„Są dwa typy Polek, które wychodzą za muzułmanów” - mówi Anita. W domu męża w Pakistanie przeżyła piekło
- Europejka, która przeszła na islam, nigdy nie będzie na ich terenie szanowana. Jesteśmy traktowane jak psy, na które można wrzeszczeć i które można bić, jeśli coś się nie podoba, "Allah tak chciał" komentowała rodzina mojego męża kolejne siniaki - opowiada Anita.
25.07.2018 | aktual.: 25.07.2018 16:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Anita jest zniszczona w sposób, który nie wynika z zaniedbania. Kącik oka opada, ma ukruszone niektóre zęby. Na zdjęciach ze ślubu, które mi pokazuje, trudno ją rozpoznać. Posągowa, trochę flirtująca z aparatem blondynka, wielkie czarne oczy podkreślone kredką. Do tego tradycyjny strój pełen ozdób, w żywym karminowym odcieniu. Jak postać z bajki, chociaż raczej z „Tysiąca i jednej nocy” niż z „Czerwonego kapturka”. W tym roku będzie obchodziła 40. urodziny. Zdjęcie jest zaledwie sprzed siedmiu.
Telefony, telefony
Kiedy rozmawiamy w kawiarni w centrum Warszawy, jej telefon dzwoni trzy razy. To były mąż. Nie są razem od kilku lat, uzyskała nawet rozwód religijny, ale uzyskanie rozwodu urzędowego, jeśli ślub był zawarty w państwie arabskim, do łatwych nie należy. Anita w oczach męża wciąż jest jego własnością. Kontroluje ją, mimo że od kilku lat mieszka z kolejną już narzeczoną, która dla niego przeszła na islam. Niebawem ona i Anita będą rodziną. Były mąż planuje wziąć z dziewczyną ślub w którymś z państw, gdzie uznaje się prawo szariatu. Anita nie zna szczegółów.
Rozmawiam z nią, bo trafiła na mój artykuł o 23-letniej Polce, która na islam przeszła jako nastolatka, a do męża do Egiptu wyjechała zaraz po maturze. Oburzył ją. Na tyle że postanowiła opowiedzieć swoją historię, chociaż nie zna jej większość jej znajomych.
- Gdybym w czasach, w którym rozważałam ślub z muzułmaninem i wyjazd do Pakistanu, natrafiła na historię mamy Hassanka, to byłby kolejny kamyczek przeważający szalę „za”. Pewnie zaniosłabym go mamie, która nie chciała ze mną rozmawiać, jak jakiś dowód na to, że ona się myli, a ja mam rację. To nie tak, że nie wierzę, że taki związek może być szczęśliwy. Po prostu to się rzadko zdarza. Znam mnóstwo Polek-muzułmanek, które postąpiły podobnie jak ja i dziewczyna, którą opisałaś w artykule. Wszędzie wcześniej czy później pojawiała się przemoc. Może nie o takim nasileniu, jak w moim małżeństwie, ale umówmy się, że mąż mówiący do ciebie „brudna świnio” zamiast „kochanie” to w Polsce, mimo wszystko, nie jest standard. Oni przekonanie, że kobieta to zwierzę domowe, mają wpajane od dziecka. Taki przykład: pewnie też widujesz w Warszawie śniadych rowerzystów Ubera, którzy czasem zatrzymują się na skrzyżowaniach i rozmawiają. Wielu z nich jest z Pakistanu, chociaż ludzie biorą ich za Hindusów. Rozumiem język urdu, w którym mówią i zapewniam cię, że nie chciałabyś słyszeć, jak komentują kobiety na ulicach. Im młodsze, tym obelżywiej. Te dwie dziewczynki, które tu idą w szortach mają może ze 14 lat. Dla nich one nie są dziećmi, tylko "młodymi kurewkami" - mówi Aneta.
Przeczytaj także: historię, która skłoniła Anitę, żeby opowiedzieć o tym, co przeszła
Zobacz także
Idiotka jakich wiele
Kiedyś opowiadała swoją historię nowym znajomym. Oduczyła się. Jest na tyle kuriozalna, że ludzie jakoś zapominają o współczuciu. Raczej pukają się w czoło, prychają. Anita ma już dosyć pogardliwych grymasów i słuchania teksów w stylu „ale z ciebie idiotka” albo „coś ty sobie wyobrażała”. W zasadzie się z nimi zgadza, też uważa, że była idiotą. Tyle że niczego to nie zmienia, a dostawanie w twarz od rozmówców, za każdym razem, gdy opowiada o najboleśniejszych chwilach w życiu, nie jest jej potrzebne.
