"Baby seeding". Nowa, kontrowersyjna praktyka cieszy się coraz większą popularnością wśród kobiet
Po cesarce przecierają noworodka gazą nasączoną wydzieliną z pochwy matki. W ten sposób dzieci mają uniknąć infekcji i zbudować silniejszy system odpornościowy. Taki, jaki miałyby, gdyby urodziły się drogą naturalną. Amerykanki i Brytyjki mówią już o trendzie. Tymczasem ginekolodzy grzmią na alarm. – Narażacie dzieci – słychać coraz częściej. Pytanie tylko, kto ma rację i czy "baby seeding" ma szansę przyjąć się w polskich szpitalach?
- "Baby seeding" to przetarcie noworodka urodzonego poprzez cesarskie cięcie gazą nasączoną wydzieliną z pochwy matki. Tampon z gazy wprowadza się na około godzinę przed operacją, żeby natychmiast po wyjęciu dziecka przetrzeć je nim. Badania wykazują, że dzieci urodzone siłami natury oraz dzieci urodzone przez cesarskie cięcie z zastosowaniem "baby seeding" mają podobny skład mikrobioty [flory bakteryjnej - przyp. red]! Efekt ten jednak utrzymuje się dużo krócej niż po porodzie pochwowym, tym niemniej ogranicza ryzyko złapania przez dziecko jakiejś infekcji "odfartuchowej" podczas pobytu w szpitalu – wyjaśnia na swoim blogu Agata Jałoszyńska, doula.
"Zasiedlanie" noworodków
Z praktyką przecierania dzieci wydzielinami z pochwy mamy coraz częściej można spotkać się na porodówkach w Wielkiej Brytanii i USA. Jak informują m.in. dziennikarze "Independent" i "Guardiana", nowy trend może nieść poważne konsekwencje (m.in. zakażenie chlamydią, opryszczką i innymi infekcjami zagrażającymi życiu noworodków).
- Szerokie grono lekarzy i ginekologów w Stanach wypowiada się negatywnie o kobietach, które chcą skorzystać z "baby seedingu". Założenie jest takie, że dzieci, które urodziły się przez cesarskie cięcie, pozbawione są pomocnych bakterii. Te wspierają ich system odpornościowy i zapobiegają m.in. rozwojowi alergii, astmy i różnych chorób w przyszłości – czytamy na łamach "Independent".
Część ginekologów praktyki nie rekomenduje, a wręcz przestrzega kobiety, że w ten sposób mogą zrobić swojemu dziecku krzywdę. – Niewiele jest rzetelnych danych na ten temat. Niewiele tak naprawdę wiemy o potencjalnych korzyściach – przyznaje dr Christopher Zahn, wiceprezes Amerykańskiego Stowarzyszenia Lekarzy i Ginekologów. – Przecierając usta, nos i skórę noworodka płynami z pochwy tuż po porodzie, matka może nieświadomie przekazać na dziecko infekcje i choroby – dodaje i podkreśla, że jeśli kobieta choruje na chlamydię i nie wie o tym, może poważnie narazić dziecko.
Z dr Zahnem zgadzają się też inni zagraniczni lekarze. "Independent" cytuje m.in. dr Jennifer Wu z Lenox Hill Hospital w Nowym Jorku, która mówi o "bardzo poważnym ryzyku" związanym z "baby seedingiem". Straszą Amerykanie, straszą też Brytyjczycy. – Ten trend może spowodować więcej złego niż dobrego – oświadczają lekarze z Royal College of Obstetricians and Gynaecologists.
- Są dowody na to, że dzieci urodzone poprzez cesarskie cięcie są bardziej narażone na to, by zachorować na astmę, mieć problemy z alergiami i nietolerancją pokarmową. Wszystko to ze względu na niedobór potrzebnych bakterii. Jednak nie ma dowodów na to, że "baby seeding" daje jakieś pozytywne skutki. Tym samym nie rekomendujemy stosowania tej praktyki do czasu, aż będziemy dysponować rzetelnymi danymi na temat jej skuteczności – przedstawił w oświadczeniu rzecznik brytyjskiego stowarzyszenia, dr Patrick O’Brien. Lekarza cytuje "The Guardian".
"Baby seeding" po polsku
Co na ten temat sądzą polscy specjaliści? Zapytałam o to położną Barbarę Broers z opolskiego Banku Mleka Kobiecego, która odbierała już niejeden poród.
- Z tego co wiem, kobiety są przecież wcześniej przebadane. Wykonuje się badania, by wykluczyć np. zapalenie pochwy. Lekarze wcześniej starają się wyeliminować czynniki zagrożenia. To oczywiste - przyznaje. - Przecież często dzieje się tak, że to zakażenia pochwy predysponują pacjentki do wykonania cięcia cesarskiego. Wydaje mi się, że nikt nie będzie smarował dziecka gazikiem wyciągniętym z pochwy, jeśli jest tam stan zapalny lub bakterie, które mogą zaszkodzić – wyjaśnia.
- Uważam, że jeśli kobieta nie może urodzić siłą natury, to taka kolonizacja bakteriami pochwy może być dobrym zabiegiem. Tylko trzeba wyeliminować czynniki niewskazane dla małego dziecka. Moim zdaniem, co podkreślam, baby seeding jest jakąś alternatywą. To z resztą bardzo ciekawa sprawa. Pamiętam, jak usłyszałam o tym na jednej z konferencji dla położnych. Baby seeding zebrał mieszane opinie. Może trzeba iść z duchem czasu i spojrzeć pozytywnie na ten trend? – dodaje.
W Polsce jeszcze nie jest to popularne. Dlaczego? Jak przyznaje położna, jednym z powodów może być brak czasu lekarzy dla pacjentek. Jeśli na porodówce nie ma wielu pracowników i odpowiednich warunków, to nie ma też tyle czasu dla pacjentek, by móc zaproponować im alternatywne zabiegi. Ciężarna musiałaby wcześniej przejść badania, a na to często nie można sobie pozwolić. Sytuacja, zdaniem Broers, będzie się zmieniać. Bo coraz więcej młodych ciężarnych zdaje sobie sprawę z możliwości, jakie oferuje współczesna medycyna. Na porodówkę przychodzą przygotowane, obeznane w trendach. – Polscy lekarze muszą gonić za światowymi trendami. Kobiety dużo czytają, nawzajem się informują. A jeśli wiedzą, że poród skończy się cesarką, to zdecydowanie szukają wcześniej alternatyw – mówi położna. Jej zdaniem brytyjscy ginekolodzy niepotrzebnie straszą pacjentki. Nowości będą się pojawiać i trzeba iść z duchem czasu. Może dla laika baby seeding będzie wydawał się obrzydliwością, ale dla doświadczonych lekarzy, którzy nie zamykają się na nowości, za kilka lat będą traktować to jako coś normalnego.
- Brytyjczycy straszą kobiety, że dzieci mogą zarazić się chlamydią – mówię w rozmowie z położną.
- Chlamydią? Zacznijmy od tego, że jeśli pacjentce postawiono taką diagnozę, nie będzie rodziła naturalnie. Jeśli jest takie wskazanie, by rodziła przez cesarskie cięcie, to nikt nie będzie brał wacika i smarował takimi wydzielinami dziecka. Trzeba podchodzić do sprawy realistycznie. Do takiego zabiegu trzeba się wcześniej przygotować i działać świadomie – przyznaje Barbara Broers. - I tak najlepszą ochroną dla noworodka jest mleko mamy. To będę podkreślać i promować zawsze. A czy jakaś nowa praktyka przyjmie się w Polsce, to jeszcze zobaczymy.
O zdanie zapytałyśmy też mamy. Czy skorzystałyby z takiego zabiegu, jeśli byłoby to możliwe?
- Jako mama dziecka, które przyszło na świat przez cesarskie cięcie i jest dzieckiem z obniżoną odpornością oraz alergikiem, jeśli miałabym możliwość skorzystania z tej nowej metody przy porodzie, na pewno bym na to wyraziła zgodę. Wydaje mi się to bardzo logiczne i ani trochę nie jest obrzydliwe czy moim zdaniem niebezpieczne. Teraz, patrząc na mojego czterolatka, który bardzo ciężko przechodzi każdą infekcję, zrobiłabym wszystko, by choć trochę ułatwić mu to zadanie - mówi Gosia, mama 4-letniego Ignacego.
- Matka natura wykombinowała to tak, że dziecko rodzi się, przechodząc przez drogi rodne kobiety. Moim zdaniem dzieje się tak nie bez powodu. Jeśli musiałabym rodzić przez cesarkę, byłabym zainteresowana taką możliwością, bo wydaje mi się to bardzo naturalne, zbliżone do tego, co dzieje się podczas porodu siłami matki natury - mówi Ola, której rodzina niedługo się powiększy. - Jeszcze kilka lat temu dziecko po narodzinach było dokładnie kąpane. Dziś noworodki zostawia się na jakiś czas w tym wszystkim, z czym przychodzi na świat, właśnie po to, by nie niszczyć naturalnej ochrony. Coraz częściej przyglądamy się temu, jak to wszystko działa naturalnie i moim zdaniem to efekt takich właśnie obserwacji - dodaje.
Zrozumieć nowy trend
Na początku 2017 roku w dr Maria Dominguez-Bello opublikowała artykuł na temat swoich badań, których wyniki mogą okazać się pomocne w zrozumieniu procesu kolonizacji noworodka. - Dzieci urodzone przez cięcie cesarskie są bardziej narażone na choroby niezakaźne takie jak cukrzyca, alergie, astma, otyłość, niż dzieci urodzone w sposób naturalny. Przyczyny występowania takiej tendencji nie są do końca znane. Poród jest złożonym procesem, w czasie którego dochodzi do wielu fizjologicznych zmian. Jedna z hipotez zakłada, że dzieci urodzone cięciem cesarskim nie otrzymują korzystnych mikroorganizmów z dróg rodnych matki, jak ma to miejsce w porodzie naturalnym – wyjaśnia badaczka w swoim tekście, który przytaczał portal napromed.pl.
Dominguez-Bello jest zdania, że potrzeba czasu, by móc powiedzieć, że praktyka jest całkowicie bezpieczna i przydatna. Aplikowanie wydzieliny pochwowej matki na ciało noworodka pozwala częściowo przywrócić dzieciom urodzonym przez cesarskie cięcie kontakt z pożytecznymi bakteriami. Potrzebne są duże badania z udziałem różnych kobiet.