna, z urazem głowy. – Mama była w stanie krytycznym. Według włoskich lekarzy doznała rozległego wylewu krwi do mózgu na skutek upadku. Widziałyśmy ją po dwóch dniach od zdarzenia, jej ręce i nogi były całe poranione, co w połączeniu z później wydaną opinią polskich lekarzy daje nam podstawy sądzić, że mama padła ofiarą napaści – opowiada pani Mariola dodając, że oficjalną przyczyną urazu jej mamy miał być upadek.

Pani Helena przeszła piekło we Włoszech. Czy ktoś ją brutalnie pobił?
Pani Helena przeszła piekło we Włoszech. Czy ktoś ją brutalnie pobił?© zrzutka.pl | zrzutka.pl

Dokumentacja medyczna szpitala w Neapolu zawiera wpisy o decyzjach włoskich lekarzy, podejmowanych przez pierwsze dwa dni pobytu pani Heleny w szpitalu. Wynika z niej, że medycy odmówili ratowania życia i podjęcia czynności reanimacyjnych. - Gdybyśmy nie pojawiły się w szpitalu po dwóch dniach od jej wypadku, lekarze, co jasno wynika z dokumentacji, nie podjęliby czynności ratujących życie. Zdążyłyśmy w ostatniej chwili! – pani Mariola nie ukrywa emocji, wspominając tamte dni.

Od tamtej pory, przez ponad 10 tygodni pani Helena przebywała we włoskim szpitalu, na oddziale intensywnej terapii. - My, jej dwie jedyne córki byłyśmy przy niej. Zawsze stałyśmy za sobą murem, tym razem było tak samo – mówi pani Mariola.

Wspomina, że to był bardzo trudny czas. - Każdego dnia pobytu we włoskim szpitalu mama walczyła o życie, a my, drżąc o nią, walczyłyśmy z obcym systemem prawnym, uprzedzeniami włoskich lekarzy, niewystarczającą znajomością  języka włoskiego (prośby o tłumacza nie przyniosły rezultatu, po angielsku lekarze włoscy się nie porozumiewają), polskim systemem prawnym i wieloma innymi przeciwnościami związanymi z pandemią.  Przez pewien czas wpuszczano nas do mamy na godzinę dziennie, później, ze względu na pandemię zabroniono jakiegokolwiek kontaktu. Polscy lekarze konsultujący wyniki naszej mamy wyrazili opinię, że tak rozległe obrażenia mózgu są prawdopodobnie wynikiem pobicia, a nie upadku – wspomina córka poszkodowanej kobiety.

Pani Mariola i jej siostra Barbara zaczęły powoli myśleć, jak przewieźć matkę do Polski. W dobie pandemii było to nie lada wyzwanie.

- Dzięki pomocy finansowej rodziny, po blisko trzech miesiącach pobytu w Neapolu udało nam się sprowadzić mamę do Polski. Znalezienie transportu medycznego z lekarzem anestezjologiem na pokładzie było bardzo trudne. Brakuje lekarzy w Polsce, a ci, którzy pracują, zajmowali się praktycznie non stop pacjentami z COVID-19. Znalazłyśmy jednak ekipę, która podjęła się transportu mamy. Jesteśmy tym cudownym ludziom ogromnie wdzięczne – wspomina pani Mariola.

Siostry twierdzą, że niemal wszystkie instytucje państwowe, do których się zwróciły o pomoc, odmówiły im. - To m.in. NFZ, Ambasada RP we Włoszech, Ministerstwo Zdrowia, Ministerstwo Sprawiedliwości - Fundusz Sprawiedliwości, Ministerstwo Obrony Narodowej - Aeromedical Evacuation Team, Kancelaria Premiera, Kancelaria Prezydenta RP – wylicza pani Mariola. – Te wszystkie instytucje odmówiły nam pomimo tego, iż nasza mama jest obywatelką RP i posiada prawo do świadczenia emerytalnego w Polsce – mówi kobieta.

Pomogło jedynie Ministerstwo Sprawiedliwości. Odesłało panią Mariolę do punktu, w którym mogła się ubiegać o pieniądze z tzw. Funduszu dla osób pokrzywdzonych przestępstwem. Pani Helenie przyznano tam… 6 tysięcy złotych.