Zgadza się ze swoimi znajomymi jeszcze w jednym punkcie. Nie każda kobieta jest na tyle "naiwna", żeby wyjść za faceta z drugiego końca świata i z innej kultury. W dodatku poznanego online.
- Moim zdaniem są dwa typy Polek, które przechodzą na islam. Bo zazwyczaj takie historie wyglądają podobnie. Najpierw odnajdujesz Allaha, a potem - już jako konwertytka - swojego "arabskiego księcia". Pierwsza grupa to młode, zagubione dziewczyny, które mają zły kontakt z rodzicami. Często są nielubiane w szkole, czują, że nigdzie nie pasują, żyją głównie w internecie. Druga to kobiety takie jak ja. Po trudnych związkach, ze zdeptanym poczuciem własnej wartości, które czują się nieatrakcyjne i mają dojmujące przeświadczenie, że już do końca życia będą same – opowiada Anita.
Nowy wspaniały internet
Sama pierwszych znajomych z krajów muzułmańskich poznała w 2007 roku. Była przed trzydziestką, a jej małżeństwo istniało już tylko na papierze. Z pierwszym mężem rozstała się, delikatnie mówiąc, niezbyt elegancko. Po rozwodzie przeniosła się z kilkuletnią córeczką z Warszawy do 20-tysięcznej miejscowości w innym województwie. Odziedziczyła tam dom. Pomyślała, że dobrze jej zrobi zmiana środowiska. Nie znała nikogo w okolicy, trudno było o pracę. Żyła z oszczędności.
W dzień zajmowała się Kają, a noce spędzała w sieci. Założyła profil na jednym z raczkujących portali społecznościowych, o którym gdzieś przeczytała. Był tym ciekawszy, że zupełnie nieznany w Polsce. Te 11 lat temu ekscytująca była sama perspektywa pisania z kimś oddalonym o setki, a nieraz tysiące kilometrów. Nie chodziło wcale o łączenie się z ludźmi, których znało się na co dzień. Jednego wieczoru pisała z dziewczyną z południa Francji, następnego z chłopakiem z Meksyku.
- To były raczej takie gadki-szmatki: "Jaka jest u was pogoda?", "Co jadłaś na śniadanie?", "Znasz piosenkarza X?". Nawet ciekawe, ale ja byłam wówczas permanentnie zdołowana. Bardzo potrzebowałam, żeby ktoś mnie wysłuchał, a wiadomo, że ludzie nie lubią być obarczani problemami obcych. Dla większość znajomych z tego portalu to była rozrywka, dystansowali się, kiedy przebąkiwałam o tym, że "u mnie naprawdę źle" – zwierza się Aneta.
Zaczęła do niej pisać dziewczyna z Arabii Saudyjskiej. Potem kolejna. Były zupełnie inne od wyobrażeń, jakie miała o muzułmankach. Uśmiechnięte, wymalowane, z odkrytymi włosami, a nawet lekko rubasznym poczuciem humoru. Najpierw były przyjęte na portalu small talki. Gadały o różnicach kulturowych, muzyce i filmach. Ale potem, kiedy Aneta nieśmiało zaczęła mówić o sobie, nie uciekły.
Otwierała się przed nimi coraz bardziej, zaczęła się zwierzać. Wiedziały, że jest po rozwodzie, że sama wychowuje Kaję i są takie dni, kiedy nie ma siły wstawać z łóżka. Zawsze umiały zadać odpowiednie pytania. Aneta miała wrażenie, że naprawdę się nią przejmują.
-To cały system zdobywania nowych wiernych, nikt nie pisze do ciebie "Witam, jestem przedstawicielem Ligi Muzułmańskiej, zostałaś wytypowana na nową wierną". O islamie na początku żadna z moich nowych koleżanek nie zająknęła się nawet słowem. Potem pojawiają się mimochodem jakieś wtręty typu: „twoja sytuacja jest straszna, w społeczeństwie muzułmańskim to nie byłoby możliwe, nie zostałabyś sama w trudnych chwilach”. Nikt cię do niczego nie namawia, nie mówi "islam jest najlepszy”. Z czasem widzisz, że ludzie są dla ciebie zwyczajnie dobrzy i zaczynasz łapać się na myśleniu, że może urodziłaś się w nieodpowiedniej religii – wyjaśnia Anita.
