Blisko ludziAlimenty na byłą żonę – wiarołomny małżonek ma się czego bać

Alimenty na byłą żonę – wiarołomny małżonek ma się czego bać

Alimenty na byłą żonę – wiarołomny małżonek ma się czego bać
Źródło zdjęć: © Getty Images
25.12.2019 12:34, aktualizacja: 25.12.2019 15:59

Alimenty przyznane przez sąd na byłą żonę niemal zawsze wywołują silne emocje nie tylko wśród mężczyzn, ale również wśród innych kobiet. Rozwódka nierzadko postrzegana jest jak ta, która próbuje podstępnie wyłudzić od byłego partnera pieniądze, by wieść pasożytnicze życie na jego koszt. Jednak czy rzeczywiście tak jest?

Martyna, 41-letnia pedagog szkolna, przyznaje, że sama miała jeszcze do niedawna jak najgorsze zdanie o kobietach, które przy rozwodzie żądają zasądzenia na ich rzecz alimentów. – Pamiętam, jak o jednej znajomej, zostawionej przez męża, wypowiadałam się bardzo niepochlebnie, nazywając ją tupeciarą, naciągaczką i pasożytem. Ona nigdy nie pracowała, ponieważ poświęciła się wychowywaniu czwórki dzieci. Uznałam, że skoro się rozwodzi, to chyba może wrócić do pracy, zwłaszcza że z wykształcenia jest prawniczką. Nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam…

Martyna miała niebawem na własnej skórze doświadczyć, jak czuje się kobieta postawiona pod ścianą, mimo że jeszcze niedawno zapytana, czy ma udane, szczęśliwe życie, odpowiedziałaby bez zająknięcia "tak". Ponad wszystko kochała swojego męża Tadeusza i trójkę ich dzieci: 15-letniego Tymoteusza, 12-letniego Szymona i 6-letnią Frankę. W ciągu jednej nocy jej życie z bajkowego zmieniło się w najgorszy koszmar. Mimo prób uratowania rodziny jej wysiłki spełzły na niczym. – Teraz walczę o siebie i dzieci – mówi ze łzami w oczach.

Coś za coś

Tadeusz, od wielu lat związany z przemysłem energetycznym, od ośmiu pełnił funkcję prezesa zarządu dużej giełdowej spółki. Pochłonięty pracą, w domu bywał rzadko. Gdy Martyna narzekała na jego nieobecność, mówił: "Chcesz żyć dostatnio, to ja muszę na to zarobić". Nigdy Martynie nie przyszło do głowy, że nieobecność jej męża może oznaczać cokolwiek groźnego. Podkreśla, że jej historia okazała się banalna.

– Któregoś dnia mój mąż przez przypadek zostawił telefon i pojechał grać w golfa. W tym czasie na jego komórkę przyszło kilkanaście SMS-ów i MMS-ów, które nie pozostawiały najmniejszych wątpliwości – opowiada Martyna. – Oczywiście ktoś może powiedzieć, że nie powinnam była grzebać w telefonie męża. Ale trudno było tego nie zrobić, gdy przez przypadek zerkając na telefon, zobaczyłam na jego ekranie wyznanie "kocham cię" i kilkanaście serduszek. Nawet święta kobieta w takiej sytuacji nie powstrzymałaby się przed przeczytaniem reszty…

Martyna chciała uniknąć dramatycznych scen zazdrości, teatralnych gestów. – Gdy wrócił do domu, po prostu zapytałam go, czy kogoś ma – wspomina kobieta. – Odpowiedział, że tak, że się zakochał, ale to już jest skończone, tylko jego kochanka nie chce odpuścić, zadręczając go SMS-ami. Zapewnił mnie o swojej miłości, o tym, jak bardzo zależy mu na naszej rodzinie. Postanowiłam mu wybaczyć. Zwłaszcza że Tadek zgodził się na terapię małżeńską. Żeby mi wynagrodzić choć częściowo to, co się stało, mąż zabrał mnie w podróż moich marzeń do Japonii. Było cudownie… Na daleką wycieczkę wybraliśmy się po pół roku od tamtej niedzieli, gdy dowiedziałam się o jego romansie. Dzień po powrocie z Tokio mój mąż oświadczył, że się jednak wyprowadza do tamtej kobiety. Nie mogłam uwierzyć, że jest takim manipulantem i oszustem! Okazało się, że wszystko to, co mówił przez ostatnie sześć miesięcy, mnie, w domu, na terapii, to było jedno wielkie kłamstwo – wspomina.

