Blisko ludzi"Zwolnienie jest po to, żeby donosić ciążę, a nie odpocząć przed porodem". Ciężarne na L4 budzą mieszane uczucia

"Zwolnienie jest po to, żeby donosić ciążę, a nie odpocząć przed porodem". Ciężarne na L4 budzą mieszane uczucia

Czy kobiety w ciąży nadużywają zwolnień lekarskich? Według niektórych - owszem. – Wiedząc, co nas czeka po porodzie, uważam, że każda z nas ma prawo do odpoczynku w domu – mówi Paulina. – Żeby odpocząć, mamy 26 dni urlopu – ripostuje Anna.

"Zwolnienie jest po to, żeby donosić ciążę, a nie odpocząć przed porodem". Ciężarne na L4 budzą mieszane uczucia
Źródło zdjęć: © 123RF

Opieka położnicza z powodu stanów związanych głównie z ciążą to najczęstsza przyczyna wypisywania kobietom w Polsce zwolnień lekarskich. Nic dziwnego, że niektórzy specjaliści mówią o "chorowaniu na ciążę".

Wśród ciężarnych kobiet widać dwa podejścia do zwolnień lekarskich

Po jednej stronie: ciężarne, które chcą pracować najdłużej, jak się da. Jeżeli czują się dobrze i ciąża przebiega bez zastrzeżeń, ani myślą o przejściu na L4. Na zwolnienie decydują się dopiero w momencie, gdy praca staje się zbyt męcząca albo jest realnym zagrożeniem dla dziecka.

Po drugiej stronie: ciężarne, które chętnie korzystają z możliwości, jakie otwierają się przed nimi w tym szczególnym stanie. W ciąży na zwolnieniu lekarskim przysługuje bowiem zasiłek w wysokości 100 proc. średniego wynagrodzenia z ostatnich 12 miesięcy.

L4 nie jest po to, by sobie odpocząć

Agnieszka N. była w ciąży dwukrotnie. Za każdym razem zakładała, że chce pracować jak najdłużej i to się udało. Pod koniec pierwszej ciąży na zwolnienie wygonił ją szef, gdy z ogromnym brzuchem ledwie siedziała przy komputerze. W drugiej ciąży na L4 poszła dwa tygodnie przed porodem, bo w czasie upałów praca w biurze stała się dla niej nie do zniesienia. – Chociaż moją pierwszą ciążę prowadził lekarz z prywatną praktyką i co miesiąc pytał, czy wypisać zwolnienie, odpowiadałam, że dziękuję, ale nie. Bardzo lubię pracować, a w domu bym się nudziła. Gdy byłam w drugiej ciąży, starszy syn chodził już do przedszkola. Pracodawca był bardzo wyrozumiały, ograniczył mi obowiązki. Chętnie chodziłam do pracy – opowiada.

Kiedy poruszam ten temat wśród kobiet, dyskusja jest zażarta.

Ewa: "Do piątego miesiąca ciąży miałam takie wymioty, że ciężko było wyjść z domu, nie mówiąc już, by pracować. Każda kobieta jest inna i 'ciąża to nie choroba' mówią ci, co tego nie przeszli".

Anna: "Bo sam fakt bycia w ciąży nie jest powodem do wypisania L4. Dopiero dolegliwości, jakie jej towarzyszą. Więc ciąża to nie choroba".

Ewa: "Oczywiście, że sam fakt bycia w ciąży nie jest powodem, by nie pracować i iść z tego powodu na zwolnienie".

Martyna: "Ale chyba większość kobiet tak to traktuje".

Jest jednak wiele kobiet, którym nie przeszłoby przez myśl, by pójść na zwolnienie tylko dlatego, że teoretycznie mogą. Według Kasi wszystko zależy od rodzaju wykonywanej pracy oraz od tego, jakie podejście ma szef. – Pracowałam w sklepie obuwniczym: wchodzenie na wysokie drabiny, stanie po 11 godzin, noszenie ciężkich pudeł. Nie było szans na zmianę tych warunków, więc poszłam na zwolnienie – relacjonuje.

Podobnie miała Magda. Gdy zaszła w ciążę, planowała pracować jak najdłużej, jednak nie pozwoliło jej na to zdrowie. – Jestem kosmetyczką. Bardzo lubię swój zawód i nie chciałam zostawić na lodzie klientek. Jednak po trzech miesiącach okazało się, że praca z chemikaliami i różnymi substancjami, do tego głównie w pochyleniu, gdy np. robię paznokcie, jest dla mnie bardzo trudna i męcząca – wspomina. Dlatego poprosiła lekarza o wypisanie zwolnienia lekarskiego. – Przejmowałam się, jak na to zareaguje moja szefowa, ale ona wręcz zdziwiła się, że przychodzę z L4 dopiero teraz. Taki miałam charakter pracy, że nie było szans pracować w ciąży dłużej.

Maja była nauczycielką w szkole podstawowej. Chciała pracować w ciąży, ale pierwszy trymestr przypadł u niej na sezon jesienno-zimowy, czyli szczyt chorobowy. Kiedy w drugim miesiącu przeziębiła się, razem z lekarką doszły do wniosku, że nie powinna ryzykować. – Szkoła w takim okresie to epicentrum wirusów. A będąc w ciąży, nie można przyjmować większości leków. Wygrał zdrowy rozsądek – mówi Maja. Inna rzecz, że czas ciąży nie był dla niej łatwy. – Wymiotowałam do czwartego miesiąca, miałam anemię i zasypiałam na stojąco. Nie było innego wyjścia. Ale odwdzięczyłam się wyrozumiałej dyrektorce i wróciłam do pracy sześć miesięcy po porodzie.

