„Nie dam mu ani sekundy więcej” – historia Elizabeth Smart
Jest jedną z najbardziej zaangażowanych na świecie kobiet w przeciwdziałanie porywaniu dzieci. Została m.in. rzeczniczką programu radKIDS, uczącego najmłodszych, jak zareagować, kiedy staną oko w oko z przestępcą.
24.04.2012 | aktual.: 28.08.2018 10:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zdaniem twórców programu, samo mówienie dzieciom o niebezpieczeństwach, jakie na nie czyhają, na pewno ich przed nimi nie uchroni. Potrzebne im są konkretne umiejętności, po to, by w przypadku zagrożenia umiały natychmiast, zdecydowanie reagować. O tym, jakie to ważne, Elizabeth Smart wie najlepiej. Niespełna 10 lat temu, w wieku 14 lat, sama została porwana.
5 czerwca 2002 r. do domu w Salt Lake City, w którym mieszkała z rodzicami i pięciorgiem rodzeństwa, włamał się mężczyzna i przykładając jej nóż go gardła, powiedział: - Chodź ze mną albo zabiję ciebie i całą twoją rodzinę. Sparaliżowana strachem, poddała się woli porywacza. Wszystko działo się na oczach jej młodszej, 9-letniej siostry Mary Katherine, z którą dzieliła pokój. Ta, kiedy zagrożenie minęło, z nakrytym na głowę kocem poszła do sypialni rodziców i powiedziała: - Nie ma Elizabeth. Nie znajdziecie jej.
Ed i Lois Smart pomyśleli, że córka ma złe sny, ale na wszelki wypadek postanowili sprawdzić, co się dzieje. Rzeczywiście, Elizabeth nie było.
Tej nocy, przed pójściem spać, Ed sprawdził wszystkie zamki, upewnił się, że drzwi są zamknięte. Zdecydował nie włączać alarmu, bo gdyby któreś z dzieci wyszło ze swojego pokoju, uruchomiłby się. Następnego dnia na pewno tego żałował
Informacja o porwaniu Elizabeth Smart szybko rozniosła się po całym kraju. Rodzice dziewczynki, za pośrednictwem mediów, błagali porywacza, by oddał im dziecko.
W tym czasie, niecałe 7 kilometrów od domu, Elizabeth przebywała w górach, na kempingu, gdzie mieszkał mężczyzna o nazwisku Brian David Mitchell i jego żona Wanda Barzee.
Porywacz, twierdząc, że jest kapłanem Melchizedeka, uczynił Elizabeth swoją drugą żoną. To dawało mu, w świetle wiary którą wyznawał, prawo do utrzymywania z nią stosunków seksualnych. Gwałcił ją codziennie. Za każdym razem, kiedy próbowała stawiać opór, groził, że zabije ją i jej bliskich. Aby nie uciekła, trzymał ją na łańcuchu, związaną w kostkach. W ten sposób mogła poruszać się jedynie w niewielkim promieniu.
W poszukiwania Elizabeth zaangażowało się mnóstwo wolontariuszy. Któregoś dnia, przeczesując teren, znaleźli się bardzo blisko obozowiska. Tak blisko, że dziewczynka usłyszała nawoływanie swojego imienia. Jednak Mitchell natychmiast zrobił się bardzo czujny, znów jej zagroził, by nie pisnęła słówka, bo zginie. Pozostała więc cicho, a wolontariusze się oddalili.
Krótko po porwaniu, podejrzenia policji skierowały się ku niejakiemu Richardowi Ricci’emu, który miał na koncie wcześniejsze włamania do okolicznych domów, a nawet próbę zabicia policjanta. Ponieważ znał rodzinę Smartów, bo kilka miesięcy wcześniej wykonywał w ich domu prace remontowe, stał się głównym podejrzanym o porwanie ich córki.
Zatrzymany przez policję, nie przyznał się jednak do winy. W swoim oświadczeniu powiedział, że nigdy nie skrzywdziłby dziecka. O jego niewinności przekonana była też siostra Elizabeth, Mary Katherine.
Ricci zmarł w więzieniu kilka tygodni później na skutek wylewu krwi do mózgu. Jedyną nadzieją na wyjaśnienie sprawy porwania córki Smartów była teraz Mary Katherine, świadek tamtego wydarzenia. Rodzina i policjanci liczyli, że dziewczynka nagle przypomni sobie jakieś szczegóły. Nagle, po czterech miesiącach, wydarzył się cud.
Siostra Elizabeth przypomniała sobie, do kogo należy głos, który słyszała wtedy w sypialni. Stwierdziła, że porywaczem jest Emmanuel, mężczyzna, który jakiś czas temu wykonywał w ich domu prace na dachu. Ed i Lois Smart spotkali go kiedyś na ulicy, jak głosił Słowo Boże. Sami byli ludźmi bardzo religijnymi i wspierali finansowo potrzebujących, zatrudniając ich przy drobnych naprawach i remontach.