Kobieta przeszła poważne załamanie nerwowe, schudła 12 kilogramów, przez kilka miesięcy nie była w stanie pracować. – Zdecydowałam, że muszę jak najszybciej się rozwieść – opowiada Martyna. – Wynajęłam adwokatkę i złożyłam pozew do sądu. Tadeusz, który o wszystkim decydował w naszej rodzinie, wpadł w furię. Zaczął mi grozić, że pozbawi mnie wszelkich środków do życia, że będę musiała wrócić na Kaszuby do rodziców. Po kilkunastu awanturach, negocjacjach między naszymi adwokatami, zaproponował alimenty w wysokości 1000 złotych miesięcznie na każde dziecko. Nie mogłam na to przystać…

Pół roku w kłamstwie

Martyna, mimo bycia mamą trójki dzieci i sugestii męża, nigdy nie rezygnowała z pracy i zostawiła sobie pół etatu. Pomaga dzieciom jako pedagog szkolny. – Moja pensja to niecałe trzy tysiące złotych – tłumaczy kobieta. – I tak dużo zarabiam jak na ten zawód, bo pracuję w prywatnej szkole i udzielam przez kilka godzin indywidualnych konsultacji, które są dodatkowo płatne. Jednak trójka naszych dzieci chodzi do szkół społecznych, gdzie miesięczne czesne za jedno dziecko wynosi ok. 1750 zł, nie licząc obiadów, dodatkowych zajęć, wycieczek, etc. Do tego ubrania, jedzenie, wakacje. A gdzie spłata kredytu za mieszkanie? Rachunki? Nie jestem w stanie zapewnić naszym dzieciom ani sobie życia na takim poziomie, na jakim wiedliśmy je do tej pory.

Adwokatka reprezentująca Martynę, składając w jej imieniu pozew o rozwód, wystąpiła do sądu z wnioskiem o orzeczenie rozwodu z winy Tadeusza i zasądzenie alimentów na troje jego dzieci, jak również Martynę. Wyrok ma być ogłoszony w styczniu 2020 roku.

Winny małżonek zapłaci alimenty

W przypadku rozwodu jeden z byłych małżonków może ubiegać się o przyznanie mu przez sąd alimentów. Jak tłumaczy aplikantka adwokacka Katarzyna Fiedeń z kancelarii Snażyk Korol Mordaka, kodeks rodzinny i opiekuńczy przewiduje dwa rodzaje takich świadczeń.

– W przypadku rozwodu bez orzekania o winie lub rozwodu orzeczonego z winy obu stron zasądzenie przez sąd alimentów zależne jest od wykazania przez wnioskującego byłego małżonka, że znajduje się on w niedostatku oraz tego, że drugi z małżonków posiada możliwości zarobkowe i majątkowe, by dochodzone roszczenie alimentacyjne spełnić. Z kolei w przypadku rozwodu z orzeczeniem o winie wyłącznie jednego z małżonków, drugi z małżonków może domagać się zasądzenia roszczenia alimentacyjnego, wykazując, że rozwód pociąga za sobą istotne pogorszenie jego sytuacji materialnej – tłumaczy Fiedeń.

Dokładnie w takiej sytuacji znalazła się Martyna – zarobki męża stanowiły większą część domowego budżetu, a po rozstaniu jej sytuacja finansowa znacznie się pogorszyła.

– Wobec spełnienia tej przesłanki małżonek wyłącznie winny za rozkład pożycia zobowiązany jest przyczyniać się w odpowiednim zakresie do zaspokajania usprawiedliwionych potrzeb małżonka niewinnego, chociażby ten nie znajdował się w niedostatku – dodaje prawniczka.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (537)
Zobacz także