Blisko ludziZespół „Jarzębina” po latach. Jak wspominają EURO2012?

Zespół „Jarzębina” po latach. Jak wspominają EURO2012?

Dokładnie cztery lata temu, podczas EURO2012 śpiewały: „Cieszą się Polacy, cieszy Ukraina, że tu dla nas wszystkich Euro się zaczyna”. Media żyły ich historią przez kilka tygodni. Jak panie z zespołu „Jarzębina” wspominają tamten czas? Czy tym razem też dopingują polską reprezentację w piłce nożnej?

Zespół „Jarzębina” po latach. Jak wspominają EURO2012?
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Magdalena Drozdek

21.06.2016 | aktual.: 21.06.2016 16:36

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Mogę śmiało powiedzieć, że wspominamy EURO2012 całkiem nieźle. Zawsze mogło być lepiej. Wygrałyśmy większością głosów, wciąż nie wiemy iloma procentami. Organizator tego nie ogłosił i nie wywiązał się z obiecanej nagrody dla zwycięzcy. Do dziś nie otrzymałyśmy tej sumy, która była zapewniona w regulaminie. Blokowano nas w mediach i wymyślano przeróżne historie, nawet dopatrując się plagiatu. Gdyby wygrała jakaś wielka gwiazda jak Maryla Rodowicz, to nasza historia potoczyłaby się pewnie zupełnie inaczej – mówi w rozmowie z WP Kobieta Irena Krawiec, kierowniczka zespołu.

Trzeba przyznać, że kiedy ogłoszono wyniki konkursu na oficjalną piosenkę mistrzostw, nikt nie spodziewał się, iż zespół ludowy z Kocudzy podbije publiczność. Nagle dziennikarze zaczęli zapychać wiadomościami ich skrzynki telefoniczne, prosić o wywiad, jakiś komentarz. „Jarzębiny”, choć przez wielu traktowane były jako wesołe babcie ze wsi, na rynku muzycznym działają od ponad 26 lat i swoje o branży wiedzą.

- Wygrana była dla nas dużym zaskoczeniem i wielką radością. Otworzyły nam się nowe furtki do promowania swojej gminy Dzwola i całej Lubelszczyzny. Rok 2012 był rokiem bardzo pracowitym i owocnym. Posypały się przeróżne propozycje współpracy, byłyśmy zapraszane na różne festiwale. Bardzo dużo koncertowałyśmy. Widziałyśmy przychylność publiczności i tych małych dzieci, które nie odstępowały sceny i śpiewały nasze „Koko”. Co żeśmy zwiedziły, zobaczyły, to nikt nam tego nie odbierze, na długo pozostanie w pamięci – opowiada Krawiec.

Oprócz sukcesu przyszły także te mniej pozytywne komentarze. Niedługo po konkursie pojawiły się oskarżenia, że to nie one mają prawa autorskie do utworu. Właśnie przez ten konflikt z autorem aranżacji, Grzegorzem Urbanem i Michałem Malinowskim, który utwór zamówił, nie mogły zaśpiewać piosenki przed meczem otwarcia Polska-Grecja. „Jarzębiny” dostały jednak ogromne poparcie od tych mniej i bardziej znanych w kraju. Dziś przyznają, że piosenka podobała się nawet w Brukseli. Osiem pań w strojach ludowych i śnieżnobiałych chustach przyciągało uwagę tych, którzy przecież, na co dzień oglądają tylko ludzi w idealnie wyprasowanych garniturach.

Obraz
© Archiwum prywatne

Wydaje się, że ciemna strona show-biznesu dotknęła wtedy nawet panie z Kocudzy. Do gminy coraz częściej zjeżdżali dziennikarze, by poznać śpiewaczki. W większości tych materiałów pokazywane były, jako ciekawostki z miejsca, które tonęło pod gruzami rozpadających się chat. A członkinie zespołu to zwykłe, normalne kobiety, które kochały i kochają śpiewać.

- Bolało nas to, że ludzie oblewali nas pomyjami w internecie. Nigdy nie pomyślałam, że można takie rzeczy wypisywać i pokazywać. Kocudza jest wsią bardzo ładną, nie taką, jaką pokazywała jedna ze stacji telewizyjnych. Pomimo różnych brzydkich komentarzy nie załamałyśmy się, dalej robiłyśmy swoje, krzewiąc naszą kulturę ludową. Ktoś ze znajomych powiedział nam piękne stwierdzenie, zacytuję: „Polak, Polakowi wybaczy różne machloje, ale nigdy nie wybaczy sukcesu”. Dzisiaj z perspektywy czasu mogę śmiało powiedzieć, że znów podjęłybyśmy wyzwanie na jakiś nowy hit - mówi.

„Jarzębiny” chciały skorzystać z popularności. Jak dziś przyznaje Krawiec, miały takie momenty, w których myślały, że ogłupieją od tej jednej piosenki.

- Każdy weekend miałyśmy zajęty. Grałyśmy czasem nawet po 2-3 koncerty tygodniowo. Były to koncerty godzinne, a niekiedy nawet dłuższe, ale dałyśmy radę. Śpiewanie stało się rutyną. Nie miałyśmy czasu dla swoich najbliższych, chudłyśmy w oczach. Jak słyszy się non stop tę samą melodię, a wszędzie przez kilka godzin puszczano „Koko koko Euro spoko”, to można mieć w pewnym momencie dość – dodaje.

Obraz
© Archiwum prywatne

Podkreśla też, że nie chce zapominać o tych dobrych rzeczach, które je spotkały.

- Jesteśmy ogromnie zadowolone z tego, co wydarzyło się w naszym życiu. Zyskałyśmy mnóstwo przyjaciół, wielu pomagało nam, dopingowało nas. Wiemy, jaką mamy wartość. Jesteśmy zespołem z pazurem, nie boimy się żadnych wyzwań. Teraz możemy sobie tylko życzyć wielu koncertów, no i zdrowia, żebyśmy nie straciły głosu – mówi.

Irena Krawiec przyznaje, że także podczas tegorocznych mistrzostw wspierają polską reprezentację. - Dopingowałyśmy naszych podczas meczu z Niemcami, to i teraz będziemy kibicować. Zbieramy się wszystkie, więc pewnie będziemy oglądać i następne mecze – dodaje.

Pozostaje życzyć „Jarzębinom” wielu koncertów, a polskim piłkarzom, by nie za wcześnie usłyszeli tę ostatnią zwrotkę piosenki: „Euro przeminęło, wszystkich zaskoczyło, miło się zaczęło, smutno się skończyło”.

Komentarze (20)