Emmanuel spędził w ich domu zaledwie kilka godzin, z czego Mary Katherine mogła go widzieć zaledwie przez parę minut. Zdawała się jednak bardzo pewna tego, co sobie przypomniała.
Ed zatrudnił rysownika, by stworzyć portret psychologiczny nowego podejrzanego. Policja jednak nie chciała go upubliczniać. Zeznania dziewczynki nie do końca przekonały prowadzących śledztwo.
Właśnie wtedy Mitchell postanowił opuścić Salt Lake City. Zanim jednak to się stało, Elizabeth znów była o krok od ocalenia. Porywacz od czasu do czasu zabierał ją i Wandę Barzee do miasta. Ubierał wtedy dziewczynce perukę i zakrywał twarz chustą, kazał jej chodzić krok w krok za sobą i milczeć. Podczas jednej z takich eskapad, w okolicznej bibliotece, natknęli się na policjanta. Ten zapytał, kim jest dziewczynka, Mitchell jednak stanowczo zaprzeczył, jakoby miała to być Elizabeth.
Funkcjonariusz, zamiast zbadać sprawę bardziej dociekliwie, przyjął wyjaśnienia porywacza i pozwolił im odejść. Dziewczynka była wściekła, że nie zaryzykowała i nie odezwała się, ale miała też żal do policjanta, że tak łatwo dał się zbyć Mitchellowi.
Wkrótce po tym zdarzeniu wyjechali ze stanu Utah do Kalifornii. Jak zeznała po latach Elizabeth, mężczyzna miał tam zamiar porwać kolejną dziewczynkę. Swojej nowej ofiary szukał w ten sam sposób, co w Salt Lake City – głosząc Słowo Boże. Rodzina, którą sobie upatrzył, zaprosiła go na obiad, by podyskutować o wierze mormonów. Tego samego wieczoru wrócił do ich domu, by porwać ich córkę, ale przy próbie włamania, usłyszał hałas w środku i to go wystraszyło.
Rodzice Elizabeth, widząc, że śledztwo nie posuwa się naprzód, postanowili zaryzykować i pokazali w mediach rysopis wskazanego przez Mary Katherine mężczyzny. Rozpoznała go jego była żona. Dzięki niej wyjawione zostało prawdziwe nazwisko Emmanuela, tj. Brian David Mitchell.
Któregoś razu, podczas pobytu w Kalifornii, upił się i spędził noc w kościele. Rano aresztowała go policja, ale przesłuchano go tylko w tej sprawie. Wyszedł na wolność, obiecując poprawę.
To wydarzenie skłoniło go do szukania nowego celu podróży. Elizabeth zasugerowała wówczas, żeby wrócili do Salt Lake City. Oznajmiła, że podpowiedział jej to Bóg. Miała nadzieję, że dzięki temu Mitchell jej posłucha. Tak się rzeczywiście stało. Wrócili do Utah i porywacz, swoim dawnym zwyczajem, zabrał ją i Wandę do miasta. Tego dnia na policję zadzwoniła pewna mieszkanka okolicy. Kobiecie wydawało się, że widzi mężczyznę, którego rysopis znała z telewizji. Funkcjonariusz Troy Rasmussen w filmie dokumentalnym pt. „Porwana. Historia Elizabeth Smart”, zrealizowanym w 2010 r. dla msnbc.com, opowiada, że kiedy podszedł do owej trójki, przyjrzał się Elizabeth i mimo że twarz miała niemal całkowicie zakrytą, był prawie pewny, że to ona. Zaczął się do niej zwracać po imieniu i wtedy spuściła głowę, widział, że jest zdenerwowana. Brian David Mitchell i Wanda Barzee zostali zatrzymani i postawiono im zarzut porwania.
Kiedy Ed Smart przybył na posterunek, by odebrać córkę, miał wrażenie, że ujrzał nie 14-letnią, małą dziewczynkę, lecz dojrzałą kobietę.
W domu powitała ją nie tylko rodzina, ale też ludzie na ulicach: znajomi, przyjaciele i zupełnie obce osoby. Przybyli, by życzyć jej wszystkiego dobrego. A Ed wzruszony powiedział do zgromadzonych: - Bóg istnieje i słucha naszych modlitw. To one przyprowadziły Elizabeth do domu.
Po powrocie dziewczynki, jej rodzice myśleli, że tej pierwszej nocy całą rodziną będą spać w jednej sypialni. Wszystko było przygotowane, lecz córka oznajmiła, że idzie do swojego pokoju. Na ich pytające spojrzenia odpowiedziała: - Nie martwcie się, będę tu jutro rano. Ed i Lois co chwilę chodzili sprawdzać, czy rzeczywiście jest u siebie.
