Żyje z teściami na 48 metrach. Każdej nocy słyszy ten sam dźwięk
Zamiast łóżek - kanapy i materace, zamiast stołów - rozkładane ławy. Brak prywatności, miejsca do nauki czy odpoczynku. Na statystycznego Polaka przypada nieco ponad 29 metrów kwadratowych mieszkania. Życie na tak małej przestrzeni wymaga kreatywności.
Oto #HIT2024. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Statystyczny Polak żyje na 29 metrach kwadratowych, wynika z danych Eurostatu przytoczonych w raporcie HRE. Gorzej jest tylko w Rumunii, gdzie na osobę przypada 17 m2. We Francji, Hiszpanii, na Łotwie, w Finlandii czy Włoszech to około 40 metrów. Rekordzistami są natomiast Duńczycy, którzy mają do dyspozycji średnio ponad 60 m2 na osobę.
Małe mieszkanie, duże wyzwanie
Ilona razem z mężem i trójką dzieci mieszkają na 38m2. Do dyspozycji mają dwa pokoje, wąską kuchnię, przedpokój i łazienkę. Dwójka starszego rodzeństwa zajmuje mniejszy pokój, rodzice śpią w salonie, a najmłodsza córka w połączonej z salonem wnęce.
Zarządzanie tak małą przestrzenią wymaga naprawdę dużych zdolności. - Rano składamy wszystkie łóżka i chowamy materac za szafę - relacjonuje Ilona. Dzięki temu dzieci będą miały gdzie odrobić lekcje, gdy wrócą ze szkoły. Zresztą, inaczej ciężko byłoby w ogóle przejść. Następnie składamy sofę, na której śpimy z mężem i przesuwamy ławę spod okna na środek pokoju.
Choć dysponują małym metrażem, opanowali sztukę radzenia sobie w tej rzeczywistości do perfekcji. - Po pracy ja lub mąż przygotowujemy obiad. Zawsze robi to jedna osoba, bo dwie nie mieszczą się w kuchni, która jest bardzo wąska. Jeśli w tym czasie ktoś chce się czegoś napić, musi poczekać albo poprosić o pomoc, bo ciężko jest się przecisnąć.
- Stół jest rozkładany, więc mieści całą naszą rodzinę. Dzieci siedzą na sofie, a my z mężem na składanych krzesłach. Po obiedzie wszystko sprzątamy, bo najmłodsza córka musi odrobić gdzieś lekcje.
Choć można pomyśleć, że na takiej przestrzeni łatwo o konflikt, są bardzo zgraną i wspierającą się rodziną. - Spięcia występują jedynie wtedy, gdy syn chce zaprosić kolegów. Dzieli pokój ze starszą siostrą i musi prosić ją, by wyszła na spacer lub spotkała się z koleżankami. Ale jakoś się dogadują. Nauczyliśmy się życia w ten sposób. Jeszcze cztery lata temu mieszkała z nami moja chora mama. Ale wtedy dzieci były mniejsze i najmłodsza córka spała z nami. Teraz byłoby ciężko to pogodzić - przyznaje Ilona.
Dodaje, że na tak małej przestrzeni udaje jej się nawet organizować rodzinne uroczystości. - Dorośli siedzieli przy stole w salonie, a dzieci przy stoliku w drugim pokoju. Miejsca starczyło dla wszystkich.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"O życiu intymnym musieliśmy zapomnieć"
O zgodę dużo ciężej w przypadku Agaty. Przez cztery lata mieszkała na 48m2 z dwójką synów i teściami. - Brakowało mi przestrzeni, tym bardziej, że na tak małym metrażu znajdowały się aż trzy pokolenia. Teściowie mieli dość tego, że dzieci cały czas biegały po ich pokoju. My nie mogliśmy znieść ciągłej ingerencji w nasze życie. Codziennie słyszałam uwagi dotyczące wychowania synów. Zbieraliśmy jednak na swoje własne "M", więc musieliśmy przetrwać ten czas.
