GwiazdyZdjęcie babci trzyma zawsze w portfelu. Wyjątkowa historia Natalie Portman

Zdjęcie babci trzyma zawsze w portfelu. Wyjątkowa historia Natalie Portman

Od lat zajmuje ważne miejsce w pierwszej lidze gwiazd Hollywood. Choć karierę zaczęła jako dziecko, świat show-biznesu nigdy ją nie kręcił. Od lat zaangażowana jest społecznie, nie stroni od wyrażania politycznych sympatii. Niewiele osób wie o tym, jak wiele przeszła jej rodzina.

Zdjęcie babci trzyma zawsze w portfelu. Wyjątkowa historia Natalie Portman
Źródło zdjęć: © Getty Images
Magdalena Drozdek

Wychowana na Long Island w Nowym Jorku, urodzona w Jerozolimie w 1981 roku Portman ma niezwykłe drzewo genealogiczne. Prapradziadek gwiazdy nazywał się najprawdopodobniej Leiser Herschlag i pochodził z Dębicy. Razem z żoną Leją i dziećmi od 1912 r. mieszkał przy ul. Jabłońskiego 11 w Rzeszowie. Rodzina Herschlagów prowadziła w Rzeszowie sklep ze skórami, którego Leiser był właścicielem. Mieli czwórkę dzieci. Jednym z nich był Zvi Yehuda, który według ustaleń lokalnych historyków, miał być przywódcą jednego z polskich ruchów młodzieżowych. Pradziadkowie ze strony ojca zginęli w Auschwitz podczas Holokaustu.

To, co jednak fascynuje w jej rodzinie najbardziej, to kobiety. W wywiadzie dla „Rolling Stone” wspominała, że jej prababcia szpiegowała dla Wielkiej Brytanii w czasie II wojny światowej. Z pochodzenia była Rumunką, całe życie podróżowała po Europie.
- Była blondynką, więc z łatwością mogła wtopić się w tłum. Była piękna. Mężczyźni zawsze zwracali na nią uwagę, podrywali ją. Zawsze mam przy sobie jej zdjęcie. Na fotografii jest tylko kilka lat młodsza ode mnie – mówiła aktorka.
Mama Natalie, Shelley, była równie barwną postacią. Przyszłego ojca Natalie poznała na Uniwersytecie Ohio. Sprzedawała tam bilety na spotkania w Centrum Żydowskim. Miłość od pierwszego wejrzenia. Pobrali się kilka lat później. Avner Hershlag był wykształconym lekarzem. Pracował jako ginekolog i specjalista od leczenia płodności. Choć Shelley nigdy nie zrobiła kariery, a całe życie opiekowała się domem, kazała mówić o sobie jako artystce.

- Zawsze złościła się, gdy ktoś mówił o niej „kura domowa”. Mówiła, że brzmi to tak, jakby poślubiła dom, a to źle odnosi się do jej bogatej osobowości. Więc kiedy ktoś pytał mnie, czym zajmuje się moja matka, mówiłam, że jest artystką. Gorzej, kiedy ktoś pytał, co maluje, co tworzy – przyznała w programie Davida Lettermana.
Rodzice Natalie przenieśli się do Stanów Zjednoczonych, gdy dziewczynka miała trzy lata. Ojciec z powodzeniem mógł przenieść swoją praktykę do Ameryki. – Nieczęsto go widziałam. Zawsze jednak zapach szpitalu będzie mi się z nim kojarzył – opowiadała Portman.

Shelley i Avner zadbali o to, by nie zapomniała o swoich korzeniach.

- Taka jest specyfika bycia Żydem. Nie możesz uciec od swojego praźródła. Są dni, gdy myślisz: "Och, nie chcę być już przedmiotem tych wszystkich opowieści, mieć tego balastu na barkach". Ale to zawsze jest z tobą. Masz za sobą wieki historii. To piękne i ciężkie – mówiła w jednym z wywiadów po premierze jej reżyserskiego debiutu „Opowieść o miłości i mroku”.
Wielokrotnie przyznawała, że jej serce jest podzielone pomiędzy kilka miejsc na świecie, które ukształtowały jej osobowość. - Jestem imigrantką. To część mojej tożsamości. Pozostaję obca wszędzie. Nie jestem prawdziwą Izraelką, prawdziwą Amerykanką ani prawdziwą Francuzką. Na swój sposób to ciekawe, bo widzę rzeczy z innej perspektywy niż ludzie, którzy się do nich przyzwyczaili – mówiła.

Obraz
© Getty Images

Stan naturalny

Portman w Stanach nie miała łatwo. Wydawać by się mogło, że wychowywała się w bańce mydlanej, ale było zupełnie inaczej. We wspomnianym już wywiadzie dla „Rolling Stone” opowiadała o tym, jak ciężko było jej się odnaleźć wśród rówieśników. – Nawet nie pamiętam, czy miałam jakieś przyjaciółki – mówi. – W prywatnej szkole nie było łatwo. Wytykano mnie palcami. Kiedy pocałowałam swojego chłopaka na korytarzu, wszyscy potem wołali za mną „dziwka” – dodała.

Portman bardzo wcześnie zaczęła pojawiać się na scenie. Już w wieku czterech lat chodziła na lekcje tańca i brała udział w przedstawieniach lokalnych teatrów. Doskonale wiedziała, czego chce od życia. Zdeterminowana, by rozwijać umiejętności aktorskie, jako dziesięciolatka odrzuciła ofertę wystąpienia w reklamie kosmetyków marki Revlon, obawiając się, że mogłaby skręcić z wyznaczonej sobie drogi. – Nie chcę być modelką, chcę grać! – rzuciła do jednego z agentów, który proponował jej udział w reklamie.

