Alternatywy 4 we współczesnym wydaniu
Jak wielu z nas nie zna swoich sąsiadów? Niektórych widzieliśmy może dwa razy w życiu, a innych spotykamy codziennie na parkingu. Mijamy ich w drodze do pracy ograniczając się jedynie do grzecznościowego „Dzień dobry”. Jednak coraz częściej ludziom zaczyna przeszkadzać izolacja i pragną otworzyć się na innych. Co zrobić by ochronić swą prywatność i jednocześnie żyć bliżej siebie?
Jak wielu z nas nie zna swoich sąsiadów? Niektórych widzieliśmy może dwa razy w życiu, a innych spotykamy codziennie na parkingu. Mijamy ich w drodze do pracy ograniczając się jedynie do grzecznościowego „Dzień dobry”. Jednak coraz częściej ludziom zaczyna przeszkadzać izolacja i pragną otworzyć się na innych. Co zrobić by ochronić swą prywatność i jednocześnie żyć bliżej siebie?
Dla tych, których przestały już bawić zamknięte osiedla i brak kontaktu z sąsiadami istnieje pewna alternatywa - cohousing. Idea zrodziła się w latach 60-tych XX wieku w Danii. Szybko rozprzestrzeniła się w krajach skandynawskich, z czasem zyskała również popularność w Stanach Zjednoczonych. Większości z nas zależy na prywatności i niezależności, ale jednocześnie chcielibyśmy mieć wsparcie w swoich sąsiadach. Cohousing, któremu daleko do ideologicznych społeczności czy komuny, łączy indywidualizm z poczuciem więzi sąsiedzkich.
Ken wspólnie ze swoją żoną mieszka na jednym z osiedli cohousingowych w Santa Fe w Stanach Zjednoczonych. Na pierwszy rzut oka jego osiedle nie różni się niczym od innych. Każdy dom zaprojektowany jest w podobnym stylu, jednak budynki nie są identyczne. Każdy z mieszkańców ma swój ogród, oddzielne wejście. Przed niektórymi domami stoi ogrodzenie, przed innymi nie. Co zatem czyni to miejsce osiedlem cohousingowym?
- Nasze domy mamy tylko dla własnego użytku. Projektowaliśmy je sami, według swoich potrzeb. Dodatkowo stworzyliśmy miejsca, w których możemy się spotykać – mówi Ken . Po środku osiedla znajduje się główny plac, na którym stoi fontanna, rosną drzewa, są drewniane ławki. Obok placu znajduje się budynek, w którym jest kuchnia, jadalnia, sala spotkań oraz mała biblioteka.
Na dużym tarasie przed wejściem do budynku stoi kilka stołów z kilkudziesięcioma krzesłami. – W każdy poniedziałek i czwartek spotykamy się na wspólnym obiedzie. Mamy dyżury dotyczące przygotowania posiłku jak i sprzątania – dodaje Ken.
Dodatkowo mieszkańcy osiedla wybudowali mini hotel z czterema pokojami. Służy on wszystkim gościom, którzy chcą odwiedzić któregoś z mieszkańców, a który z różnych powodów nie może przyjąć ich pod swój dach.
– Raz w miesiącu spotykamy się w naszej salce, żeby omówić wszelkie sprawy dotyczące osiedla. Dyskutujemy, zastanawiamy się, rozpatrujemy pomysły. Wszystko robimy wspólnie i każdy głos się liczy – mówi Ken.
Tuż za osiedlem jest duża działka, jest to kolejna inicjatywa mieszkańców, którzy dzieląc się obowiązkami, wspólnie uprawiają ogród. Wyhodowane warzywa i owoce wykorzystują do przyrządzenia wspólnych kolacji.
Ale miejsca spotkań to nie wszystko. Mieszkańcy osiedla posiadają również wspólne samochody, którymi zawożą np. dzieci do szkoły. – Tutaj również pełnimy swego rodzaju dyżury, ale dzięki temu oszczędzamy czas, bo w takiej sytuacji tylko jeden z rodziców, co jakiś czas odwozi dzieci do szkoły. A po drugie dbamy o środowisko, ponieważ redukujemy liczbę pojazdów, w których jadą tylko dwie osoby – mówi Ken.
Czyż cohousing nie wydaje się być świetnym rozwiązaniem? Projektujemy własny dom, tak jak nam się to podoba. Naszych sąsiadów poznajemy na wspólnych obiadach. Jeśli coś nam się nie podoba, omawiamy to na zebraniu. Dbamy o środowisko i uprawiamy zdrowe warzywa. A do tego, gdy przyjeżdża nasza teściowa, możemy umieścić ją w jednym z czterech pokoi gościnnych.
Magdalena Jurkowska B., która wspólnie z mężem wybrała się w kilkuletnią podróż dookoła świata. Porzucili „dorosłe życie” i wyruszyli odkrywać najróżniejsze zakątki świata.
(mjb/sr)