- Najgorzej wspominam poranne kolejki do łazienki i walkę o telewizor, bo w całym domu był tylko jeden. Dodatkowo, teściowa ciągle słuchała radia, które czasem nie przestawało grać przez całą noc. Niby każdy miał swój pokój, ale ściany były tak cienkie, że słyszeliśmy najmniejszy oddech. O życiu intymnym musieliśmy wtedy zapomnieć.
- Teściowie zajmowali salon, my mieliśmy do dyspozycji małą sypialnię. W trzecim pokoju spali synowie. Był niewielki, ale sprawę rozwiązało piętrowe łóżko. Na szczęście teraz jesteśmy już na swoim.
Ambonka z widokiem na świat
- Mieszkaliśmy na około 38 m2. Największy pokój zajmowali dziadkowie, średni ja z rodzicami, a najmniejszy brat mojej mamy. W sumie sześć osób. Dopiero jak wujek się wyprowadził, dostałam własny pokój. Choć niedługo później dzieliłam go już z bratem - wspomina swój dom rodzinny Iwona.
- Pamiętam, że na mikro balkon mówiliśmy ambonka. Był tak mały, że mieściła się tam tylko jedna osoba. Ale i tak byliśmy szczęśliwi, bo sąsiedzi pod nami nie mieli go w ogóle. Jak to wspominam? Byłam dzieckiem, więc większość czasu spędzałam na zewnątrz. Problem pojawiał się, gdy chciałam zaprosić znajomych. Totalnie nie mieli gdzie usiąść.
Wyliczenia a rzeczywistość
Ile metrów potrzeba do szczęścia? Eksperci wyliczyli, że jedna mieszkająca samotnie osoba powinna mieć do dyspozycji co najmniej 40m2. Każda kolejna - dodatkowe 20. Jak łatwo obliczyć, rodzina z dwójką dzieci powinna mieszkać na minimum stu, a z trójką - 120. metrach kwadratowych.
- To już pokazuje, jak daleko jesteśmy od Zachodu - mówił w rozmowie z Wirtualną Polską dr Łukasz Drozda, autor książki "Dziury w ziemi. Patodeweloperka w Polsce". - Jeśli porozmawiamy ze znajomymi, to sądzę, że mało który z nich będzie mógł pochwalić się takimi warunkami mieszkaniowymi. Żyjemy w wielkiej ciasnocie.
- W latach 90. budownictwo peerelowskie źle się kojarzyło. Ludzie nie chcieli mieć już wielkiej płyty, chcieli zmiany. Tyle że w dużej mierze okazało się to zmianą na gorsze, bo dziś jakość budownictwa jest fatalna. Nie coraz gorsza, tylko po prostu zła, bo taki stan utrzymuje się od lat. Zła izolacja akustyczna, niska efektywność energetyczna - to było za PRL problemem, ale problemem jest i dziś. Współczesne osiedla niewiele różnią się pod tym względem od peerelowskich.
Nie tylko metraż się liczy
- Człowiek jako istota żywa potrzebuje przestrzeni i źle reaguje na zatłoczenie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską psychoterapeuta Paweł Droździak. - Aby czerpać satysfakcję z życia, musi spełniać swoje podstawowe potrzeby, mieć możliwość pracy, wypoczynku czy zaproszenia znajomych. Trudno jednak ustalić minimalną liczbę metrów potrzebnych do szczęścia. Dużo zależy od perspektywy i tego z kim się porównujemy. Jeśli mieszkamy na 50 metrach na wsi wśród domków jednorodzinnych, będzie to dla nas mało. Metraż ten docenimy jednak na osiedlu, gdzie królują mikrokawalerki.
- Ogromne znaczenie ma również widok, stopień naświetlenia i otoczenie. Mieszkanie w małej przestrzeni będzie bardziej znośne, gdy nieopodal mamy park, gdzie możemy wychodzić na spacery. Ważne są też duże i jasne okna. Kolejną kwestią jest to, z kim mieszkamy. Inaczej wygląda to w przypadku pary z dziećmi, a inaczej w przypadku pary z teściami. Brak prywatności, intymności, konieczność ciągłych kompromisów i konflikty mogą prowadzić do permanentnego stresu - zaznacza psycholog.
Agnieszka Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!