Dostawała mało znaczące role lub zasiadała na ławce rezerwowych aż do momentu, kiedy zauważono w niej idealną kandydatkę do wcielenia się w postać Matyldy w filmie „Leon Zawodowiec”. Jako że miała zaledwie dwanaście lat, postanowiono, że wystąpi pod nazwiskiem babci (Portman), by strzec swojej prywatności. Film w reżyserii Luca Bensona, w którym wystąpiła obok Jeana Reno, okazał się wielkim sukcesem, a sama Natalie udowodniła, że ma spore zdolności aktorskie, które warto pielęgnować. Choć była jeszcze dzieckiem, nie uniknęła tej ciemnej strony show-biznesu. Po latach najczęściej wspomina dzień, w którym razem z przyjaciółką wybrała się na opuszczoną wyspę, gdzie opalały się topless. Nastolatkom zrobiono z ukrycia zdjęcia, które potem wylądowały na okładkach kilku gazet. – Najobrzydliwsze było nie to, że czytelnicy zobaczyli nasze piersi, ale to, że ktoś nas śledził, gdy płynęłyśmy na tę wyspę – opowiadała.

Portman do dziś podkreśla, że aktorstwo nie jest jej dziecięcą fanaberią, a stanem naturalnym. Nie wahała się co do swojej aktorskiej przyszłości nawet wtedy, gdy zarządziła sobie kilkuletnią przerwę od grania, podczas której chciała ukończyć psychologię na Harvardzie.

Na etacie

Jak przyznawała w wywiadach, to właśnie uczelnia zapoznała ją z wojskową dyscypliną, która okazała się pomocna w przyszłości, podczas pracy na planach filmowych. Natalie studiowała psychologię, co zaprocentowało podczas pracy nad złożonymi postaciami, które przyszło jej zagrać.

Podczas studiów skupiła się zwłaszcza na zagadnieniu pamięci i wspomnień. Sama jednak stara się zbyt wiele nie wspominać, zwłaszcza jeśli są to sprawy związane z jej pracą. Każda skończona rola należy do przeszłości, której nie warto rozpamiętywać – lepiej patrzeć na to, co ma nadejść. Natalie nie ogląda swoich filmów, gdyż denerwuje się, że już nie można w nich nic zmienić. Jest wobec siebie bardzo krytyczna i wymagająca. I dobrze na tym wychodzi.

Po zdobyciu dyplomu bez szwanku wróciła do „etatowej” pracy na planie filmowym. Z marszu dostała nominację do Oskara za drugoplanową rolę kobiecą w filmie „Powrót do Garden State” oraz Złoty Glob w tej samej kategorii. „Gwiezdne wojny: część III – Zemsta Sithów” okazały się wielkim sukcesem kasowym. Zauroczył się nią Milos Forman, który zaangażował ją do obrazu „Duchy Goi” twierdząc, że nigdy wcześniej nie widział Portman, a aktorka przykuła jego uwagę wyglądem niczym z obrazów Goi.

Obraz
© Materiały prasowe | Materiały prasowe

Mama z ideami

- Jestem żołnierzem. Nie jestem typem buntownika. Dobrze radzę sobie w sytuacjach reżimowych. Mam na myśli pracę z osobami, które wiedzą, czego chcą, i potrafią to osiągnąć – mówiła w jednym z wywiadów. Portman ma bardzo konkretne podejście do życia. Od dzieciństwa nie je mięsa. Podobno kiedyś ojciec zabrał ją na wykład, podczas którego przeprowadzano laserowe cięcia na kurczaku. To, co miało być tylko dziecinnym kaprysem, jak sądzili jej rodzice, utrzymało się do dziś. Natalie nie tylko jest wegetarianką, ale zagorzałą przeciwniczką wykorzystywania zwierząt – w jej garderobie nie znajdzie się rzeczy z prawdziwej skóry, w kosmetyczce trzyma tylko te produkty, które nie są testowane na zwierzętach.
Od lat związana jest z organizacją FINKA, która zajmuje się pomocą dla kobiet z krajów rozwijających się. Promują idee mikropożyczek dla kobiet, by te mogły być niezależne od mężów i ich rodzin. Portman angażuje się w akcje na rzecz ekologii, wspiera też Partię Demokratyczną. Co ciekawe, pracowała jako wolontariuszka w nowojorskim sztabie wyborczym Baracka Obamy – m.in. nagrywała filmiki, zachęcające do oddania głosu na polityka.

Od 6 lat pełni kolejną ważną rolę, a mianowicie rolę mamy. Przyznaje, że macierzyństwo nauczyło ją jednego: nie ma jednej, złotej zasady, jak prawidłowo wychowywać dziecko. W każdym przypadku sprawdza się coś innego. I to jest wspaniałe. - Od kiedy mam dziecko jestem mniej krytyczna wobec innych – mówiła w wywiadzie dla „Telegraph”. - Najwspanialszą rzeczą w rodzicielstwie jest to, że dla każdego jest to totalnie odmienne doświadczenie. Jedne kobiety karmią swoje dzieci piersią, aż ukończą one pięć lat, inne w ogóle nie karmią piersią. Nie ma reguł, które określają, co oznacza bycie feministką i dobrą matką. Dla jednych oznacza to natychmiastowy powrót do pracy po porodzie, dla innych jest to porzucenie pracy na zawsze.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (185)