24-letnia dziś Elizabeth w jednym z wywiadów telewizyjnych wyznała, że w poradzeniu sobie z emocjami najbardziej pomogło jej to, co któregoś dnia powiedziała jej matka: - Ten mężczyzna zabrał ci już wystarczająco dużo życia. Nie pozwól mu wziąć ani sekundy więcej.
Powtarza sobie więc, że trzeba żyć dalej, że myśląc o tym, co było, na nowo daje Mitchellowi moc nad swoim życiem.
Skazanie mężczyzny zajęło ponad 8 lat. W 2003 r. postawiono mu zarzut porwania i seksualnego wykorzystywania Elizabeth Smart, ale podczas przesłuchania w sądzie nagle zaczął śpiewać i nie można go było uspokoić. Porywacz długo próbował uniknąć procesu i kary, jak twierdzi wielu – poprzez pozorowanie choroby psychicznej. W 2009 r. sprawa została przeniesiona przez zniecierpliwionych oskarżycieli do sądu federalnego. Właśnie wtedy po raz pierwszy zeznawała Elizabeth. Ze spokojem, na chłodno, opowiedziała całą dramatyczną historię swojego porwania. Wyjawiła szczegóły, których nie znali nawet jej rodzice.
Wreszcie, w 2010 r., sędzia federalny uznał Mitchella za zdolnego wziąć udział w rozprawie sądowej. Proces zakończył się po sześciu tygodniach skazaniem przestępcy na dożywocie. Jego żona, Wanda Barzee, przyznała się do udziału w porwaniu i dostała 15 lat więzienia.
Elizabeth, by zeznawać przeciw Mitchellowi, wróciła z misji religijnej, na której przebywała od kilku miesięcy we Francji. Po ogłoszeniu wyroku oznajmiła, że jedzie ją dokończyć.
Rodzice dziewczyny, pytani 2 lata temu przez dziennikarkę msnbc.com, czego życzyliby swojej córce, powiedzieli: - Wiemy, że bardzo chciałaby skończyć studia muzyczne i znaleźć tego wymarzonego mężczyznę, za którym będzie szalała i który będzie ją bardzo kochał. Mamy nadzieję, że wszystkie marzenia się spełnią.
Oba już się zrealizowały. Będąc na misji we Francji, poznała Szkota – Matthew Gilmoura, z którym w lutym tego roku wzięła ślub.
Zarówno ona, jak i jej rodzina, przyznali, że nie mają już w sobie goryczy. Odetchnęli po zapadnięciu wyroku i teraz czas zostawić to za sobą. – Musimy pamiętać, że jej nie zabił – podkreśla Lois. Zdaniem Smartów, nie można być szczęśliwym, wracając ciągle do przeszłości, zwłaszcza do złych wspomnień.
Według raportu Narodowego Centrum Zaginionych i Wykorzystywanych Dzieci (National Center for Missing & Exploited Children), w Stanach Zjednoczonych w latach 2005 – 2010 usiłowano dokonać 4202 porwań dzieci. Ofiarami najczęściej były dziewczynki w wieku 10 – 14 lat. 38% prób porwania nastąpiło pomiędzy godz. 14:00 a 19:00, kiedy dziecko było samo (wracało ze szkoły, jeździło na rowerze, itp.). Większość prób została udaremniona, głównie dzięki zachowaniu dzieci. W jednej trzeciej przypadków krzyczały albo kopały sprawcę, w 53% - uciekały. Tylko w 16% przypadków ofiary otrzymały pomoc od rodziców lub innych dorosłych.
Ze względu na to, że 10 lat temu sama się nie obroniła, Elizabeth mocno angażuje się w przeciwdziałanie porywaniu dzieci. Występuje na wielu konferencjach poświęconych temu problemowi, działa na rzecz wprowadzenia zmian w amerykańskim prawie, które wzmacniałyby profilaktykę w zakresie bezpieczeństwa dzieci. Jest rzeczniczką programu radKIDS.
Rok temu otrzymała nagrodę Diller-von Furstenberg – przyznawaną silnym, odważnym kobietom, które zmieniają życie innych. Wyróżnieniu towarzyszyła kwota 50 tys. dolarów. Wykorzystała ją, by otworzyć swoją fundację (Elizabeth Smart Foundation).
Elizabeth w udzielanych wywiadach wydaje się bardzo opanowana, spokojna i pogodna. Patrząc na nią, nasuwa się pytanie, czy rzeczywiście była w stanie sobie ze wszystkim, przez co przeszła, tak dobrze poradzić. Czy ta pogoda ducha naprawdę nie jest udawana? Odpowiedź daje jej matka: - Musimy pamiętać, że nie tylko te 9 miesięcy ukształtowało Elizabeth. Na to, jaka jest, wpływ miało jej całe życie, a ono było wypełnione wieloma wspaniałymi chwilami.
(ios/sr)