To bardzo mało, biorąc pod uwagę koszty rehabilitacji. Po przewiezieniu do kraju pani Helena została umieszczona w ośrodku Rehamed Center w Tajęcinie koło Rzeszowa. Koszty pobytu tutaj są jednak ogromne – około 24-25 tysięcy zł miesięcznie, a trzeba pamiętać, że panią Helenę czeka wielomiesięczna rehabilitacja (ma porażenie czterokończynowe, rurkę tracheotomijną, jest karmiona przez peg). 

Sióstr zwyczajnie nie stać na taki wydatek. - Trzymiesięczny pobyt w Neapolu przy mamie oraz transport medyczny do Polski (koszt transportu to 23 000 zł) wyczerpały nasze wszystkie oszczędności – mówi pani Mariola.

Pani Helena z jedną z córek
Pani Helena z jedną z córek© zrzutka.pl

Koszty rehabilitacji są ogromne

Kobiety utworzyły zbiórkę na leczenie mamy na portalu Zrzutka.pl. Potrzebują ogromnej sumy, bo aż 400 tysięcy zł. Ludzi dobrej woli jednak nie brakuje – do tej pory wpłacili łącznie ponad 180 tysięcy zł. Link do zbiórki znajduje się TUTAJ.

- Mama marzyła o spokojnym życiu w Polsce. Spełniła swój matczyny obowiązek z naddatkiem. Zapewniła nam byt, wykształcenie i ogrom miłości. Nie możemy pozwolić, aby jej marzenie  - bycia po prostu blisko nas, po tych wszystkich latach wyrzeczeń się nie spełniło. Wiemy, że mama nie odzyska pełnej sprawności, prawdę mówiąc, ogromnym sukcesem będzie, jeśli usiądzie na wózku inwalidzkim. Chociaż, kto wie, znając naszą mamę... Lekarze nie dawali jej żadnych szans na przeżycie, a ona, po 2 miesiącach wybudziła się ze śpiączki, zaczęła samodzielnie oddychać i walczy – mówi pani Mariola.

- Kiedy widzi nas w ośrodku, jej twarz promienieje, stara się uśmiechać, poruszyć ręką. Nadal nie mówi ze względu na rurkę tracheotomijną. Ale ma pełną świadomość, co widać po tym, jak reaguje na nasze słowa. Wiemy, że bardzo chce wrócić do nas i że da z siebie wszystko. Już teraz robi ogromne postępy. To dzięki fachowej opiece, ale też ogromnej woli życia – opowiada kobieta.

Razem z siostrą zdecydowały się poprosić o pomoc, choć nie przyszło im to łatwo. Wiedzą, że czasy są dla każdego trudne. - Prosimy was - udostępniajcie naszą historię. Prosimy o nawet najdrobniejsze wpłaty. Prosimy o dobrą myśl i modlitwę – błagają córki pani Heleny. 

Wciąż nie wiadomo, kto i dlaczego pobił panią Helenę. Jej córki złożyły zawiadomienie w tej sprawie do włoskiej prokuratury. Ale ta umorzyła śledztwo ze względu na brak świadków i dowodów. Siostry poszły więc do śledczych w Polsce. – Śledztwo co prawda zostało wszczęte, ale polscy prokuratorzy przyznali, że nie są w stanie zrobić nic więcej poza zwróceniem się do Włoch. Niedawno rozmawiałam z policjantami w tej sprawie. Powiedzieli, że mają kłopoty ze znalezieniem tłumacza przysięgłego, który przetłumaczy dokumentację medyczną naszej mamy z pobytu w Neapolu – mówi rozgoryczona pani Mariola. I dodaje: - Spodziewałyśmy się tego, że nie uda nam się rozwikłać zagadki urazu naszej mamy. System, zarówno w Polsce, jak i we Włoszech "słynie" z biurokratyczności i nieudolności. Ale musiałyśmy spróbować.

Życzę ci, żeby spełniły się te marzenia. Dziękuję za rozmowę.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (334)