W Dubaju, jak w raju
Po niemal dwóch latach codziennej korespondencji Aneta postanowiła polecieć na wakacje ze swoimi znajomymi. W międzyczasie poznała jeszcze kilka innych osób z krajów arabskich, wszystkie były równie zabawne, troskliwe i empatyczne. Okazało się, że cała grupa zna się świetnie między sobą. Niby z portalu. Anita miała "dołączyć do paczki". Spotkali się w Dubaju. Podróż do Emiratów w 2009 roku, zanim zaczęło tam latać pół Europy, to było olbrzymie przeżycie.
Z perspektywy czasu Anita myśli, że nawet wybór akurat tej lokalizacji nie był przypadkowy. To nie był stereotypowy kraj arabski. Wszystko porażało rozmachem i nowoczesnością, a nowi znajomi okazali się jeszcze fajniejsi niż online. Bawiła się świetnie, ciągle coś zwiedzali, wychodzili jeść na mieście, opalali się. Nie zabrakło też miejsca na spotkania religijne. Były "bardzo ważne" dla jej towarzyszy, więc Anita taktownie w nich uczestniczyła, tym bardziej, że zdążyła zainteresować się islamem. Bardziej kulturowo niż religijnie.
- Patrzyłam na tych ludzi i zastanawiałam się, jak to się dzieje, że są jednocześnie zwykłymi 30-latkami, trochę rozrywkowymi, a trochę ambitnymi, a do tego są tak strasznie troskliwi i empatyczni. Byli jak barometr nastroju. Zorientowali się nawet, gdy zaczęłam tęsknić za Kają i potrafili ze mną o tym porozmawiać. Nigdy wcześniej nie znałam takich ludzi. Przyglądając się im z boku doszłam do wniosku, że chodzi o religię. Zwierzyłam się z tego przypuszczenia. Oczywiście usłyszałam, że "tacy właśnie są wyznawcy Allaha" – opowiada.
Po miesiącu wróciła do Polski, z myślą, że powinna przejść na islam. Znajomi podsunęli jej szereg opracowań i artykułów, które powinna przeczytać, co oczywiście zrobiła. Do dziś uważa, że w założeniach to piękna i mądra religia. Gorzej z praktyką.
Rok później była już muzułmanką, po ulicach chodziła w czadorze. W miasteczku, w którym zdecydowała się zostać, budziła sensację, ale raczej w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ludzie po prostu się nią interesowali.
Zobacz także
Arabski książę
No i wtedy, znowu w sieci, choć już na innym portalu, poznała jego. Służył w armii w Pakistanie, był od niej kilka lat młodszy. Znowu zaczęło się od rozmów, nieraz całonocnych. Anita cały dzień czekała, żeby tylko wrócić do domu i włączyć komputer. Potem zaczął z nią flirtować, ale zupełnie inaczej niż robią to Polacy.
- Widzisz, ja byłam z tych kobiet, które nigdy nie były łasa na komplementy. Miałam w domu lustro i wiedziałam, co mam "na swoim miejscu", a co mniej. Ale on robił to w taki sposób, że po raz pierwszy w życiu, poczułam się naprawdę piękna. Godna pożądania. Adorował mnie, mężczyźni z krajów arabskich naprawdę to potrafią. Pamiętał o każdym szczególe, o którym kiedykolwiek wspominałam. Kiedyś wspomniałam mimochodem, że bardzo lubię chabrowy. Za tydzień dostałam wielką paczkę z Pakistanu pełną drobiazgów w tym kolorze. Wiedział, jaką kawę piję, pamiętał, kiedy Kaja ma urodziny, imieniny. To był endorfinowy haj. Wreszcie, po raz pierwszy od nie pamiętam jak dawna, byłam szczęśliwa – mówi Anita.
Po roku znajomości zdecydowała się pojechać z córką do Pakistanu, żeby wyjść za mąż za mężczyznę, którego widziała tylko na skype'ie. Czerwonej lampki nie zapaliły jej nawet prośby o pieniądze. Tutaj na operację mamy, a tam na przygotowanie wesela. Prośby wystosowywał bardzo subtelnie, do tego sam wysyłał jej prezenty albo ni z tego ni z owego robił przelewy. A przecież zakochana kobieta nie będzie porównywała kwot i wyciągała wniosków. "Pieniądze zawsze można zarobić" – myślała, gdy stan konta topniał.
Zaściankowe Polaczki
Kiedy miała już bilety w jedną stronę dla siebie i dla Kai, rodzina zaczęła robić jej karczemne awantury. Matka groziła, że pozbawi ją praw rodzicielskich.
- W pewnym momencie poczułam nad moją rodziną coś na kształt moralnej wyższość i postanowiłam się nie przejmować. Myślałam, że teksty o bezpieczeństwie czy naiwności to tylko przykrywka dla ich rasizmu i islamofobii. Zakochanej trudno cokolwiek przetłumaczyć. Zawsze myślisz, że twoja historia taka nie będzie – opowiada Anita.