Zostałam okrzyknięta leniem

W Polsce zwolnienie lekarskie łatwiej dostać u lekarza z prywatną praktyką. Beata wspomina, że już na pierwszej wizycie potwierdzającej ciążę lekarz zapytał wprost, czy wypisać zwolnienie. Nie wahała się, bo w jej przypadku wskazaniem do wypisania L4 była ciężka fizyczna praca w stresujących warunkach, a dostosowanie stanowiska do potrzeb ciężarnej okazało się niemożliwe. – Pracowałam w zakładzie, było naprawdę ciężko. Dochodziła do tego presja ze strony kierowniczki. Musiałam odejść, choć chętnie bym jeszcze popracowała. Oczywiście zostałam okrzyknięta leniem i musiałam się ludziom tłumaczyć – mówi Beata.

Również Agnieszka G. wspomina, że chciała pracować jak najdłużej. – Niestety w 16. tygodniu szyjka bardzo mi się skróciła i dostałam L4. W kolejnej ciąży podobnie. Mimo że moje ciąże były leżące, uważam, że ciąża zdrowa i niezagrożona to nie choroba. Jeśli pojawiają się komplikacje, to oczywiście trzeba iść na zwolnienie, ale po to, żeby donosić ciążę, a nie odpocząć przed porodem. Same sobie to robimy: traktujemy się jak męczennice, a potem się dziwimy, że są takie opinie o kobietach w ciąży – uważa.

O kobietach, które nadużywają zwolnień, często mówi się, że są naciągaczkami czy wręcz oszustkami. Ale sytuacje bywają różne. Justyna wspomina, że w pierwszej ciąży została niesprawiedliwie potraktowana przez pracodawcę. – Pracowałam do dwóch tygodni przed urodzeniem dziecka. Uważałam, że praca jest ważna. Czułam się potrzebna i doceniana przez pracodawcę. Ale jak wróciłam z macierzyńskiego, to okazało się, że jednak nie jestem takim ważnym i cennym pracownikiem. Poczułam się lekko oszukana. Przy drugiej ciąży zaraz w drugim miesiącu poszłam na zwolnienie lekarskie. Zwłaszcza że dodatkowo miałam starszaka do opieki. Stwierdziłam, że moje zdrowie i rodzina są na zawsze – i są ważniejsi niż praca.

W podobnej sytuacji znalazła się Tatiana, która pracowała do czwartego miesiąca. – Robiłam takie nadgodziny, że szok. Potrafiłam siedzieć w pracy po 230 godzin na miesiąc, rano miałam krwotoki z nosa, ale dzielnie szłam, bo nie chciałam nikogo zawieść – wspomina. Nagle z powodu pewnej toksycznej osoby w biurze, która nieźle namąciła, Tatianie kazano przejść na L4. – Zostałam z jedną trzecią pensji – mówi. Dlaczego? Bo pracowała w systemie prowizyjnym i na papierze miała tylko część etatu. Jest jej żal, że choć tak się starała, nikt tego nie docenił. – Teraz jestem w kolejnej ciąży i jak lekarz mi zaproponuje L4, to od razu odwołam wychowawczy i z przyjemnością pójdę na zwolnienie. Niestety, tamta sytuacja nauczyła mnie, że w pracy nie ma sentymentów i jak nie będę myśleć o tym, co jest dla mnie najlepsze, nikt inny tego nie zrobi.

Realne potrzeby ciężarnej

Kasia dla kobiet nadużywających zwolnień nie ma litości. – Ciąża to nie choroba, a L4 to nie urlop wypoczynkowy – mówi. – Jeśli ktoś uważa, że zadbanie o siebie to święte prawo ciężarnej, to powinien zrezygnować z pracy i odpocząć. Czemu ma mieć za to płacone? Przez takie kombinatorki kobiety z zagrożoną ciążą mają kontrole i nieprzyjemności. Gdyby L4 nie było nadużywane, to nie byłoby gadania.

Psycholog Agata Pajączkowska wspomina swoją ciążę. – Z powodu bólu kręgosłupa poprosiłam znajomą o wykonanie jednego z zadań za mnie. Była tak zaskoczona moją prośbą, że się nerwowo roześmiała. Przecież ja zawsze wszystko sama. Dopiero po chwili rozmowy zrozumiała, czemu proszę ją o pomoc. Ciąża sama w sobie nie była argumentem – opowiada.

Pajączkowska zgadza się, że ciąża to nie choroba. Ale jednocześnie zaznacza, że to szczególny czas w życiu kobiety, kiedy staje się ona odpowiedzialna za siebie oraz za swoje dziecko. – Dlatego może, a nawet powinna, jeśli tego rzeczywiście potrzebuje, liczyć na przywileje i udogodnienia – uważa ekspertka. – Nie ma jednej uniwersalnej metody na przeżycie ciąży. Na ciężarną kobietę musimy patrzeć indywidualnie i wsłuchiwać się w jej potrzeby. Realne potrzeby – podsumowuje.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (252)