Anna Karczmarczyk: Jako aktorka wiele przeszłam, ale też sporo się nauczyłam

Ma dwa patenty na stres: stabilny dom i… olejek miętowy. Przyznaje, że aktorstwo to ciężki kawałek chleba, a niektóre role bierze się tylko po to, aby przetrwać. By jak najlepiej zagrać swoją postać, jest gotowa na wiele poświęceń. Do filmu, który właśnie nakręciła, Anna Karczmarczyk przeszła największą przemianę w swojej karierze.

Wywiad z Anną Karczmarczyk
Wywiad z Anną Karczmarczyk
Źródło zdjęć: © East News

11.08.2024 06:00

Ewa Podsiadły-Natorska: Grasz główną rolę w spektaklu "Lekcje tańca" wystawianym przez Teatr Kwadrat. Nie poznałabym cię na plakacie. Lubisz się zmieniać do roli?

Anna Karczmarczyk: Bardzo, choć dopiero w zeszłym roku zaczęłam dostawać propozycje, które mi na to pozwalają.

Która z twoich dotychczasowych ról okazała się najbardziej wymagająca?

Jeśli chodzi o fizyczność zauważalną gołym okiem, to rola Moni w serialu "Prosta sprawa" dla Canal +. Miałam wszędzie kolczyki, łącznie z sutkami, mocny makijaż, różowe włosy. Jeśli chodzi o fizyczność i emocjonalność, a także nabyte umiejętności, największej przemiany jako aktorka i jako człowiek dokonałam dla roli w filmie, który będzie miał premierę prawdopodobnie w przyszłym roku. Do tego filmu schudłam osiem kg, przefarbowałam się na rudo i miałam masę innych wyzwań. Niestety nie mogę o tym za wiele mówić . 

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wracając do "Prostej sprawy": to były prawdziwe kolczyki?

Mam cztery dziurki w uszach, dodatkowo miałam doklejaną plastikową imitację kolczyków w sutkach. Dziewczyny (kostiumografki – przyp. red.) zrobiły to tak świetnie, że wszyscy myśleli, że naprawdę mam tam kolczyki.

Gdyby przyszedł do ciebie reżyser i powiedział, że chce, abyś miała prawdziwe kolczyki w tym miejscu, zgodziłabyś się?

Myślę, że to zależy, jaki byłby to reżyser i do czego miałoby to służyć. Lubię bronić moich bohaterek, wiedzieć, dlaczego coś robią. Gdyby rola wymagała ode mnie obcięcia się na łyso czy przefarbowania na jakikolwiek kolor, jaki istnieje na świecie, nie miałabym z tym problemu. Wręcz przeciwnie: sprawiłoby mi to przyjemność. Ale musiałoby to, jak już wcześniej wspomniałam, być uzasadnione. Są granice, których dla roli bym nie przekroczyła – wszystko to, przez co poczułabym się źle z sobą samą i co nie pasowałoby do postaci, którą miałabym zagrać. Na szczęście jestem już na tyle duża, że nie mam problemu z mówieniem "nie" i deliberowaniem z innymi twórcami.

Nie zawsze tak było?

Niestety nie, jeszcze kilka lat temu miałam z tym problem. Jako aktorka wiele przeszłam. Ale przez ten czas sporo się też nauczyłam.

O czym są "Lekcje tańca"?

Spektakl opowiada historię spotkania dwójki ludzi, którzy pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego. Ona jest kontuzjowaną tancerką, która miała przede sobą świetlaną przyszłość, ale doznała wypadku. Znajduje się w czarnym punkcie swojego życia. On – w tej roli wspaniały Andrzej Andrzejewski – profesor na uniwersytecie, człowiek w spektrum autyzmu, potrzebuje szybko nauczyć się jednego tańca, ponieważ będzie odbierał nagrodę, a na gali zwycięzca musi zatańczyć – więc zgłasza się do niej. Ci ludzie okazują się dla siebie nawzajem wspaniałymi nauczycielami.

Taniec zmienił twoje życie?

Zdecydowanie tak. Zawsze miałam go we krwi, natomiast decyzja, że pobawię się publicznie w taniec w telewizji, zmieniła wszystko.

W jednym z wywiadów powiedziałaś, że dzięki "Tańcowi z gwiazdami" wygrałaś "pieniądze i męża".

Tak wyszło (śmiech). Zgarnęłam combo. To jak wygrać szóstkę w Lotto.

Jesteś mamą. Jak godzisz macierzyństwo z wielogodzinną pracą na planie lub na scenie?

