On odchodzi - ja zaczynam nowe życie!
Do tanga trzeba dwojga – dopasowanie się w związku tak, aby on rozwijał się, trwał, był harmonijny i energetyzujący jak taniec, wymaga udziału, zaangażowania, chęci i umiejętności obojga partnerów. Nie zawsze jest to możliwe, choć pierwsze wspólne kroki nadzwyczajnie współgrają i budzą nadzieję na satysfakcjonujące zgranie i dopasowanie.
Do tanga trzeba dwojga – dopasowanie się w związku tak, aby on rozwijał się, trwał, był harmonijny i energetyzujący jak taniec, wymaga udziału, zaangażowania, chęci i umiejętności obojga partnerów. Nie zawsze jest to możliwe, choć pierwsze wspólne kroki nadzwyczajnie współgrają i budzą nadzieję na satysfakcjonujące zgranie i dopasowanie.
Wiktoria wyszła za mąż bardzo młodo. Jako 19-latka była dumna idąc do ołtarza z przystojnym, dojrzałym mężczyzną, starszym od niej 15 lat. Była pewna, że to będzie bardzo udane małżeństwo, a mąż był dla niej ideałem. Nie przewidziała tego, że życie przyniesie inny scenariusz – zmaganie się z jego depresją, z uzależnieniem od alkoholu, z zaborczością teściów, dla których on jako jedyny syn był całym życiem. Wytrzymała 9 lat, koncentrując się głównie na wspieraniu męża i jego potrzebach oraz dostosowywaniu się do programu, jaki mieli na ich życie teściowie.
Decyzja o rozstaniu nie była łatwa. Podjęła ją jednak, chcąc żyć inaczej, budować związek oparty na równowadze, mieć dzieci i szczęśliwą, radosną rodzinę. Od sześciu lat po rozwodzie żyje sama, w tym roku kończy 35 lat i wciąż szuka partnera do tanga. Poznała kilku mężczyzn, ale nie były to znajomości, które mogły wróżyć udany związek, nie wiązała z nimi swoich nadziei. Samotność jej dokucza, a „strachy” z przeszłości zamiast minąć, rozpędzają się z wiekiem.
Pojawił się jeszcze jeden – że mijają lata, a ona nie może zrealizować swoich potrzeb macierzyństwa, które tak bardzo dla niej są ważne. Gdy w jej życiu pół roku temu pojawił się Michał, naobiecywali sobie nawzajem mnóstwo na przyszłość. Wydawało się, że robili to z takim samym spokojem, świadomością i pewnością, kiedy myśleli o przyszłości: ślubie, rodzinie, dzieciach… A potem… Z dnia na dzień została sama.
Michał po prostu zamknął serce na siedem zamków i nie wpuścił jej więcej. Powiedział, że nie jest jej wart, że nie potrafi kochać tak jak ona i nie jest w stanie sprostać temu związkowi. Potem nie chciał już z nią rozmawiać, nie odpisywał na SMS-y i listy wysyłane pocztą elektroniczną.
Wiktoria, zanurzona jeszcze bardziej w swoich strachach i bólu, próbuje to wszystko zrozumieć, ale czy to jest możliwe? Czasem myśli, że to takie trudne, że wtedy, kiedy najbardziej potrzebowała wsparcia, Michał na to nie zwrócił uwagi i uciekł od niej. Cała ta historia poruszyła jednocześnie jej nadzieje i najstraszniejsze lęki. Wraca wciąż do marzeń, do myśli o tym, że to nie mogło się skończyć, że to nie jest definitywny koniec. Pisze do Michała, choć on nie odpowiada. Próbuje dzwonić, choć on nie odbiera telefonów od niej… A wszystko z tęsknoty za wsparciem, za tą odrobiną ciepła, które wreszcie w relacji z Michałem znalazła po latach udręki w małżeństwie, a które zniknęły zanim jeszcze zdążyła się nacieszyć.
Na pewno nie da się zaprzeczyć temu, co człowiek czuje w takich momentach, kiedy nie ma wpływu na zachowania i decyzje partnera, a sam musi poradzić sobie ze stratą i pogrzebać po raz kolejny w życiu stracone nadzieje i złudzenia. Pojawiają się wtedy ze zdwojoną siłą potrzeby wsparcia, ciepła, troski ze strony tego bliskiego człowieka, a nie ma nawet jak go o nie poprosić.
Rodzina, macierzyństwo, empatia, troska, bliskość, miłość - wartości i potrzeby pozostają, zniknął tylko mężczyzna, z którym Wiktoria wiązała nadzieje na ich zaspokojenie. Warto zdać sobie sprawę z tego, że gdy rozstanie nastąpiło niedawno, mamy tendencje do widzenia tylko jednej strategii realizacji tego, co dla nas ważne, poprzez kontakt i związek tylko z tą jedną jedyną osobą.
Do tanga trzeba dwojga – gdy ktoś odmawia i nie mamy wpływu na to, aby z nim kontynuować ten piękny taniec, wcale jednak nie musimy rezygnować z tego, co kochamy i lubimy. Można zmienić formę – zatańczyć solo, poszukać innego partnera. Wtedy, zamiast uciekać od tego, co daje nam energię i siły życiowe, możemy dalej cieszyć się tańcem, zamiast znikać z parkietu i w kącie sali umartwiać z powodu tego, że dla kogoś tango nie jest takie ważne jak dla nas.
Warto uświadomić sobie, że kierunek własnych myśli można zmieniać, nie przywiązując się do tych, które stymulują emocje przywołujące "dawne strachy i zranienia". To, czy wracamy wyłącznie do jednego sposobu zaspokojenia własnych potrzeb, jest tylko naszym wyborem. Jeśli zdajemy sobie z tego sprawę, możemy uwolnić się od obciążających nas negatywnych myśli i emocji, zostawić za sobą przeszłość i żyć dalej.
Łatwiej nam wtedy też będzie z dystansu zobaczyć, że choć nie znamy przyczyn i nie rozumiemy postępowania drugiej osoby, to ona nie jest w stanie na ten moment widzieć, rozumieć i zaspokajać naszych potrzeb, odnosić się do nich z empatią. Neutralny ogląd sytuacji wskazuje jednoznacznie na to, że nie ma sensu "pukać do drzwi", które ktoś przed nami zamknął i nie chce ich otworzyć.
Alicja Krata – mediator; trener, superwizor; Prezes Zarządu Fundacji MEDIARE: Dialog-Mediacja-Prawo; założycielka Szkoły Miłości, w ramach której prowadzi coaching oraz warsztaty dla osób i par, które chcą budować dobre relacje, dialog i współpracę, tworzyć szczęśliwe związki.
(akr/bb)