Wyprzedaż to istny horror sprzedawców. Ich historie mogą mrozić krew w żyłach
Dla obniżki są w stanie zrobić wszystko. Niestety z ich humorami i pomysłami muszą mierzyć się bezradni sprzedawcy. - Raz klientka była tak wściekła, że kiedy manager wkroczył do akcji, wykrzyczała mu prosto w twarz, że jest zerem - mówi Patrycja, która od kilku lat pracuje w popularnej sieciówce.
Wyprzedaże to dla niektórych doskonały czas, by wydać trochę pieniędzy. W końcu to właśnie wtedy możemy kupić upatrzone od dawna produkty w dużo niższych cenach. Niestety wielu sprzedawców przeżywa wówczas prawdziwe chwile grozy. Wszystko przez klientów, którzy często na hasło "promocja" tracą głowy.
Black Friday podbija polski rynek
Po raz pierwszy Black Friday, czyli święto prawdziwych łowców okazji, pojawiło się na początku XX w. w Stanach Zjednoczonych. A wszystko zaczęło się od Święta Dziękczynienia.
W 1939 roku prezydent Franklin Roosevelt postanowił, że będzie ono obchodzone co roku w każdy czwarty czwartek listopada. Wówczas organizowano parady, w których licznie brali udział mieszkańcy. Sklepikarze wpadli jednak na pomysł, by na drodze pochodu zachęcać klientów do zakupów atrakcyjnymi promocjami, co jednocześnie skłaniało ich do rozpoczęcia przygotowań do świąt.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W piątek tuż po Święcie Dziękczynienia, wiele osób brało sobie wolne, aby móc nie tylko przedłużyć weekend, ale także skorzystać z przygotowanych przez przedsiębiorców promocji. Z kolejnymi latami zwyczaj ten stawał się popularniejszy nie tylko w USA, ale również w Europie, w tym w Polsce.
Okazuje się jednak, że polscy klienci nie mogą cieszyć się aż tak dobrymi okazjami cenowymi, jak np. Amerykanie.
- W sklepie, w którym pracuję, żeby skorzystać z promocji w Black Friday, trzeba mieć zainstalowaną aplikację w telefonie. Ludzie czasami stoją w naprawdę długich kolejkach, aby finalnie kupić coś z 20 proc. rabatem. Czasami większe obniżki są w normalne dni, ale widząc napis "Black Friday" klienci uważają, że wręcz chwycili pana Boga za nogi - mówi Basia, która od kilku lat pracuje w jednej z najpopularniejszych sieciówek w naszym kraju.
Polacy przyzwyczaili się już do tego, że w Black Friday można liczyć na obniżki w niemal każdym sklepie. Właśnie dlatego część z nich przychodzi tego dnia na zakupy na długo przed otwarciem.
- Pracuję w dużej galerii w Warszawie, gdzie sklepy otwierają się o 10. Kiedy w zeszłym roku przychodziłam do pracy tuż przed godz. 9, miałam ogromny problem, żeby dostać się do drzwi. Na korytarzu czekał już tłum ludzi, którzy chcieli jako pierwsi skorzystać z wyprzedaży. To było istne szaleństwo - opowiada Patrycja, która zatrudniona jest w znanym sklepie odzieżowym.
Klienci często myślą też, że przechytrzyli nie tylko innych klientów, ale i sprzedawców.
- Dzień przed Black Friday wiele osób przychodzi tuż przed zamknięciem, żeby pochować upatrzone przez siebie ubrania w różnych zakamarkach sklepu. Klienci nie wiedzą jednak, że to nic nie da. Tego wieczoru nie tylko sprzątamy, ale też szykujemy wszystko na wyprzedaż. Często wystawiamy na sklep ubrania, które od miesięcy zalegały w magazynie, a których firma chce się jak najszybciej pozbyć - ujawnia Basia.
Czytaj też: Wyprzedaje szafę. Za używane okulary chce krocie
Wyprzedażowa gorączka Polaków
Wyróżniamy dwa typy najlepszych wyprzedaży w roku: letnie oraz zimowe. To właśnie wtedy można upolować produkty w naprawdę okazyjnych cenach. Warto jednak pamiętać, że nie wszystkie produkty objęte są wówczas promocją. Klienci znaleźli jednak na to sposób.
- Najczęściej nastolatki odklejają nalepki z niższą ceną i naklejają je np. na produkty z nowej kolekcji. Kiedy przychodzą do kasy potrafią kłócić się z nami, że mamy im sprzedać towar w tej obniżonej cenie. Raz jedna klientka była tak wściekła, że kiedy manager wkroczył do akcji, wykrzyczała mu prosto w twarz, że jest zerem, a inni klienci oczywiście się temu przysłuchiwali - wspomina Patrycja.
Warto także wspomnieć o tym, co dzieje się w tym czasie w przymierzalniach.
- Obsługując kiedyś przymierzalnię zobaczyłam w kolejce matkę pchającą obładowany ubraniami wózek oraz latające wokół niej dzieci. Maluchy miały na oko może 3 i 5 lat. Kiedy przyszła jej kolej, zapytała mnie, czy popilnuję jej dzieci. Jak można się domyślić - odmówiłam, co nie tylko zdziwiło, ale też oburzyło tę panią. Ona jednak się nie poddała i weszła przymierzać naprawdę masę rzeczy. To cud, że te dzieci nie zaginęły w tym tłumie - opowiedziała Basia.
Wiele osób uważa, że tuż przed zamknięciem sklepów nie tylko będzie mniej ludzi, ale także bez trudu dostaną się do przymierzalni, a potem do kas. Niestety zdarza się, że klienci robią zakupy naprawdę na ostatnią chwilę.
- Kiedy wybiła godz. 22, od razu poprosiliśmy o opuszczenie przymierzalni, żebyśmy mogli zacząć już sprzątać. Nagle wbiegła kobieta, która powiedziała, że nie wyjdzie ze sklepu, dopóki nie przymierzy sukienki, bo potrzebuje jej na imprezę. Oczywiście nie chcieliśmy się na to zgodzić, przez co o mały włos nie doszło do rękoczynów - opowiedziała Patrycja.
Podczas wyprzedaży produkty przecenione są często nawet o 70 proc. Wydawać by się mogło, że wówczas liczba kradzieży spada. Niesłusznie. Przez ogromny ruch w sklepach trudniej jest przypilnować każdego klienta.
- Klienci biorą rzeczy do przymierzalni i usuwają z nich klipsy. Często sprawdzamy kabiny po ich wyjściu, czy nie zostawili przypadkiem jakichś ubrań, dlatego zabezpieczenia, które zdjęli, chowają w kieszeniach produktów, które zwracają nam na stoliku. Podczas wyprzedaży jest tyle pracy, że czasami nie wiemy, w co ręce włożyć, więc naprawdę trudno jest wszystkiego przypilnować - przyznaje Basia.
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.