Na lotnisku ją i Kaję powitała cała rodzina ukochanego. Kilkanaście osób, kilka samochodów. Mało kto z nich mówił po angielsku, ale wszyscy byli ujmująco sympatyczni. Jeszcze tego samego dnia odbył się ślub. Kobiety z rodziny męża wykąpały ją, ubrały w przygotowany strój, umalowały. Matka jej męża płakała ze wzruszenia i raz po raz ją przytulała. Czuła się jak we śnie. Zamieszkała z rodziną męża. Do swojej dyspozycji mieli jeden pokój, reszta domu była wspólna. Pierwsze tygodnie były sielankowe. Zwiedzała z nową rodziną Pakistan, kobiety uczyły ją gotować, ubierała się w bogato zdobione szaty, a między nią a mężem układało się dobrze.
Po pierwsze: będziesz słuchała męża swego
Po raz pierwszy podniósł na nią rękę po trzech miesiącach. Wstając z dywanika do modlitwy, Anita się podparła, a to w islamie zabronione. Była tak zaskoczona spadającymi na jej głowę razami, że nie powiedziała ani słowa. Do końca dnia schodziła mu z drogi. Na początku usiłowała z nim o tym rozmawiać. Mąż powiedział, że usiłuje ją wychować na dobrą żonę i dobrą muzułmankę. Następnym razem już sama wytłumaczyła sobie w ten sposób jego napad złości. Wmawiała sobie, że połączenie dwóch kultur jest trudne i w ten sposób szybciej „nadrobi zaległości”. Po jakimś czasie doszedł temat jej wcześniejszych doświadczeń seksualnych.
-Islam naucza, że to, co działo się w życiu konwertyty wcześniej nie ma znaczenia. Że przyjmując tę religię, rodzisz się na nowo. Czyli mogłaś być nawet prostytutką, ale po przejściu na islam jesteś, zgodnie z nauką, dziewicą. Tyle w praktyce. Dla większość muzułmanów, których poznałam, Europejki i Amerykanki to zdziry. Po pół roku po ślubie mąż dusił mnie i wrzeszczał, żebym przyznała się "ilu miałam". Prawda go nie satysfakcjonowała. Przed nim spałam z dwoma facetami. Mogłam przysięgać na wszystko. Jego zdaniem było ich piętnastu i za piętnastu byłam karana. Wymuszał seks, był wtedy bardzo brutalny – opowiada Anita.
Tak chce Allah
Anita chorowała na padaczkę, ale od lat nie miała ataków. Po roku małżeństwa potrafiła mieć ich nawet kilka dziennie. Była w rozsypce. I psychicznie i fizycznie.
Zaczęła błagać braci męża o pomoc. Mówiła wielokrotnie, że nic od nich nie chce, ale żeby pozwolili jej wrócić do Polski. Wzruszali ramionami, a kiedy wspominała o przemocy, odpowiadali, że widocznie taką drogę przygotował jej Allah.
To samo usłyszała, gdy poroniła w ostatnim trymestrze. Allah tak chciał, Anita nie jest jeszcze dość dobrą muzułmanką, żeby mieć dziecko z muzułmaninem. Żałobę po tamtym dziecku przeżyła długie miesiące później, na terapii. Płakała przez rok, śniło się jej niemowlę z oczami jak węgielki. Mówiło coś do niej, ale nie rozumiała. Wcześniej „tamto dziecko” było ukryte za grubymi ścianami, tak jak Anita w domu w Pakistanie, który okna miał tylko od strony wewnętrznego dziedzińca.
Zbawienie przyszło przez wi-fi
W domu było wi-fi. Anita nie mogła korzystać z niego bez nadzoru, ale kilka razy znalazła sposób, żeby podłączyć się niepostrzeżeni do sieci. Napisała do siostry w Polsce, żeby skontaktowała się z ambasadą.
Okazało się, że wyciągnięcie jej z Pakistanu będzie ekstremalnie trudne. Nie zgłaszała przemocy domowej, bo i nie miała jak. Niemal nie wychodziła z domu, a jeśli już to zawsze pod nadzorem. W grę wchodziło w zasadzie tylko natychmiastowe wywiezienie z kraju, ale jako żona obywatela kraju muzułmańskiego to, że napotka problemy na granicy, było więcej niż pewne.
