"Związek to orka na ugorze". Co da nam rozstanie?

Jak poradzić sobie w trakcie rozwodu?
Jak poradzić sobie w trakcie rozwodu?

01.05.2024 16:15

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

– Nigdy nie przeszło mi przez myśl, żeby alienować córkę od jej taty, źle o nim mówić czy szukać w nim wad, aby lepiej się poczuć – opowiada Monika Pryśko - w sieci znana jako Tekstualna. Wraz z Moniką Ośmiałowską wydała książkę "Rozstanie to nowe rozdanie".

Ewa Podsiadły-Natorska: Porozmawiamy o tobie?

Monika Pryśko: Oczywiście.

Po ilu latach się rozwiodłaś?

Bardzo szybko, choć z moim byłym mężem znamy się prawie całe życie. Sam rozwód trwał 3,5 roku – dłużej niż nasze małżeństwo.

To była wasza wspólna decyzja?

Nie, to była decyzja mojego męża, zostałam postawiona przed faktem dokonanym. Nie ukrywam, że była to dla mnie niespodzianka, zupełnie się tego nie spodziewałam.

Szukałaś wtedy wsparcia u kobiet, które też znalazły się w podobnej sytuacji?

Nie szukałam, ponieważ w rodzinie i wśród znajomych byłam pierwszą osobą, która się rozwodziła. Jedyne, czym się kierowałam, to własna intuicja. Na pewno pomogło mi to, że byłam niezależna finansowo. Bliscy stanęli za mną, dzięki czemu czułam, że nie jestem w tym sama. Wtedy było mi to potrzebne, choć dziś uważam, że moja rodzina za bardzo przejęła stery.

Z perspektywy czasu stwierdzam – a było to 10 lat temu, miałam 29 lat – że niepotrzebnie się na to zgodziłam, ale na nic innego nie miałam wtedy siły. Rozwód mnie przerósł. I tak, moja rodzina była bardzo pomocna, natomiast dzisiaj już wiem, że wolałabym wziąć to na klatę sama.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jest jeszcze coś, co zrobiłabyś inaczej?

Myślę, że poszłabym z moim byłym mężem do mediatora. Skróciłoby to czas rozwodu; może szybciej udałoby nam się dogadać poza sądem. Mimo wszystko jednak, choć był to straszny etap w moim życiu, daliśmy radę i ostatecznie dobrze nam to wszystko wyszło. Przede wszystkim jesteśmy superrodzicami dla naszej córki; o byłym mężu zawsze mówiłam i mówię, że jest świetnym ojcem. Dzisiaj przybijamy sobie pionę i możemy powiedzieć, że jesteśmy żyjącymi w zgodzie rodzicami naszej dziewczynki.

Rozwód to zawsze porażka?

Rozwód jest porażką, kiedy chcemy, żeby nią był. Są kobiety, które przez dekady żyją przeszłością. Bez końca rozpamiętują, co kto komu zrobił. Nie idą do przodu, tylko siedzą w fotelu oblepione żalem i w nim tkwią. To wtedy jest porażka, bo jak inaczej? Znam ten ból, jednak nigdy nie powiem, że mój rozwód był porażką, ponieważ mamy supercórkę, a od sześciu lat jestem związana z mężczyzną mojego życia. Gdyby nie rozwód, nie doświadczyłabym takiej miłości i takiego związku, ale włożyłam w to dużo pracy, by nie przywitać nowego partnera krzywdami, których nie jest autorem.

Niestety wciąż żywe są krzywdzące stereotypy: że to rozwódka, że zostawił ją samą, do tego z dzieckiem. Ta stygmatyzacja widoczna jest zwłaszcza w mniejszych społecznościach.

Zgadzam się, że tak jest. Sama tego doświadczyłam, gdy chciałam wynająć mieszkanie z córką jako tak zwana "samotna matka" – jak mnie postrzegano. Trafiłam na kobietę z pokolenia naszych babć, do której nie przemawiało, że mam dyrektorskie stanowisko i jestem wypłacalna. W jej oczach byłam "samotną matką". Moi rodzice musieli przyjechać do Gdańska, żeby za mnie poręczyć. Z tego samego powodu bardzo ciężko było mi dostać kredyt hipoteczny.

W takich sytuacjach jako osoba solo czujesz się źle, mimo to jednak nigdy nie uważałam rozwodu za porażkę. Nie mam wewnętrznego głosu, który mówiłby, że żałuję małżeństwa. I też nie uważam, że nie popełniłam żadnych błędów. Przeciwnie. Myślę, że jak wychodzi się za mąż w wieku 26 lat, to popełnia się wszelkie możliwe błędy. Nauczyłam się nie szastać żalem ani rozczarowaniem. Jestem w miejscu, w którym czuję się szczęśliwa, a do wszystkiego, co się wydarzyło, podchodzę z pokorą.

To od początku było twoje założenie, żeby nie skakać sobie z byłym mężem do oczu przy córce? Tak się da?

Nigdy nie przeszło mi przez myśl, żeby alienować córkę od taty, źle o nim mówić czy szukać w nim wad, aby lepiej się poczuć. Pamiętam pewną sytuację. W moim życiu trwa kryzys rozwodowy, dopiero co się rozstaliśmy, wszystko jest na ostrzu noża. Słowem: koszmar. Nachodzi dzień ojca i matki w żłobku. Co robić? Nie wyobrażałam sobie, że moje dwuletnie dziecko będzie musiało wybierać, do kogo pobiegnie – do mamy czy do taty? Postanowiłam wtedy, że tatuś zawsze będzie tatusiem i trzymam się tego do dzisiaj. Poszłam na ten występ, zajęłam miejsce w pierwszym rzędzie dla siebie i dla byłego męża. Gdy zobaczyłam, że przyszedł, pokazałam mu miejsce obok. Usiadł koło mnie, więc to było super, że przyjął moją inicjatywę.

I nasza córka pobiegła do nas, do obojga rodziców, a nam udało się uniknąć tzw. konfliktu lojalnościowego. Niestety, wiele par rozstaje się nie tylko jako partnerzy, ale także jako rodzice; nie mogą albo nie chcą się ze sobą porozumieć. Atmosfera jest napięta, dzieci to czują. A przecież zobaczyć fajnego rodzica w swoim byłym to supersprawa. Nie wyobrażam sobie, żeby moja córka nie miały taty na co dzień. Zawsze mówię: "Jak nie wiesz, co robić, to zastanów się, czego chciałabyś doświadczyć jako mała dziewczynka". Ja jako mała dziewczynka nie chciałabym doświadczyć tego, że moja mama przekazuje mnie mojemu tacie przy domofonie.

W książce wymieniacie zdania, z którymi na pewno wiele kobiet przed rozstaniem się utożsamia: "Nie poradzę sobie sama", "Mogłam być lepsza", "Co ludzie powiedzą?", "Nie mogę być szczęśliwa, bo mam dzieci, które potrzebują ojca" itd.

Dla niektórych kobiet bycie nieszczęśliwą w małżeństwie nie jest powodem do rozstania. Gdy Monika Ośmiałowska zrobiła ankietę na Instagramie, w której zadała pytanie: "Czy to, że jesteś nieszczęśliwa, jest powodem, aby się rozstać?", okazało się, że dla wielu kobiet brak szczęścia oraz dyskomfort w związku nie są czynnikami, które sprawiają, że decydują się na rozstanie.

To, co nim jest?

Musi wydarzyć się coś tak krytycznego, że nie da się już tego ignorować – przemoc, zdrada. Coś, czego nie można przykryć żadnym "przepraszam". Albo sytuacja jak u mnie, gdy to partner cię zostawia.

Co sądzisz o tym, że dopiero takie sytuacje prowadzą kobietę do podjęcia decyzji o rozstaniu?

Według mnie to nie jest dobre, co wynika m.in. z przekonania, że z mężczyzną jest lepiej, grunt to rodzina itp. Jest pełno wątpliwości, które sprawiają, że kobiety zwlekają, nawet jeśli jest im w związku źle. Uważam natomiast, że brak szczęścia z związku to jest wina braku rozmowy. Omijamy etap "aktualizacji ustawień w relacji" i od razu jest rozwód.

Ludzie nie dają sobie szansy, uważają, że druga osoba powinna czytać im w myślach. Znam wiele par, które są razem przez długi czas dzięki temu, że podjęły trud terapii, rozmowy, nie piorąc brudów publicznie. Doskonale wiem, jak bardzo jest to trudne; to nie jest tak, że dobry związek spadł mi z nieba. Żartuję, że związek to orka na ugorze. Jest to ciężka, ale bardzo satysfakcjonująca praca.

Piszą do ciebie czytelniczki?

Czytelniczki zaczęły do mnie pisać ok. 8 lat temu, kiedy przyznałam na blogu, że się rozwiodłam. Wtedy powstała też grupa na Facebooku "Zaczynam od nowa – z odwagą!". Większość historii jest niestety bardzo trudnych, wymagają pomocy prawnika, psychologa, ja natomiast mogę je wspierać, dodając odwagi i pokazując na własnym przykładzie, że rozstanie to nowe rozdanie.

Ty byłaś na terapii?

Miałam do terapii trzy podejścia i dopiero za trzecim razem ją ukończyłam. Moja terapia trwała rok i dwa tygodnie po jej zakończeniu poznałam miłość swojego życia.

Jak rozumieć tytuł waszej książki?

Rozstanie to oczywiście krzywda, szczególnie jeśli kogoś kochamy i ten ktoś zaskakuje nas swoją decyzją. Rozwód to koniec pewnych marzeń, planów, emocji, których nie da się powtórzyć z nikim innym. Chciałabym jednak, żeby nasza książka dała nadzieję. Pokazała, że dobrze jest ustawić się frontem do przyszłości, skoro przeszłość jest nieedytowalna. Ja nigdy nie pytałam, czy jeszcze się kiedyś zakocham, czy ktoś pokocha mnie. Pytałam, kiedy to nastąpi.

Można usiąść w fotelu i cierpieć, tylko po co? W ten sposób odkładamy swoje życie. Dajemy sobie pretekst, żeby nic nie robić, nie wykazywać się odwagą. Doskonale rozumiem ten ból, bo to przeżyłam, ale wiem już, że na umartwianie się szkoda czasu. Zatrzymałam falę nakręcania się rodziną, bo wszyscy o moim rozwodzie chcieli rozmawiać, udzielać mi rad. Powiedziałam "stop". Postanowiłam być szczęśliwa. Mam teraz życie, o jakim marzyłam.

Rozmawiała Ewa Podsiadły-Natorska dla Wirtualnej Polski

"Rozstanie to nowe rozdanie", Monika Pryśko, Monika Ośmiałowska, wyd. Pascal 2023.

Monika Pryśko
Monika Pryśko

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (25)
Zobacz także