Przede wszystkim jestem w związku partnerskim, a los nam sprzyja. Za każdym razem, kiedy mam nową pracę, mój mąż ma troszkę luźniej. I w drugą stronę, więc jak do tej pory idzie nam całkiem nieźle. Do tego oczywiście jest żłobek, wspaniałe babcie i dziadek. Dla chcącego nic trudnego. Podstawą jest kalendarz i organizacja czasu.

Rozłąka z dzieckiem jest dla pani ciężka?

Myślę, że dla każdego rodzica rozłąka z własnym dzieckiem jest trudna, ale z drugiej strony chcę zaszczepić w moim dziecku to, że praca jest ważna, szczególnie ta, która jest twoją pasją, a zarabianie na siebie pozwala ci być niezależnym i żyć na własnych warunkach.

Podoba ci się świat, w którym będzie dorastać twoje dziecko?

Cóż, łatwo nie jest, ale chyba nigdy nie było. Sama słyszę od swojej mamy: "Ania, nie chciałabym żyć w twoich czasach, wolę swoje" (mimo że był stan wojenny). To samo opowiada moja babcia: "Nie chciałabym żyć w waszych czasach, wolę swoje". Ja pewnie będę mówiła tak samo (śmiech), mimo że okres mojego dorastania był szalony. Nagły i ogromny postęp technologiczny, który dokonywał się w latach mojego dorastania i poznawania świata, sprawiał, że bardzo szybko musieliśmy dostosowywać się do nowego środowiska i nabywać nowe umiejętności.

Wrażliwość społeczna również była na zupełnie innym poziomie. Pamiętam, że bardzo często musiałam walczyć o szacunek – nie tylko ze strony mężczyzn, ale również kobiet. Moje dziecko będzie miało o tyle łatwiej, że ma świadomą mamę, tatę, rodzinę. Nie będzie musiało odrabiać naszych lekcji. Dostanie swoje własne. Chcemy zapewnić mu dobry start w dorosłość, jednak co ono z tym zrobi… kto wie (śmiech).

Twoja praca jest stresująca?

Pewnie, choć która nie jest? Tyle że w normalnych zawodach jesteś oceniany przez pryzmat swojego CV, gdzie masz wpisane konkretne umiejętności, znajomość języków, kwalifikacje itd. A w aktorstwie bardzo często jesteśmy oceniani przez to, jak wyglądamy, płaczemy, śmiejemy się, złościmy itd. To bardzo niewymierne. Dużo w naszej pracy jest działań niedopowiedzianych, niemieszczących się w schematach, dużo jest o tym, co czujemy, gdzie nas ciągnie, co na ten moment bardziej lubimy, dużo o intuicji i szczęściu. Idziesz na casting, gdzie zostawiasz swoje serce, a potem grono osób decyduje, czy dostaniesz tę rolę.

Niewiedza, brak wpływu są bardzo stresogenne. W teatrze za to grasz dla 468 osób na żywo, bez możliwości pomyłki czy przerwy… Używasz swojego głosu jako medium, a on nie zawsze chce się nieść tak, jak ty tego oczekujesz. Ostatnio grałam set spektaklu "Wrócę przed północą" w Teatrze Kwadrat z ostrym zapaleniem krtani, prywatnie miałam zakaz mówienia. Nigdy w życiu się tak nie stresowałam na deskach.

To jak sobie radzisz ze stresem?

Polecam olejek miętowy.

Rozpylasz go?

Nie, to jest specjalna technika. Od ekipy mojego ostatniego filmu dostałam przydomek Wróżka Miętuszka (śmiech). Olejkiem, z intencją, w odpowiedni sposób smaruje się konkretne punkty w ciele. Stymuluje to czakrę serca i korony, uziemia, koncentruje, oczyszcza. Zapewniam, że to bardzo pomaga. A drugą ważną rzeczą, która najlepiej pomaga na stres, jest stabilny dom. Ach! I autohipnoza.

Na koniec zapytam: masz kontakt z dziewczynami z "Galerianek"?

Tak, od czasu do czasu. Dobrze się wyczuwamy, lubimy się, choć każda poszła w swoją stronę. Z Dominiką (Gwit – przyp. red.) wybrałyśmy aktorstwo. Co ciekawe, wzięłyśmy ślub tego samego dnia, nie wiedząc o tym. Żartujemy, że jesteśmy ze sobą związane już do końca życia. U Madzi (Ciurzyńskiej – przyp. red.) – z tego, co wiem – wszystko w porządku. A Milena, czyli Dagmara Krasowska, została bizneswoman. Trzymamy za nią kciuki, bo jest odpowiednią osobą na odpowiednim stanowisku. Wszystkie mamy się dobrze.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (19)