Nie wspominając już o tym, że nie miała pojęcia, gdzie znajdują się paszporty jej i Kai, zniknęły zanim zaczęło być źle. Jej siostra w Polsce stawała na rzęsach, chodziła od fundacji do fundacji. W końcu jedna pani w konsulacie poradziła, żeby Anita nakłoniła męża do wyjazdu z Pakistanu. W Europie prawo będzie po jej stronie.
- Namawiałam go długo i bezskutecznie. Nieoczekiwanie moją sojuszniczką okazała się jego matka i to przechyliło szalę. Myślę, że ona doskonale wiedziała, że ja w ten sposób chcę uciec i w ten sposób chciała mi pomóc. Kiedy mnie bił, tylko ona go odciągała, reszta przechodziła, jak gdyby nic się nie działo. Ta kobieta sama miała straszne życie, za mąż wyszła jako 14-latka. Nie miała zupełnie dzieciństwa. Płakała, gdy wyjeżdżałyśmy i to nie tyle z nim się żegnała, co z nami – mówi Anita.
Ludzie się nie zmieniają
Po powrocie do kraju nie mogła się zdobyć, żeby odejść od męża. Od dwóch lat nie utrzymywała kontaktu z nikim, nawet ze swoimi muzułmańskimi znajomymi, którzy po zaręczynach niespodziewanie zamilkli. O rodzinie nie wspominając.
Przez jakiś czas w małżeństwie znowu zaczęło się układać. Oboje szukali pracy, zaczęli rozmawiać jak dawniej. Miesiąc miodowy nie trwał długo. Aneta miała mocne postanowienie, że tym razem się nie da. Kiedy znów ją pobił chwyciła za telefon i wezwała policję.
Funkcjonariusze ociągali się z przyjazdem, a kiedy się pojawili, wyglądali na rozbawionych. Mężowi Anity pogrozili palcem z dobrotliwym uśmiechem.
- Nie zapytali, czy chcę założyć niebieską kartę. Zaczęli szydzić, że skoro tak się nie szanowałam i wyszłam za Araba, to sama jestem sobie winna - mówi.
Czuła się jak w matni. Kobieta pracująca w lokalnym MOPSie, widziała, że z nią jest źle. Skierowała ją na terapię. Krok po kroku dojrzewała, żeby odejść od męża. Tyle że tkwiła w toksycznym związku tak długo, że nie było to wcale łatwe. Nawet po tym, co przeszła, nie wyobrażała sobie, że zostawia go bez pieniędzy i bez języka.
- To obrzydliwe, co powiem, ale prawda jest taka, że uratowało mnie to, że on w między czasie poznał pierwszą ze swoich dziewczyn. Mówiąc „obrzydliwe” nie mam wcale na myśli, że jego zdrada dała mi wolność, ale raczej to, że doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że czeka ją taki los, jak mnie. I wcale nie miałam ochoty jej ostrzegać. Spakowałam się i wyjechałam z Kają do Warszawy. Potem ruszyło mnie sumienie. Zadzwoniłam do tej dziewczyny, żeby porozmawiać jak kobieta z kobietą. Usłyszałam, że jestem stara, brzydka i z zazdrości usiłuję zniszczyć ich związek. To było tak kuriozalne, że aż śmieszne - wspomina Anita.
Never hide
Mniej więcej rok później związek męża Anity z tamtą kobietą się rozpadł, a jemu udało się jakimś cudem odnaleźć żonę w Warszawie. Nachodził ją w mieszkaniu. Straszył, że jeśli nie pozwoli mu do siebie wrócić, porwie Kaję. Z czasem zaczęły się telefony od innych Pakistańczyków, którzy mieszkali w Polsce. Po doświadczeniach z policją nie chciała szukać pomocy instytucjonalnej. Zmieniała kilka razy adres i numer telefonu. Zawsze w końcu udawało mu się ją odnaleźć, ale nie był już tak zacięty w swoich groźbach i żądaniach. Zajął się zakładaniem własnej firmy remontowej. Potem były kolejne dziewczyny.
Pytam Anity, dlaczego nie zniknie. Wydaje się na to gotowa. Bardziej niż „tamta Anita”, o której opowiada ze współczuciem, ale też żalem. Jest po psychoterapii, dokonała aktu apostazji, tyle o ile odkuła się finansowo. Z precyzją tłumaczy zależności, które sprawiły, że dała się uwikłać w taką historię.
- Chodzi o moją mamę. Pogodziłyśmy się, chociaż dla nas obu było to cholernie bolesne. Jest schorowana, potrzebuje codziennej opieki. Wprowadziłam się do niej, żeby być z nią do końca. Kiedy umrze zmienię imię i nazwisko, wezmę Kaję i wyjedziemy. To nie powinno być chyba trudne - zastanawia się.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl