Blisko ludziZakochała się w bracie męża. Psycholog: "Warto dokonać bilansu zysków i strat"

Zakochała się w bracie męża. Psycholog: "Warto dokonać bilansu zysków i strat"

– To jest historia jak z wenezuelskiej telenoweli albo taniego paradokumentalnego programu dla kucharek – opowiada mi 33-letnia Kasia, ratowniczka medyczna z Warszawy. W jej historii jest wszystko: nieszczęśliwa miłość, odnaleziony po latach brat, rodzinne szczęście wiszące na włosku.

Kasia czuła się jak w wenezuelskiej telenoweli (zdjęcie ilustracyjne)
Kasia czuła się jak w wenezuelskiej telenoweli (zdjęcie ilustracyjne)
Źródło zdjęć: © Getty Images

10.10.2020 20:28

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

– Gdyby ktoś mi powiedział rok temu, że moje życie zostanie wywrócone do góry nogami, nie uwierzyłabym – mówi mi Kasia. – Jeszcze paręnaście miesięcy temu miałam ułożone, stabilne życie, kochającego męża, trzyletnią córeczkę, własne cztery kąty i do tego pracę, którą uwielbiam. Oczywiście zawsze mogłabym ponarzekać na zbyt małe zarobki, na za długie i za ciężkie dyżury na szpitalnym SOR-ze, na niekończący się katar mojej Zosi czy na bałagan, który robi w naszej garderobie Artur. Ale jestem z natury optymistką, więc cieszę się tym, co mam – dodaje. I zaczyna swoją opowieść.

Papużki nierozłączki

Z Arturem chodziliśmy do tego samego liceum, a od drugiej klasy siedzieliśmy w jednej ławce – mój przyszły mąż trafił do nas, bo nie zdał do następnej klasy matematyki. Ciągle mnie rozśmieszał. Uwielbiałam go. Staliśmy się nierozłączni. Jak papużki. Po maturze, którą Artur mimo jedynki w drugiej klasie zdał śpiewająco, poszedł na politechnikę, a ja na ratownictwo. Zamieszkaliśmy razem w kawalerce, którą Artur odziedziczył po babci. Po latach okazało się, że nie do końca, ale o tym za chwilę.

Wiedliśmy wesołe studenckie życie, trochę dorabialiśmy, ale na szczęście nie musieliśmy harować, bo zarówno rodzice Artura, jak i moi pomagali nam finansowo. Artur miał brata, starszego o osiem lat, który rzucił kolejne studia i wyjechał do Niemiec, gdy my byliśmy w liceum. Ojciec Artura i Marcina nie utrzymywał kontaktów z "synem marnotrawnym" z powodu jakiegoś strasznego czynu, którego ten rzekomo dopuścił się i który miał stać się powodem jego wyjazdu. O Marcinie prawie wcale się nie mówiło, bracia nigdy nie mieli zbyt bliskiej relacji, bo dzieliła ich duża różnica wieku. Nie przyjechał nawet na nasz ślub, przysłał życzenia i skrzynkę argentyńskiego wina.

Grom z jasnego nieba

Później urodziła się Zosia. Tak bardzo spodobało nam się rodzicielstwo, że od razu planowaliśmy kolejne dziecko, ale nie mogłam zajść w ciążę. Kupiliśmy większe mieszkanie, Artur kolejny raz zmienił pracę. Mój ojciec miał zawał, ledwo go przeżył, ale właśnie sądziliśmy, że nasza rodzina wyszła na prostą, gdy do Polski przyjechał Marcin. Nasze zwyczajne nudnawe życie zostało wywrócone do góry nogami. Przede wszystkim dlatego, że brat mojego męża zażądał połowy kwoty ze sprzedaży kawalerki po babci. Okazało się, że staruszka zapisała mieszkanie obu swoim wnukom. Tymczasem my nie mieliśmy tych pieniędzy, kawalerkę sprzedaliśmy kilka lat wcześniej i kupiliśmy większe lokum.

Marcina nic to nie obchodziło, twierdził, że pieniądze są mu potrzebne, bo chce uruchomić własny biznes. Bracia nie mogli się dogadać, sprawa otarła się o sąd. Walczyli jak dwa koguty, zamiast próbować się porozumieć. Zaprosiłam Marcina do nas na pojednawczą kolację, ale Artur po 15 minutach wyszedł wściekły na brata. Rozmawialiśmy bardzo długo. Efekt zaskoczył nawet mnie samą. Marcin zgodził się, żebyśmy spłacili go w ratach, obiecał nie składać pozwu do sądu.

Bracia powoli zaczęli ze sobą rozmawiać, Marcin u nas bywał coraz częściej, godzinami słuchałam, jak opowiadał o obu Amerykach, Australii, Afryce, o krajach, które zwiedził, o pracy w różnych miejscach. I spadł na mnie grom z jasnego nieba. Wiem, wiem, każdy, kto usłyszałby tę historię, uznałby mnie za kompletną idiotkę. Ale co mogę zrobić? Zakochałam się w tym facecie na zabój, a co gorsza on we mnie też.

Tragedia wisiała na włosku

Sytuacja jest patowa. Mój mąż jest fantastycznym człowiekiem, dobrym, mądrym, bardzo go kocham. Świetnie nam się układało w życiu, dopóki nie pojawił się w nim Marcin. On ma w sobie coś tak magnetycznego, przyciągającego, że czuję się przy nim bezbronna. Jest niezwykle ciekawym człowiekiem, cały czas chcę być przy nim. A tymczasem wszyscy w rodzinie są mi wdzięczni, że zażegnałam rodzinny konflikt.

Choć moim zdaniem teściowa wie, że zakochałam się w szwagrze. Chyba dlatego opowiedziała mi, dlaczego Marcin porzucił studia i wyjechał. Podobno rozkochał w sobie 16-letnią córkę przyjaciół swoich rodziców, a następnie rzucił. Dziewczyna ma za sobą próbę samobójczą. Niestety nic to nie zmieniło. Marcin namawiał mnie, żebyśmy razem z Zosią wyjechali za granicę. Wiem, że gdybym to zrobiła, po naszej rodzinie zostałyby tylko zgliszcza.

Moja przyjaciółka mówi, że gdyby Marcin rzeczywiście mnie kochał, to nie miałby wobec mnie takich oczekiwań. I dodaje, że to typ żigolaka, który próbuje zbałamucić nieco znudzoną mężatkę, bo brakuje mu emocji w życiu. Sama mam mętlik w głowie. On na szczęście teraz wyjechał do Niemiec na parę miesięcy. Ale ciągle do mnie pisze… Mój mąż naciska na mnie, bo chce kolejne dziecko, a ja nie wiem, co będzie.

Bilans zysków i strat

– Nie sam fakt zakochania w bracie męża, ale zakochania się w innym mężczyźnie w ogóle to coś, czemu warto się przyjrzeć i przy czym zatrzymać. Skoro takie uczucie się pojawiło, to znaczy, że wbrew pozorom w małżeństwie tej kobiety nie jest tak dobrze, jak to wynika z jej deklaracji – mówi psycholożka Katarzyna Szymańska, gdy opowiadam jej historię Kasi.

Zdaniem Szymańskiej, jeśli tworzymy udany, satysfakcjonujący i szczęśliwy związek, w którym mamy oparcie i poczucie bezpieczeństwa to zagrożenie, że na horyzoncie pojawi się osoba, która temu związkowi zagrozi, jest nikłe.

– Jeśli jednak dochodzi do sytuacji, w której jeden z partnerów zakochuje się w kimś innym, to warto się przyjrzeć, gdzie doszło do pęknięcia, co przestało działać. Osoby pozostające w długoletnich związkach skarżą się, że nie ma już tego żaru, tych emocji, które towarzyszyły parze na początku jej drogi. I to jest to coś, czego wielu osobom brakuje i czego szukają na zewnątrz. Warto jednak zdać sobie sprawę, że co prawda nie ma już żaru, ale jest zaufanie, poczucie bezpieczeństwa, intymność, które są efektem wspólnie przeżytych kilku lub kilkunastu lat – tłumaczy psycholożka.

Jej zdaniem w takiej sytuacji należy zastanowić się, co jest dla nas ważniejsze: żar, ekscytacja i uczucie nowości, czy to, to wypracowało się w długoletnim związku. Istnieje jednak ryzyko, że żaden z wyborów nie będzie dobry.

– Rozumiem, że całą sprawę komplikuje fakt, że ta kobieta zakochała się w bracie męża. Jeśli zdecyduje się na związek z nim, może to zrujnować relacje w tej rodzinie na zawsze. Uczucie jest zatem obciążone wieloma ryzykami. Do tego dochodzi ogromne poczucie odpowiedzialności, bo decyzja, którą podejmą ta kobieta i jej ukochany, będzie miała wpływ na życie wielu osób. Warto zatem przed jej podjęciem dokonać bilansu zysków i strat – radzi Szymańska.

Imię bohaterki i członków jej rodziny na jej życzenie zostało zmienione.

Komentarze (102)